- WIRD typowany na następcę WIBOR-u wynosi dziś ok. 4,7 proc., gdy WIBOR to ponad 6,45 proc. - Korekta zapewne będzie zbliżona do obecnej różnicy między wskaźnikami - podkreśla minister w rozmowie z DGP wiceminister finansów Piotr Patkowski.

Inflacja ciągle rośnie, podobnie jak stopy procentowe. Do Sejmu trafił rządowy pakiet dotyczący pomocy dla kredytobiorców. Czy możemy spodziewać się zmian w nim w trakcie prac parlamentarnych?

W trakcie konsultacji projektu ustawy otrzymaliśmy 70 uwag z rynku. Ważne było m.in. poznanie opinii sektora bankowego, zwłaszcza tego, czy będzie on w stanie tę ustawę szybko wdrożyć. Istotne było też skonsultowanie rozwiązań pod kątem ewentualnych luk lub przepisów trudnych do zastosowania. Sektor nie wyraził wprawdzie wielkiego zadowolenia, ale zgłosił konstruktywne propozycje i część z nich została wzięta pod uwagę. Nie uwzględniliśmy uwag aksjologicznych, zmieniających istotę założeń. Bankowcy chcieli np. zawężenia uprawnień do wakacji kredytowych. Nie byli też przekonani, czy zdążymy do 1 stycznia 2023 r. zmienić WIBOR, bo ustawa nie reguluje nowego wskaźnika, tylko procedurę jego wyznaczania. Odnośnie wakacji kredytowych w rządzie przeważyły opinie, żeby obejmowały one szeroką grupę osób, z jednym ograniczeniem polegającym na doprecyzowaniu, że będzie z nich można skorzystać w stosunku do jednej umowy kredytu zaciągniętego na własne cele mieszkaniowe.

Dlaczego nie chcecie wprowadzić progu dochodowego dla wakacji kredytowych?

Zapowiedź pana premiera była taka, że program będzie szeroki, dla wszystkich. Próg dochodowy mocno by go skomplikował. Uznaliśmy, że program ma być jak najbardziej powszechny i prosty.

W efekcie także ludzie majętni skorzystają z wakacji kredytowych, a pieniądze te będą mogli zainwestować i jeszcze na tym zarobić.

Wakacje kredytowe nie są umorzeniem raty, tylko przełożeniem jej na koniec okresu kredytowania. Gdybyśmy wprowadzili kryteria ograniczające, to problem miałyby np. rodziny wielodzietne z dużym dochodem, ale podzielonym na dużą liczbę członków rodziny. Kolejny problem dotyczyłby kredytów, w których majętni rodzice są stroną umowy z dzieckiem niemającym zdolności kredytowej. Lepiej dać szersze uprawnienia niż wprowadzać ograniczenia, które mogą wypaczyć ideę i sens propozycji pana premiera.

Wakacje kredytowe mają dotyczyć jednej umowy i mieszkania na własne potrzeby. Czy tu nie będzie niejasnych kryteriów? Co jeśli rodzina już ma mieszkanie, a kredyt wzięła na drugie ? Czy będzie mogła skorzystać z wakacji?

Projekt zakłada, że z wakacji kredytowych będzie można skorzystać w stosunku do jednej umowy kredytu zaciągniętego na własne cele mieszkaniowe. Jeżeli więc rodzina ma kilka kredytów, a jeden z nich jest na własny cel mieszkaniowy, to może z tej opcji skorzystać. Podobnie jeśli ma kredyt na własny cel mieszkaniowy, ale ma już inną nieruchomość mieszkaniową. Chcemy też by wakacje kredytowe były możliwe, gdy rodzice są stroną kredytu i wspierają zdolność kredytową swoich dorosłych dzieci. Zapewne będą jeszcze dyskusje na ten temat w Sejmie, ale chcemy, aby w takich sytuacjach także można byłoby skorzystać z wakacji kredytowych.

Czy bierzecie pod uwagę dalsze poluzowanie kryteriów dostępu do Funduszu Wsparcia Kredytobiorców jeśli sytuacja makroekonomiczna zrobi się gardłowa?

Komitet Stabilności Finansowej monitoruje wykorzystanie tego funduszu. Jak na razie jest ono niskie. Naszym zdaniem kredytobiorcy po prostu nie wiedzą o możliwości sięgnięcia po ten instrument. Teraz wprowadzamy możliwość elektronicznego składania wniosków. Staramy się nagłaśniać możliwość skorzystania z funduszu i liczymy, że zaangażuje się w to również sektor bankowy. Na ten moment zmiany kryteriów nie przewidujemy, gdyż obejmują one dokładnie tę grupę osób, którą chcielibyśmy finansowo wesprzeć. Teraz chcemy dać sobie kilka miesięcy na obserwację, czy zadziałają rozwiązania, które będą wdrażane.

W która stronę szły by ewentualne zmiany? Czy to byłoby zmniejszenie poziomu raty do dochodu, czy dodanie dodatkowych kryteriów?

Nie chcę uprzedzać faktów, ale gdybym miał o tym decydować, to pewnie myślałbym o poluzowaniu kryterium dochodowego. Nie tyle relacji raty kredytowej do dochodu, ale np. dochodu na osobę w rodzinie. Na ten moment niczego jednak nie przesądzam.

Na ile następca WIBOR-u obniży raty kredytów? Bo z jednej strony jest intencja, by nowy wskaźnik był niższy o 1-2 pkt. proc. od WIBOR-u, a z drugiej strony przepisy unijne, mówiące o porównywalności wskaźników.

Z punktu widzenia prawa mamy dwa wskaźniki. Pierwszy to zamiennik do umów już obowiązujących, niezależnie od tego kiedy zostały zawarte. Ustawa reguluje właśnie procedurę wyznaczania zamiennika. Drugi to tzw. wskaźnik alternatywny, którego nie wyznacza w procedurze minister finansów, tylko robi to GPW Benchmark. To on ma objąć umowy, które dopiero będą zawarte. Tak więc musi być wydany i zamiennik, i wskaźnik alternatywny. To nie znaczy, że będą dwa wskaźniki. Faktycznie będzie jeden, ale wyznaczany w różnych procedurach.

Jaki on będzie? Umówiliśmy się, że będą szerokie konsultacje. Wprowadzamy w ustawie sytuację awaryjną na wypadek, gdybyśmy nie byli w stanie porozumieć się, co do tego zamiennika. Wtedy obowiązywała będzie stawka referencyjna Polonia. To jednak plan B. Mam nadzieję, że osiągniemy kompromis. Bez względu na to, jaki to będzie wskaźnik oszczędności dla kredytobiorców wyniosą nawet ok. 1 mld zł.

Skoro podstawą do wskaźnika i zamiennika będzie ten sam wskaźnik, to załóżmy, że będzie to WIRD. Czy w takim razie wobec nowych kredytów będzie to WIRD z bieżących notowań, a jako zamiennik będzie jeszcze do tego dodany spread o wysokości którego zdecyduje minister finansów?

Jesteśmy zobowiązani do dodania spreadu korygującego, który spowoduje że ekonomiczna wartość umowy sprzed i po wystąpieniu tych zamienników pozostanie na podobnym poziomie. Nie oznacza to jednak, że spread obejmie jakąś jedną datę, np. 31.12 2022 r. Obejmie on szerszy okres i określi tzw. datę zdarzenia regulacyjnego. Jeżeli popatrzymy na różnicę pomiędzy WIBOR a innymi wskaźnikami, to zauważymy, że rozwarstwienie pojawiło się dopiero w ostatnich miesiącach. Natomiast gdybyśmy przyjęli np. pięć ostatnich lat, to spread wcale nie był taki wysoki. Będziemy o tym rozmawiać z KNF i GPW Benchmark i chcielibyśmy, by spread nie obejmował tylko różnicy liczonej przez jeden miesiąc czy dwa kwartały tylko przez dłuższy okres.

WIRD typowany na następcę WIBOR-u wynosi dziś ok. 4,7 proc., gdy WIBOR to ponad 6,45 proc. Czy o tyle by się obniżyły raty kredytów?

Tak, co do zasady, bo to wynika z różnicy między wskaźnikami. Oczywiście do tego dojdzie wspomniany spread, ale liczony - jak mówiłem - na podstawie dłuższego okresu np. pięciu lat. Trudno na razie dokładnie powiedzieć, ile wyniesie ostatecznie ta korekta, ale zapewne będzie zbliżona do obecnej różnicy między wskaźnikami.

Dziś to 1,5-2 pkt. proc. Taka byłaby różnica?

Zakładamy taką różnicę. Będzie to też zależało od analiz GPW Benchmark i wniosku KNF. Zobaczymy jak się odniesie do tego sektor bankowy i inne instytucje. W tym kierunku chcemy iść, a z rozmów z KNF wynika, że jest to możliwe.

To spore koszty dla sektora?

Rzeczywiście spore, jeśli patrzymy na obecny WIBOR. Gdybyśmy cofnęli się o rok, to te szkody by nie powstały. Nie patrzmy więc na sytuację z punktu widzenia tylko dnia dzisiejszego. Jeśli przyjmiemy, że za jakiś czas stopy procentowe zaczną spadać, to wtedy straty nie ma żadnej.

Z punktu widzenia banku, jeśli ktoś ma portfel kredytowy oparty na wskaźniku wynoszącym 6,5 proc., a zrobi się z tego 5 proc., to różnica jest bardzo duża.

Dla nas liczy się jak najlepsza propozycja dla konsumentów, w dalszej kolejności propozycja korzystna dla sektora i dopiero na trzecim miejscu wygoda dla administracji publicznej. To priorytety, którymi się kierujemy. Pamiętajmy przy tym, że WIBOR jest punktem odniesienia nie tylko przy umowach o kredyt hipoteczny. Są też inne umowy oparte na tym wskaźniku i chodzi o to, by nie wylać dziecka z kąpielą, by mogły one dalej funkcjonować. W oparciu o WIBOR są np. oprocentowane obligacje skarbu państwa, a także inne instrumenty finansowe. Dlatego musimy patrzeć całościowo.

Prezes GPW Marek Dietl postuluje, żeby nie wprowadzać tych zmian na zasadzie „big bang” dla wszystkich instrumentów, ale żeby przynajmniej w przypadku części umów pozwolić WIBOR-owi się „wyczerpać”, a WIRD wprowadzić już do nowych umów hipotecznych.

Uwzględniliśmy postulat prezesa Dietla w ten sposób, że zmieniając delegację ustawową do wydania zamiennika wprowadziliśmy – być może trudno zauważalną – korektę: słowo „datę”, zamieniliśmy na “datę lub daty”. To daje nam możliwość wdrożenia tego postulatu, co nie znaczy, że go wdrożymy. Zależy, jaki będzie wynik konsultacji. Jeśli będzie na to zgoda sektora bankowego, strony rządowej i będzie to korzystne dla konsumentów oraz zgodne z regulacjami unijnymi, to nie wykluczam, że ten postulat uwzględnimy.

Czy resort ma pomysł, które instrumenty mogłyby nadal opierać się na WIBORze, a które na pewno na wskaźniku alternatywnym?

Kluczowe dla nas są kredyty hipoteczne. Trzeba pamiętać, że rozporządzenie BMR, na którym opierają się regulacje dotyczące wskaźników, zakłada jednoczesne wprowadzenie zmian do wszystkich umów i instrumentów finansowych. Jednocześnie, jeżeli sektor bankowy sam zobowiąże się do wprowadzenia zmian w istniejących umowach kredytu hipotecznego, to w odniesieniu do innych instrumentów zobaczymy, czy rynkowo będzie to akceptowalne. Jeśli tak, będziemy się zastanawiać.

Jak idzie nam walka z inflacją? Z prognoz KE na 2022 r. wynika, że mamy mieć czwartą najwyższą inflację w UE. Członek RPP Ludwik Kotecki mówi, że „od kilku miesięcy podnosimy stopy, a rząd robi wszystko, żeby inflacja rosła i jeszcze mówi, że to ma inflację obniżać”.

Jest kilka zaklęć, które są powtarzane wokół polityki fiskalnej rządu. Np. dotyczące rozbudowanych wydatków publicznych. To dziwny zarzut biorąc pod uwagę, że Polska miała szósty najniższy deficyt za rok 2021 r. w UE. Obejmuje on wszystko, także Fundusz Przeciwdziałania Covid, czy Krajowy Fundusz Drogowy. Żaden wydatek publiczny nie może ukryć się przed tą unijną metodologią liczenia deficytu. Po drugie, NBP wdrożył jeden z bardziej surowych programów schodzenia z luzowania ilościowego jeśli chodzi o banki centralne. Bo w roku 2020 było to 107 mld zł, w 2021 r. – niespełna 37 mld zł. To zacieśnienie było dość solidne, a w tym roku NBP już całkowicie zaprzestał luzowania ilościowego. Zarzuty dotyczące luźnej polityk fiskalnej i niewspółgrania z NBP są nieprawdziwe. Trzeba pamiętać, że pojawiły się przed nami wyzwania, których nie dało się przewidzieć, m.in. kwestie związane z pomocą uchodźcom. Nikt nie ma wątpliwości, że działania musieliśmy podjąć, szczególnie że nawoływały do tego samorządy i społeczeństwo.

Ostatnio premier mówił, że nie wyklucza przedłużenia tarcz. W jakim zakresie?

Przedłużamy już teraz obniżkę akcyzy na nośniki energii. Pierwotnie miała ona obowiązywać do końca maja. Teraz będzie obowiązywała do końca lipca podobnie jak obniżka VAT. Zobaczymy jak wskaźniki inflacyjne będą się kształtowały w końcówce czerwca i na początku lipca. Zależnie od tego wybierzemy elementy, które ewentualnie będziemy przedłużać na dalszy okres.

Do kiedy?

Nie odpowiem teraz. Wieloletni Plan Finansów Państwa (WPFP) jest przyjmowany ostrożnie ale dość pozytywnie na Radzie Dialogu Społecznego. Największe wątpliwości są co do wskaźnika inflacji a konkretnie jej niedoszacowania. Założenie to średnioroczna inflacja w tym roku 9,1 proc. Chcemy utrzymać ten wskaźnik w ryzach poprzez tarcze antyinflacyjne. Od tego będziemy uzależniać decyzje. W tej chwili szacujemy, że tarcze zbijają nam inflację o ok. 1,5- 2 pkt. proc.

A jakiego piku się spodziewacie i kiedy?

Funkcjonujemy w warunkach bardzo dużej niepewności i dzisiaj nikt na 100 proc. nie jest w stanie tego powiedzieć. Spodziewamy się, podobnie jak większość analityków rynkowych, że będzie to w wakacje – lipiec/sierpień. Dlatego odczyty na przełomie czerwca i lipca będą ważne, bo będą już bliżej tego piku. Determinantą są w głównej mierze czynniki niezależne od nas, w tym m.in. sytuacja geopolityczna. Później inflacja będzie stopniowo opadać – i tu zgadzamy się z prognozami MFW i KE.

Analitycy bankowi biorą też pod uwagę uwarunkowania polityczne. I niektóre banki obstawiły, że tarcze będą do przyszłego roku. Wchodzi w grę taki scenariusz? Do wyborów parlamentarnych?

Jeśli będzie takie zapotrzebowanie społeczne i takie będą odczyty inflacji, to będziemy je moderować dopóki inflacja nie zacznie spadać.

Jakie to będą koszty? Ile kosztuje miesiąc działania tarcz?

Obniżenie VAT i akcyzy to około 2 mld zł miesięcznie. Łącznie szacujemy koszt do końca lipca na około 14 mld zł. Do tego wprowadziliśmy dodatki osłonowe dla najuboższych, których koszt to 4,7 mld zł.

Czyli tarcze do wyborów to ok. 30 mld zł.

Nie możemy zapominać w czasie inflacji o tych grupach społecznych, które potrzebują wsparcia.

Deficyt, który Komisja Europejska prognozuje dla nas Polski – 4,2 proc. PKB jest inny od waszej prognozy, jesteśmy trochę bardziej optymistyczni...

Trzeba zwrócić uwagę na to, co ten deficyt w ocenie Komisji podbija. To przede wszystkim wyższe wydatki na uchodźców, ale także wydatki związane z realizacją Krajowego Planu Odbudowy. To optymistyczne, że KE w swoich oficjalnych przewidywaniach zakłada, że będziemy wydawać środki z KPO, bo to zapowiedź ich przyznania. Natomiast dziwne jest liczenie KPO w ramach deficytu, bo będzie on traktowany głównie jako przychód i rozchód, więc nie powinno się go wliczać w deficyt. Pozostałe pozycje: wydatki na uchodźców i obronność są brane pod uwagę również w naszych prognozach. Tyle, że naszym zdaniem baza dochodów budżetowych spowoduje, że nawet biorąc pod uwagę te wydatki nie przekroczymy 3,7 proc. deficytu w przyszłym roku, czyli tego co założyliśmy w APK.

Czeka nas nowelizacja budżetu tegorocznego i praca nad przyszłorocznym. Jak będzie wyglądała nowelizacja?

Nowelizację chcielibyśmy dostosować do tego, co się wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy. To nie będzie gruntowna rewizja tylko dostosowanie do tych wydatków, których nie uwzględniliśmy przy przyjęciu budżetu, np. wydatków związanych z tarczami antyinflacyjnymi. Nie chcielibyśmy żeby ten budżet, jak w zeszłych latach, przewidywał jakieś nowe wydatki, choć czas konsultacji to pokaże.

Jeśli chodzi o budżet przyszłoroczny – pokazaliśmy wieloletnie plany finansowe i na tym będziemy opierać tworzenie konkretnych ram finansowych budżetu. Zobaczymy co na to resorty.

A o ile wzrośnie fundusz płac budżetówki?

Ta dyskusja jeszcze przed nami.

Ale poprzeczka jest postawiona wysoko przez Donalda Tuska – 20 proc. Także inflacja ustawia poprzeczkę. Bo jak urzędnicy widzą 12 proc. inflacji podawane przez GUS to oczekują co najmniej takich podwyżek.

Jeśli chodzi o Donalda Tuska, to warto być wiarygodnym. A jeśli chodzi o wiarygodność tej propozycji, to politycy PO pytani o jej koszty nie są w stanie tego podać twierdząc, że to niemożliwie do oszacowania. To dziwne jak na największą partię opozycyjną. Natomiast co do budżetówki – mamy świadomość tych wyzwań. Ale też mamy świadomość, że płace w budżetówce rosną nawet jeśli nie rośnie kwota bazowa. W tym roku także to widzimy. Mamy świadomość, że ze związkami zawodowymi rozmowa o kwocie bazowej i funduszu będzie trudna. Będziemy przedstawiać propozycje. Na razie skupiamy się na przyjęciu wieloletnich prognoz finansowych.

Zbliża się rok wyborczy. Nie będziecie pod presja polityczną jeśli chodzi o wydatki? Już w tym roku 14. emerytura została odpalona. Nie będzie powtórki w przyszłym?

Presja na wydatki jest zawsze. Zwłaszcza w trudnych czasach związanych z inflacją. Rząd nie może być bierny, musi być aktywny. Mamy świadomość, że społeczeństwo oczekuje od nas stabilizacji i wiarygodności w realizacji polityki finansowej, będziemy więc tworzyć programy celowane do grup, które potrzebują wsparcia. Jednak obecna sytuacja nie może powodować, że zaniechamy realizacji ważnych programów, czy to społecznych czy gospodarczych. Oczywistym jest więc, że będą pojawiać się nowe wydatki, ale to normalna realizacja polityki państwowej. Pamiętajmy, że rośnie nam PKB więc rośnie baza dochodowa, która będzie pozwalała realizować te wydatki.

Jak wyglądają w tej chwili wpływy podatkowe? Polski Ład powoduje duże ubytki, za chwilę wejdą zmiany, które będą powodować jeszcze większe.

Mamy bardzo dobre, większe od założonych wpływy z CIT. Samorządy obawiały się utraty dochodów z PIT, ale wiedzieliśmy, że wpływy z CIT wzrosną i to się realizuje. Dochody z PIT są niższe niż w zeszłym roku, co jest naturalną konsekwencją Polskiego Ładu. Natomiast nie widać aż takiego ubytku, jaki założyliśmy. Akcyza idzie zgodnie z założeniami. W VAT wpływy są powyżej prognoz, chociaż tu obserwujemy duże zwroty w ostatnich miesiącach, co pokazuje, że przedsiębiorcy są aktywni na rynku, więc te zwroty nas nie martwią. Miesiąc do miesiąca widzimy, że są wysokie, a mimo to dochody z VAT są powyżej założeń budżetowych. Dlatego baza dochodowa pozwala nam na przedłużanie tarcz antyinflacyjnych i ewentualne wdrożenie kolejnych programów. Pamiętajmy, że te dochody z podatków są już po wejściu tarczy antyinflacyjnej, której przy ich prognozie nie mogliśmy założyć.

O ile te dochody są wyższe?

Wstępne dane po kwietniu pokazują wzrost dochodów budżetu państwa w pierwszych czterech miesiącach o około 20 mld zł w porównaniu do ubiegłego roku.

Jak pan po roku ocenia Polski Ład? To nie był błąd?

Reforma jest słuszna. Przebudowa systemu podatkowego była potrzebna. Były pewne błędy po stronie jej wdrażania. Wiceminister Artur Soboń świetnie te błędy wychwycił. Przeprowadziliśmy naprawdę solidną obniżkę podatków, która już jest przez społeczeństwo doceniana, a teraz w lipcu, w życie wejdą kolejne korzystne rozwiązania.

Ten nowy system będzie prostszy, ale czy mimo to nie grozi nam powtórka z rozrywki? Senat zajmie się tym 8-9 czerwca, pewnie będą jakieś poprawki, potem podpis prezydenta. I znowu robi się ciasno czasowo. I znowu będzie krzyk, że księgowi muszą pracować na projektowanych przepisach, mają niedostosowane oprogramowanie. Czy znowu nie będzie tego co się działo z paskami wypłat w styczniu i lutym?

że Polski Ład w swojej pierwszej wersji miał wiele wrzutek – np. słynna ulga dla klasy średniej przyniesiona przez Jarosława Gowina. Natomiast przyjście Artura Sobonia było o tyle dobre, że pojawił się z zewnątrz, miał swoje spostrzeżenia, ale nie był emocjonalnie przywiązany do pierwotnej wersji ładu. Obecny projekt przygotował w bardzo dużym porozumieniu z rynkiem. Dziś firmy nie mogą powiedzieć, że nie są w stanie się przygotować, czy nie rozumieją tej reformy, bo były jej współautorami. Po drugie, ta ustawa liczy raptem ponad 30 stron, jest o wiele mniej obszerna i prościej napisana. Po trzecie KAS prowadzi szeroko zakrojone działania informujące już teraz. Każdy księgowy, każdy przedsiębiorca, który ma pytania lub wątpliwości jak stosować nowe przepisy może się zgłosić do KAS. Ta reforma jest o wiele łatwiejsza do wytłumaczenia i wdrożenia, bo to proste obniżenie PIT z 17 proc. do 12 proc.. Sejmowa komisja finansów jednogłośnie pozytywnie ją zaopiniowała. To też o czymś świadczy. Są dyskusje i wątpliwości, ale same założenia tej korekty nie budzą wątpliwości. Oczywiście trzeba dmuchać na zimne ale moim zdaniem wiceminister Soboń odrobił tę lekcję solidnie.

Resort zapłacił cenę personalną za błędy. Czy ma pan sobie coś do zarzucenia w związku z Ładem?

Na pewno trzeba z tego wyciągnąć naukę, że warto rozmawiać. Przy ustawie dla kredytobiorców - i to był mój postulat – odbyły się krótkie, ale potrzebne konsultacje z sektorem. 70 uwag, nawet jeśli były techniczne, zwróciło nam uwagę na rzeczy, których sami mogliśmy nie zauważyć.©℗

Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak
Współpraca Anna Ochremiak