Genezą jest spór wokół kopalni. TSUE w ramach środka tymczasowego nakazał wstrzymanie prac w odkrywce; Polska nie zastosowała się do decyzji, w efekcie czego mieliśmy płacić 0,5 mln euro dziennie kar. Rząd w Warszawie nie uiścił jednak żadnej wpłaty. Na ten moment Komisja Europejska domaga się ok. 30 mln euro za okres od 20 września do 18 listopada (włącznie), a z czasem przyjdą kolejne noty. Być może już w przyszłym tygodniu Komisja potrąci należność z bieżących płatności z unijnego budżetu dla Polski.
Na razie nie jest jasne, które fundusze uszczupli Bruksela - przedstawiciele KE tego nie precyzują. Czy potrącenia nie uderzą w niektórych odbiorców oczekujących na płatności za zrealizowane już projekty? Rzecznicy KE uspokajają. - Jest jasne, że nie powinno to wpłynąć na ostatecznych beneficjentów, ponieważ kwestia transakcji finansowej to sprawa między polskim rządem a Komisją Europejską - mówiła wczoraj rzeczniczka KE Dana Spinant.
Co zamierza zrobić rząd? - Ministerstwo Finansów może jedynie potwierdzić, że w przypadku ewentualnego potrącenia przez KE kar z programów operacyjnych, beneficjenci będą otrzymywać płatności zgodnie z harmonogramem realizacji projektów - deklaruje resort w odpowiedzi na nasze pytania. W nieoficjalnej rozmowie nasz rozmówca z MF wyjaśnia, co to oznacza w praktyce. - Będziemy pokrywać beneficjentom ewentualne straty z budżetu państwa. To nie jest jakiś wielki problem, kwoty nie są duże - twierdzi.
Licznik za izbę bije
Kary za Turów to jedna sprawa, zupełnie odrębną są kary nałożone przez TSUE w związku z dalszym funkcjonowaniem Izby Dyscyplinarnej SN, a wynoszące aż 1 mln euro dziennie. W którymś momencie Komisja i o nie się upomni.
Problem w tym, że w rządzie nie ma wypracowanej jednolitej linii w sprawie kar. Z jednej strony są ziobryści, którzy uważają, że o żadnych karach, a więc i potrąceniach za ich nieuiszczenie nie ma mowy. - Traktaty unijne stanowią, że środki tymczasowe służą zabezpieczeniu ewentualnego wykonania wyroku. W przypadku Turowa, odkąd porozumieliśmy się z Czechami, nie ma już ani sprawy przed TSUE, ani wyroku, a w związku z tym środków tymczasowych - przekonuje polityk Solidarnej Polski. Zdaniem tego ugrupowania, jeśli Komisja faktycznie dokona potrąceń w wypłatach dla Polski, nasz kraj powinien w odpowiedzi odpowiednio pomniejszyć składkę członkowską. - Inaczej będzie to równoznaczne z wywieszeniem białej flagi - przekonuje jeden z ziobrystów.
Ale na taki ruch krzywo patrzy frakcja premiera Mateusza Morawieckiego. - Obniżenia składki wolelibyśmy uniknąć, prędzej moglibyśmy wspólnie z Czechami skarżyć te potrącenia do TSUE - mówi nam osoba z otoczenia szefa rządu. Jak dodaje, to „absolutny precedens, niemający żadnego uzasadnienia”. - My się dogadaliśmy z Czechami, a Komisja chce mimo to na nas zarobić. To lichwiarskie podejście - skarży się nasz rozmówca.
Kary za Turów zostały zasądzone na wniosek Czech i to czeski rząd wnioskował o ich wypłatę na rzecz KE. Bruksela nigdy nie była stroną skarżącą w tym sporze, ale twardo stoi na stanowisku, że już naliczone kary i tak trzeba zapłacić.
Podobnie sprawę widzi prof. dr hab. UW Robert Grzeszczak. - Wystarczającą podstawą prawną do takiego trybu pobierania należnych i zasądzonych kar jest traktatowy podział kompetencji między instytucjami Unii - PE i Rada są od uchwalania prawa, a KE od przygotowywania wniosków legislacyjnych i czuwania nad stosowaniem Traktatów i środków przyjmowanych przez instytucje na ich podstawie (np. przez TSUE) i nadzorowanie stosowania prawa Unii pod kontrolą TSUE - mówi ekspert.
Fundusz bez wyjścia
Jednocześnie między Polską a KE trwa spór dotyczący pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy (KPO). W obozie rządzącym pojawiają się daleko idące pomysły. Zdaniem europosła i lidera Partii Republikańskiej Adama Bielana, jeśli do końca marca klincz nie zostanie przerwany, trzeba będzie pomyśleć nawet o „wycofaniu się” z europejskiego planu odbudowy.
Ale wyjście z tego mechanizmu jest zdaniem wielu komentatorów niemożliwe. Fundusz Odbudowy jest częścią większego mechanizmu Next Generation EU. Tam, oprócz spornych środków z KPO, zawierają się jeszcze m.in. Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, instrument React EU czy środki na rolnictwo. Z części z nich Polska już korzysta i raczej nie da się wycofać tylko z jednego elementu całego pakietu. W dodatku decyzje w sprawie wspólnej emisji obligacji i ich późniejszego wykupu przezWspólnotę jako całość zapadły na unijnym szczycie w 2020 r. Taki też sygnał płynie dziś z Brukseli. - Przygotowano wiele aktów prawnych w celu uchwalenia Next Generation EU, wliczając w to ratyfikację zasobów własnych przez kraje członkowskie. Sprawa jest zamknięta i nie widzimy, jak mogłoby to być zmienione - twierdzi nasze źródło w Komisji.
Nasz rozmówca z rządu wskazuje jednak na możliwość zablokowania nowych dochodów własnych UE, które miałyby pomóc w spłaceniu zobowiązań zaciągniętych na potrzeby Funduszu Odbudowy. - Do takich zmian potrzebna jest jednomyślność. Jeśli to zablokujemy, Komisja nie będzie miała pieniędzy - przekonuje rozmówca DGP.
Z kolei według prof. SGH, byłego wiceszefa MSZ Artura Nowaka-Fara teoretycznie jest możliwe wyjście z Funduszu Odbudowy, ponieważ jest on regulowany jedynie rozporządzeniem. - Wyjście z Funduszu Odbudowy teoretycznie jest możliwe, ponieważ samo rozporządzenie, które dotyczy funduszu, nie stoi temu na przeszkodzie. Zgodnie z tym aktem, jeśli państwo przedstawi program odbudowy po pandemii, to może otrzymać środki finansowe. Natomiast nie ma żadnego obowiązku skorzystania z funduszu, bo ten mechanizm jest zbudowany na zasadzie tzw. otwartej metody koordynacji - powiedział DGP Nowak-Far. Podkreślił jednak, że wyjście z funduszu to rezygnacja z 24 mld euro grantów i dziesiątek miliardów euro preferencyjnych pożyczek, które nie zasiliłyby polskiego budżetu.
Wczoraj otworzył się kolejny front na linii Warszawa-Bruksela. Komisja zaskarżyła Polskę do TSUE w związku z nieprzestrzeganiem dyrektywy dotyczącej oczyszczania ścieków komunalnych. „W dyrektywie tej zobowiązano państwa członkowskie do zapewnienia, aby aglomeracje miejskie (miasta, miejscowości i tereny zamieszkałe) odpowiednio odbierały i oczyszczały ścieki, eliminując lub ograniczając w ten sposób wszystkie niepożądane skutki, jakie się z nimi wiążą przy ich uwalnianiu do jednolitych części wód” - wskazuje KE. Zdaniem Komisji, ponad tysiąc aglomeracji w Polsce nie posiada systemu zbierania ścieków komunalnych, co oznacza, że są odprowadzane bezpośrednio do rzek, mórz lub jezior bez oczyszczania. Polscy urzędnicy, z którymi rozmawialiśmy, polemizują z zarzutami KE. Oficjalnego stanowiska nie ma. ©℗