Sprowadzanie z Indonezji po 2 tys. zł za tonę mułu węglowego, który w Polsce można kupić za 200 zł, rodzi pytanie, czy to nie druga "afera respiratorowa"? Według fachowców z 8 mln ton, które jeszcze nie dopłynęły do Polski, do spalania nada się ok. 1,5 mln tony; te działania będą wymagały wyjaśnienia - mówi marszałek Senatu Tomasz Grodzki.

"Jak słyszę, że kupuje się z Indonezji muł węglowy, który w Polsce można kupić za 200 złotych, a my go sprowadzamy za 2 tys. złotych za tonę, to powstaje pytanie, czy to nie jest druga 'afera respiratorowa'" - powiedział we wtorek Grodzki konferencji prasowej.

"Bo, jak mówią związkowcy górniczy i fachowcy z 8 milionów ton, które jeszcze nie dopłynęły do spalania nada się pewnie około 1,5 mln tony. To, to są działania, które będą wymagały wyjaśnienia, bo to jest igranie z bezpieczeństwem energetycznym nadchodzącej zimy" - ocenił marszałek Senatu.

"I trzeba powiedzieć jasno, że rząd tutaj - wiedząc od listopada zeszłego roku, że będzie wojna w Ukrainie, że będzie konflikt z Rosją, że będą sankcje - nie zrobił nic lub bardzo niewiele, aby pomyśleć o naszym bezpieczeństwie węglowym, bo inne kraje - jak sądzę - poradziły sobie z tym nieco lepiej" - powiedział Grodzki.

Marszałek Grodzki pytany, czy patrząc z perspektywy czasu, dobre było to, że opozycja namawiała do jak najszybszego embarga na rosyjski węgiel, odparł: "embargo na rosyjski węgiel w obliczu licznych ofiar - dzieci, kobiet, niewinnych cywilów, wobec ludobójstwa w Buczy, w Irpieniu, to była decyzja niegospodarcza, tylko decyzja o podłożu moralnym i o podłożu wsparcia Ukrainy w jej walce z agresorem, który bez powodu najechał wolny, niepodległy kraj" - odpowiedział marszałek Senatu.

Dodał, iż według niego ta decyzja "była konieczna do podjęcia i to jak najszybciej". "Ponieważ musimy zrobić wszystko - nie tylko jako Polska, ale jako wolny świat - żeby wesprzeć Ukrainę aż do jej ostatecznego zwycięstwa i odzyskania całego terytorium łącznie z Krymem" - podkreślił prof. Grodzki.

Marszałek był też pytany, czy w związku z kryzysem węglowym może dojść do zmiany na stanowisku premiera.

"Nie wiemy, co się dzieje w obrębie ulicy Nowogrodzkiej (siedziba PiS w Warszawie-PAP), w obrębie Komitetu Politycznego PiS, który został zmniejszony do 10 osób po to, żeby był szczelny, bo jak był 40-sto osobowy to przestał był szczelny. I jak się okazuje z tego grona 10 osób też wypływają informacje do członków PiS-u i do dziennikarzy, co świadczy o tym, że walka, która długo toczyła się pod dywanem wypływa na zewnątrz i wyobrażam sobie, co się dzieje w obrębie PiS-u, gdzie różne frakcje zwalczają się z zajadłością godną tych przysłowiowych buldogów" - podkreślił Grodzki.

"Czy, pan premier Mateusz Morawiecki to przetrwa czy nie, to zapewne jest w głowie jednego człowieka - prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Nie chciałbym na ten temat spekulować. Natomiast zastrzeżeń do sprawności tego rządu jest ogromna ilość" - przyznał marszałek Senatu. (PAP)

autor: Edyta Roś, Piotr Śmiłowicz