Sugestie czy też otwarte oskarżenia Radosława Sikorskiego o agenturalność na rzecz Rosji są warte mniej więcej tyle, co analizy gen. Pytla na temat związku z Kremlem Antoniego Macierewicza. Obydwu polityków łączy co najwyżej zamiłowanie do hiperboli i liberalny stosunek do państwowych tajemnic.

Zarzut, że reset PO z Rosją był wymuszony putinowskimi kompromatami na liderów Platformy, również nie wytrzymuje krytyki. Sikorski po objęciu władzy przez Baracka Obamę uprawiał po prostu to, co sam określił mianem „murzyńskości” – podążał za głównym nurtem kreślonym w Waszyngtonie.

Sikorski "amierikos"

Opierając politykę bezpieczeństwa Polski na Stanach Zjednoczonych, trudno abstrahować od ich poglądu na sprawy wschodnie. Nie sposób też nie dostrzec, że oprócz kompromitujących tez na temat „Rosji w NATO” w owym czasie, polski szef MSZ był patronem ważnego programu Partnerstwa Wschodniego (który PiS – również pod wpływem USA – przekształciło w koncepcję Międzymorza) i dążył do tego co realne, czyli podpisania umowy stowarzyszeniowej między UE a Ukrainą.
Również udział Sikorskiego w rozmowach o pokojowym zakończeniu rewolucji godności jest wart uznania. Słynna setka „Wszyscy będziecie martwi” rzucona do przedstawicieli Majdanu brzmi źle tylko wtedy, gdy jest wyrwana z kontekstu. Po rewolucji rozmawiałem z uczestnikami tamtego spotkania. Nikt nie odebrał jego słów jako groźby. Gdy padły, Kijów był o krok od wybuchu walk miejskich na dużą skalę między siłami prorządowymi a Majdanem. W tamtym czasie ginęli już ludzie. Nikt nie wiedział, że Janukowycz był na walizkach, a jego system zaraz się załamie. W tym sensie Sikorski nie zrobił niczego niegodnego czy też pozbawionego sensu. Minister działał w dobrej wierze. Negocjował kompromis.
Polski reset z Rosją skończył się mniej więcej wtedy, kiedy odwrót zarządzili Amerykanie. Czyli w 2013 r. po przyznaniu Edwardowi Snowdenowi przez Kreml tymczasowego azylu i w efekcie odwołaniu wizyty Obamy w Moskwie. Nie ma sensu doszukiwać się tu mrocznych sił. Zresztą sami Rosjanie nazywali Sikorskiego pogardliwie „amierikosem”, rosyjskim odpowiednikiem „Jankesa”.

Zbyt długi język Sikorskiego

Do tego momentu nie ma czegoś takiego jak problem Sikorskiego. Czym innym jest jednak jego długi język czy nawet skłonność do mitomanii po odejściu z urzędu. To już jest realne zagadnienie. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę to, że jest on najdłużej urzędującym szefem MSZ w historii niepodległej Polski, a wcześniej pełnił funkcję szefa MON. Jego szczególnie rozumiana zdolność do budowania narracji znalazła swój wyraz w – bardzo dobrej pod każdym względem – książce „Polska może być lepsza”. W DGP pisaliśmy o tym, jak z lekkością spekulował na temat podwójnego etatu w MSZ polskiego dyplomaty. Od wydania tej książki opisywana osoba z powodów bezpieczeństwa powstrzymuje się od wyjazdów na teren Białorusi czy Federacji Rosyjskiej. Bo dla Rosjan nie ma znaczenia, ile prawdy jest w rozważaniach ludzi takich jak Sikorski. Wymieniona osoba nadaje się bowiem doskonale do spełnienia roli obiektu w procesie pokazowym. Tym bardziej że od kilku lat nie jest ona już objęta immunitetem dyplomatycznym. Były szef MSZ w swojej książce potwierdził również fakt istnienia tajnych więzień CIA i przeprowadzania w nich tortur. I tutaj znów: w zasadzie temat więzień jest tajemnicą poliszynela. Niemniej jednak żaden polski polityk wprost tego nie przyznał. Nikt nie odważył się powiedzieć, że dochodziło do tego w szkole oficerskiej Agencji Wywiadu na Mazurach. Nawet regulując odszkodowania wobec domniemanych terrorystów, powołano fundację, aby oderwać sprawę od państwa. Luz miał tylko Sikorski.
To samo dotyczyło rozważań o rozbiorze Ukrainy. Były minister mówi o tym w kategoriach anegdoty, nie rozumiejąc, że to temat jak najbardziej poważny, a Rosjanom najpewniej chodziło o nagranie „rozmów rozbiorowych” i wykorzystanie ich przeciwko Polsce. Po 24 lutego wyraźnie widać, jak Kreml grzeje ten temat. Brakuje mu tylko mocnego konkretu, bo Donald Tusk na sopockim molo najpewniej był wystarczająco powściągliwy.

Racja bytu polityka

Wszystkie te facecje nie uprawniają do postawienia tezy – którą sformułowano po prawej stronie – że „po powrocie z Afganistanu Sikorski stał się jakiś dziwny” (chodzi o jego pracę reportera w czasie inwazji ZSRR na Afganistan w latach 80.). To pozbawiona sensu piątkowszczyzna. Równocześnie ostatnie wynurzenia na temat wybuchów wokół Nord Stream i sugerowanie, że mogli stać za tym Amerykanie, to już turbomitomania, po której polityk traci rację bytu. Po wykorzystaniu tweeta Sikorskiego przez przedstawiciela Rosji w ONZ Wasilija Niebienzię Sikorski w zasadzie poddał hiperinflacji swoją – odwołajmy się do dickensowskiego Uriasza Heepa z „Davida Copperfielda” – skromną osobę.
W ZSRR ludziom zsyłanym do łagru, którzy pełnili role pociągowe w pracach rolnych, targając za sobą pług – sowiecka intendentura w dokumenty wpisywała funkcję: „pełniący obowiązki konia”. Po wykorzystaniu przez Niebienzię w ONZ Sikorskiemu Rosjanie mogą wpisać z powodzeniem: „pełniący obowiązki buta Nikity Chruszczowa”.