Od dłuższego czasu opozycja, mająca większość w Senacie, próbuje ustalić wspólną taktykę na kolejne wybory do izby wyższej. Jej intencją jest z jednej strony reaktywowanie idei „paktu senackiego”, a z drugiej – uniemożliwienie kandydatom PiS jej storpedowanie.

Przypomnijmy, że „pakt senacki” na ostatnie wybory zakładał, że opozycja dogaduje się i w poszczególnych okręgach wystawia wspólnych kandydatów, dbając o to, by nie mieli oni konkurencji z tej strony sceny politycznej. Taka taktyka – przy ordynacji większościowej – przyniosła efekt, bo dziś opozycja ma w sumie 54 senatorów (jeśli doliczymy dwóch niezrzeszonych – Stanisława Gawłowskiego i Jana Marię Jackowskiego oraz Józefa Zająca związanego z Porozumieniem Jarosława Gowina). PiS ma tam 46 swoich działaczy.
Jak słyszymy, na razie wszystkie ugrupowania opozycyjne miały się zgodzić z jednym – by pierwszeństwo startu mieli obecni senatorowie. – Dyskusje dotyczą m.in. tego, by takiemu senatorowi Jackowskiemu, który jest skłócony z PiS, czy Zającowi, wciąż związanemu z Gowinem, opozycja nie wystawiała kontrkandydatów. A takich przypadków, jak sądzę, może być więcej – wskazuje jeden z senatorów i szacuje, że w kolejnej kadencji opozycja może mieć nawet ok. 60 miejsc w Senacie.
Paradoksalnie dyskusje o „pakcie senackim 2.0” mogą być teraz trudniejsze niż przy okazji poprzednich wyborów parlamentarnych. Trzeba bowiem zaspokoić ambicje i oczekiwania wszystkich zaangażowanych stron. – Lewica już przyszła z listą 100 swoich kandydatów. Tyle że biorąc pod uwagę jej stan posiadania w Senacie, nie powinna się spodziewać zbyt wielu miejsc na listach – twierdzi jeden z senatorów. Rozmowy dodatkowo utrudnia to, że podczas tej kadencji doszło do kilku przetasowań personalnych w Senacie. Przykładowo stan osobowy lewicy spadł do zera, bo Gabriela Morawska-Stanecka i Wojciech Konieczny odeszli i utworzyli koło Polskiej Partii Socjalistycznej. Z kolei wcześniej związany z KO Jacek Bury przeszedł do Polski 2050, dzięki czemu Szymon Hołownia zyskał w izbie wyższej swojego reprezentanta.
Plany strony opozycyjnej będzie się starał pokrzyżować PiS, który także rozpoczął przedbiegi do kampanii senackiej. – To będzie jedno z głównych zadań pełnomocników okręgowych – mówi nam polityk PiS. Nie bez przyczyny w nowej strukturze okręgi partyjne PiS pokrywają się z senackimi.
Jak pisała ostatnio Wirtualna Polska, trwają poszukiwania kandydatów niezwiązanych z PiS, którzy mogliby wystartować z mniej lub bardziej widocznym poparciem partii. – Niech to będzie nawet kandydat, który wystartuje z komitetu „Prawdziwa lewica”. Bo celem jest to, by urwał kilka punktów procentowych naszym oponentom – mówi nam polityk PiS. Choć akurat w tej sprawie zdania są podzielone.
– Nie wystarczy wystawić kogoś z boku, kto zabierze 2 proc. konkurentom. Może tak się zdarzyć, ale to nie jest rozwiązanie systemowe, trzeba szukać takich, którzy wygrają, nawet jak są mniej związani z partią. Inaczej stracimy mandaty, tak jak w ostatnich wyborach działo się to w Wielkopolsce – mówi sztabowiec PiS.
Ponadto wiele wskazuje na to, że przetasowania wśród kandydatów PiS będą większe niż wśród opozycyjnych senatorów, choć pewnie także i tu personalnej rewolucji nie będzie. PiS zaczynał kadencję, mając 48 senatorów, obecnie ma ich 46. Jan Maria Jackowski został wykluczony z klubu PiS (ale wciąż zapowiada start), a Józef Zając sam z niego wyszedł, gdy Porozumienie Jarosława Gowina opuściło koalicję. – Możliwe, że kilku senatorów wybierze się na emeryturę – dodaje nasz rozmówca.
Nie wiadomo także, czy nie dojdzie do zmiany ordynacji. W przypadku wyborów do Sejmu to mało prawdopodobne, bo ewentualna korekta prowadziłaby do zmniejszenia okręgów wyborczych, co oznaczałoby podniesienie efektywnego progu wyborczego, a to z kolei uderzyłoby w mniejsze ugrupowania. Temu wewnątrz PiS sprzeciwia się Solidarna Polska, bo osłabia to jej pozycję przetargową w negocjacjach z partią Jarosława Kaczyńskiego. Przeciwny temu jest także prezydent Andrzej Duda, który już raz zablokował zmiany w ordynacji europejskiej podnoszące efektywny próg wyborczy. Natomiast prezydent nie musiałby się sprzeciwić zmianom w ordynacji senackiej i powrotowi do okręgów wielomandatowych. Ale w PiS nie ma jeszcze decyzji, czy zdecydować się na taki ruch. – No bo jakie znaczenie ma Senat, poza tym, że bywa upierdliwy? Ta kadencja pokazała, że bez Senatu też można realnie rządzić – przekonuje osoba z rządu. ©℗