Prawo i Sprawiedliwość ma wstępną zgodę prezydenta na tę zmianę, ale dalsza dyskusja o terminie nadal jest możliwa.

Prawdopodobnie dziś PiS złoży w Sejmie projekt ustawy o przesunięciu wyborów samorządowych na wiosnę 2024 r. Zakłada on wydłużenie kadencji samorządów do 30 kwietnia 2024 r. Zachowana jest zasada z kodeksu wyborczego, że premier zarządza głosowanie nie wcześniej niż na 30 dni i nie później niż na siedem dni przed upływem kadencji władz lokalnych. To powoduje, że możliwe terminy pierwszej tury wyborów to 7, 14 lub 21 kwietnia. Wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker powiedział wczoraj w RMF FM, że najbardziej prawdopodobne są dwie pierwsze daty. – Ta ostatnia data oznaczałaby, że druga tura wyborów odbędzie się 5 maja, czyli w trakcie długiego weekendu, a tego nie chcemy – tłumaczy nam polityk PIS.
PiS, przesuwając wybory samorządowe, by uniknąć ich kolizji w 2023 r. z parlamentarnymi, lokuje je niedługo przed europejskimi, które prawdopodobnie odbędą się 26 maja (zakres możliwych dat jest szerszy, ale przyjęto, że to ostatnia niedziela maja). Nie wiadomo jednak, czy w trakcie prac w Sejmie nie nastąpi jeszcze korekta ustawy. Choć PiS ma zgodę prezydenta na swój projekt, to dyskutowany może być jeszcze termin wyborów.
Jak wynika z informacji DGP, Andrzej Duda wolałby bowiem termin marcowy. Podobne zdanie ma Państwowa Komisja Wyborcza, o czym mówił DGP szef PKW Sylwester Marciniak. Jego zdaniem najlepiej, by premier uruchomił kalendarz wyborczy zaraz po wyborach parlamentarnych, co mogło oznaczać lutowy lub marcowy termin elekcji, gdyby trzymać się harmonogramu z kodeksu wyborczego. Ta decyzja będzie miała duże znaczenie, ponieważ przesunięcie wyborów samorządowych na wiosnę 2024 r. oznacza, że już na stałe będą one wypadały w pobliżu europejskich, ponieważ w obu przypadkach kadencja trwa pięć lat.
PiS przesuwa wybory, argumentując, że inaczej grozi to wieloma nieprawidłowościami czy wręcz chaosem z powodu nałożenia się na siebie elekcji do Sejmu i Senatu oraz do samorządów. Na tego typu zagrożenia wskazuje też PKW. – Istotne jest, by wynik wyborów był uznany przez wszystkich. Przy organizowaniu obu głosowań niemal równolegle na pewno pojawi się dużo zagrożeń związanych z finansowaniem i przebiegiem kampanii. Dlatego ja bym nie ryzykował. Gdyby trzeba było zdecydować, które wybory powinniśmy przenieść, to wskazałbym na samorządowe – mówił w wywiadzie dla DGP szef PKW.
Ale są także motywy polityczne. Utrzymanie dotychczasowego kalendarza oznaczałoby, że wybory samorządowe mogłyby się odbyć 24 września, 1 lub 8 października; tymczasem parlamentarne: 15, 22, 29 października lub 5 listopada. Czyli co najmniej pierwsza tura samorządowych odbyłaby się przed parlamentarnymi, a w tych pierwszych najbardziej nośne medialnie są wybory w największych miastach, w których kandydaci PiS na ogół przegrywają. To sprzyjałoby opozycji, która zresztą jest przeciwna przenoszeniu wyborów samorządowych.
Obecna operacja jest próbą naprawienia problemu, który wygenerował sam PiS, wydłużając od 2018 r. kadencję samorządów do pięciu lat, co spowodowało kolizję z wyborami parlamentarnymi w tym roku.