Rozjazd między Warszawą a Brukselą w sprawie kamienia milowego dotyczącego sądów ma zostać wyjaśniony do czasu złożenia przez Polskę pierwszego wniosku o płatność. Na razie nie ma szans na zmiany w prezydenckiej ustawie o Sądzie Najwyższym
Presja ze strony Komisji Europejskiej
Rząd i prezydent nie zamierzają na razie niczego zmieniać w prezydenckiej ustawie o SN mimo presji ze strony Komisji Europejskiej. Wątpliwości, które otwarcie formułują niektórzy komisarze odnośnie do tego, czy ustawa wypełnia kamień milowy z KPO, mają być wyjaśnione w zakulisowych rozmowach. Jak słyszymy, prowadzić je ma resort funduszy, a także sam premier. Rząd zakłada, że porozumienie uda się osiągnąć najpóźniej do czasu złożenia pierwszego wniosku o płatność z KPO, czyli w III kw. br. Przedstawiciele KE na razie sprawy nie komentują i podkreślają, że jeszcze nie ma formalnej oceny wypełnienia kamieni milowych.
Oczekiwanie rządu jest takie, że zarówno środki z KPO, jak i z polityki spójności zaczną płynąć do Polski na przełomie 2022 i 2023 r. Przy czym na poważnie brane są ryzyka związane z możliwością blokowania tych drugich, tak jak ma to miejsce przy Funduszu Odbudowy. – Obawiamy się, że KPO, zamiast nam, będzie dawać opozycji punkty w wyborach, jeśli dalej będzie kłopot. Dlatego będziemy pokazywać, że KE miesza się w sprawy polskie i wspiera opozycję – mówi osoba z otoczenia premiera.
Jaki jest problem
Jaki problem sygnalizuje Komisja? Kilka dni temu jej wiceszefowa Věra Jourová powiedziała, że ustawa likwidująca Izbę Dyscyplinarną SN nie wypełnia kamieni milowych. Ich spełnienie zaś jest warunkiem wypłaty pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Później przewodnicząca KE mówiła, że nowe
prawo nie daje sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka odpowiedzialności dyscyplinarnej.
Komisja zapewne w tym przypadku odwołuje się do uzasadnienia jednego z kamieni, który mówi, że Polska „zapewni, aby (...) właściwy sąd miał możliwość przeprowadzenia w ramach postępowania sądowego weryfikacji, czy dany sędzia spełnia wymogi niezawisłości, bezstronności i «bycia powołanym na mocy ustawy» zgodnie z art. 19 Traktatu
UE, przy czym weryfikacji tej nie można uznać za przewinienie dyscyplinarne”.
Wątpliwości KE
To, co mówiła Ursula von der Leyen, może być interpretowane dwojako. Raz jako postulat umożliwienia sędziom inicjowania testu bezstronności innego sędziego, bo dziś prawo takie przysługuje stronom. Na to nie ma jednak zgody. Ostro w tej sprawie wypowiedział się prezydent Andrzej Duda. On i jego otoczenie uważają, że taki zapis oznaczałby masowe, wzajemne podważanie swojej pozycji przez sędziów. – Sprawdzaliśmy, tego typu rozwiązań nie ma w żadnym kraju
UE, nie ma powodu wprowadzać ich u nas – mówi osoba z Kancelarii Prezydenta.
Ale wątpliwości KE mogą dotyczyć także innej kwestii – że brak odpowiedzialności dyscyplinarnej w zakresie badania statusu sędziów dotyczy tylko wykonywania testu, czyli tylko sędzia oceniający kolegę w ramach rozstrzygania testu (o który wniosła strona postępowania) ma gwarantowaną osłonę przed działaniami rzecznika dyscyplinarnego. Bo gdyby robił to na podstawie innych przepisów (czyli np. chciał z własnej inicjatywy podważyć status innego sędziego), może się na takie działania już narazić. – Problem nie byłby dla Komisji tak widoczny, gdyby nie to, że w drodze poprawek ustawę pogorszono. W obecnej wersji to może sugerować, że jakakolwiek inna forma badania statusu sędziów np. na podstawie ogólnych przepisów o wyłączeniu sędziego będzie skutkować odpowiedzialnością dyscyplinarną – tłumaczy osoba z obozu rządowego. Wiele w tym przypadku będzie zależało od zachowania rzeczników dyscyplinarnych.
KE na razie wysyła niejasne sygnały w tej sprawie. Z jednej strony padły jednoznaczne słowa Věry Jourovej, z drugiej rzecznik KE Christian Wigand przyznał potem, że nie rozpoczęto jeszcze oceny polskich ustaw pod kątem kamieni milowych. Równocześnie wskazał, że według „wstępnej oceny Komisji nowe przepisy przyjęte przez Polskę, mające zlikwidować Izbę Dyscyplinarną, nie uchyliły kwestionowanych przepisów dotyczących sądownictwa”. Jak usłyszeliśmy, nie ma też na razie szans na inny komentarz przedstawicieli KE w tej kwestii.
Nie będziemy korygować
Na razie rząd zamierza rozładować napięcie z KE w drodze kuluarowych rozmów. – Resort funduszy będzie prowadził rozmowy na ten temat. Zanim złoży wniosek o płatność, będzie to wyjaśniał – mówi nasz rozmówca. Inny, z otoczenia premiera, zastrzega, że na pewno nie wchodzi w grę nowelizacja ustawy o SN, która oczekuje na wejście w życie. – Nic nie będziemy korygować – zapewnia. Także prezydent Andrzej Duda nie jest chętny do jakichkolwiek korekt. – To zdumiewające. Wcześniej, kiedy ta ustawa była na etapie procedowania, kiedy wielokrotnie rozmawiałem z przewodniczącą KE Ursulą von der Leyen, takie wątpliwości nie były podnoszone. Dla mnie to coś nowego – komentował w Polsat News.
Nasi rozmówcy z rządu są przekonani, że ostatnie słowa komisarz Věry Jourovej o tym, że oczekująca na wejście w życie ustawa o SN nie spełnia „sądowych” kamieni milowych KPO, to tylko przejaw „wojny jastrzębi” wewnątrz samej Komisji Europejskiej (KE), a nie linia przyjęta przez wszystkich komisarzy, w tym przewodniczącą Ursulę von der Leyen.
– To szamotanina wewnętrzna w KE, tam od początku jest napięcie. Sam moment przyjęcia decyzji wykonawczej w sprawie KPO spowodował, że kilku komisarzy pokazało, że to jest robione tylko i wyłącznie na odpowiedzialność szefowej KE. Oni teraz nabierają wiatru w żagle i już publicznie podnoszą wątpliwości – twierdzi osoba z rządu.
Także wczoraj premier Mateusz Morawiecki na konferencji prasowej przyznał, że „jest taka obawa czy ryzyko, że będzie odmienne zrozumienie ustawy prezydenta przez nas i odmienne przez Komisję”. – Zwłaszcza że w Komisji Europejskiej jest kilku radykałów, którzy dążą do zamrożenia tej relacji i niewypłacenia środków. To radykałowie wspierani przez Platformę Obywatelską, naszych oponentów politycznych – przekonywał premier.
Wniosek o płatność
Rząd początkowo planował złożyć pierwszy wniosek o płatność w lipcu, czyli w pierwszym możliwym terminie. Ale ostatnio mówi się już bardziej ogólnie o III kw. br. Do tego czasu spór z Komisją ma zostać wyjaśniony. Pytanie, co w sytuacji, gdy tak się nie stanie, a trzeba będzie rozliczyć zrealizowane kamienie milowe KPO objęte pierwszym wnioskiem o płatność. – To pierwszy raz, gdy UE stosuje metodę rozliczania funduszy według realizowanych kamieni milowych. Nie jest więc pewne, jak ten mechanizm zadziała w praktyce. My rozumiemy to tak, że możemy różne kamienie odhaczać jako wykonane, być może niektóre mieć lekko opóźnione, inne wykonane wcześniej, niż zakłada to harmonogram KPO, a do rozliczenia zgłaszać te, które już są gotowe, a nie czekać, aż wykonana będzie całość – przekonuje rozmówca z rządu.
Bez względu na to, kiedy przyjdą pieniądze z UE, to już teraz ma ruszyć prefinansowanie z PFR projektów z KPO. Powinno się to stać w najbliższych dniach. Pierwotnie była mowa o ponad 4 mld zł na ten cel w tym roku, ale jak wynika z rozmów z przedstawicielami rządu, możliwe, że ta suma będzie znacznie wyższa, nawet ponad 7 mld zł. – Trwa negocjowanie umowy z PFR, mam nadzieję, że to się zamknie w tym lub przyszłym tygodniu – zauważa osoba z rządu. Równolegle do dyskusji o KPO rząd negocjuje z Komisją kształt programów operacyjnych, w ramach których Polska wdroży 76 mld euro do 2027 r. W tym przypadku zarówno Warszawa, jak i przedstawiciele KE zakładają, że negocjacje potrwają do końca tego roku, a następnie ruszą wypłaty. – Te środki powinny popłynąć na przełomie tego i przyszłego roku, podobnie jak środki z KPO – ocenił wczoraj premier Morawiecki.