Prawicowe europejskie ugrupowania się nie zjednoczą. Prawo i Sprawiedliwość pozostanie największą partią w jednej z najmniejszych obecnie grup w Parlamencie Europejskim.

Spotkanie w Warszawie pokazało, że europejskie partie prawicowe dzieli zbyt wiele, by mogły się zjednoczyć. O utworzenie wspólnej supergrupy od kilku miesięcy zabiegali węgierski premier Viktor Orbán i lider włoskiej Ligi Matteo Salvini. Ten ostatni, chociaż zaproszony, do Warszawy ostatecznie nie przyjechał.
– Pracuję we Włoszech i w Europie na rzecz zjednoczonej centroprawicy, ale są tacy, którzy chcą, by pozostała podzielona – tłumaczył. Liga na włoskim podwórku rywalizuje z partią Bracia Włosi, która wspólnie z PiS należy do grupy politycznej Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) w Parlamencie Europejskim. Jej przywódczyni Giorgia Meloni także nie przyjechała do Warszawy. Wielkim nieobecnym był również sojusznik PiS w EKR – Obywatelska Partia Demokratyczna z Czech, której lider Petr Fiala został właśnie premierem. Obecna była m.in. szefowa francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen i Santiago Abascal, lider hiszpańskiej Vox.
Na filmie, który promował wizytę węgierskiego premiera w Warszawie, Orbán mówił, iż przyleciał na spotkanie z przywódcami 12 partii, gdyż od długich miesięcy „szykujemy się do utworzenia silnej frakcji”. Lider Fideszu dodawał, że Unia Europejska wspiera wciąż nielegalną migrację, natomiast nie broni rodzin i dzieci. Czy ów krok faktycznie został uczyniony? Na pewno nie taki, jakiego oczekiwał premier Węgier. Znamienne jest, że treść komunikatu po szczycie nie została opublikowana ani na stronie Orbána, ani Fideszu, a jedynie minister rodziny Katalin Novák, która nie jest już członkiem władz partii. Orbán nie wydał także żadnego oświadczenia po szczycie.
Tym samym nie potwierdziły się informacje węgierskiego portalu 444.hu, według którego w sobotę miało zostać ogłoszone powstanie nowej frakcji w PE. Informacja, chociaż pozostawała w zupełnej sprzeczności z doniesieniami włoskich mediów, pobudzała polityczną wyobraźnię. Przyjęta treść oświadczenia po szczycie warszawskim jest w największej mierze porażką Fideszu. Orbán od dłuższego czasu o rychłym powstaniu nowej frakcji mówił jako pewnik. Sytuacja Fideszu w PE jest o tyle trudna, że stan przejściowy pomiędzy wyjściem z Europejskiej Partii Ludowej a stworzeniem nowej frakcji bardzo się wydłuża.
Plan zakładał, że w Parlamencie Europejskim dojdzie do połączenia EKR z frakcją Tożsamość i Demokracja, do której należy m.in. Liga Salviniego oraz Le Pen. Do supergrupy miało dołączyć 12 europosłów Orbána. Nowa frakcja znalazłaby się w europarlamentarnej czołówce, zmieniając układ sił w izbie. Prawica zjednoczona miałaby większe szanse na umieszczenie swoich ludzi w kierownictwie PE.
EKR dawało jednak do zrozumienia, że nie jest chętne do tworzenia supergrupy, o jakiej myśleli Orbán i Salvini. W wydanym 11 listopada oświadczeniu frakcja napisała, że zależy jej na rozszerzeniu o kolejne grupy, poczynając od Fideszu. EKR chciało współpracować z innymi prawicowymi ugrupowaniami, ale na własnych zasadach. Prawu i Sprawiedliwości również bardziej opłaca się obecny układ sił, bo partia Jarosława Kaczyńskiego pozostaje największą partią w EKR. Frakcją współrządzi (wraz z Włochem) Ryszard Legutko. Kandydatem EKR na przewodniczącego PE również jest Polak – poseł PiS Kosma Złotowski. Chociaż Bracia Włosi rosną w siłę w kraju, to w izbie mają zaledwie ośmiu europosłów. Delegacja z Polski liczy za to 27 osób, a trzecią najliczniejszą jest hiszpański VOX, który ma cztery mandaty.
Orbán do Warszawy przyleciał nazajutrz po tym, jak w czasie szczytu OBWE jego szef dyplomacji ponownie spotkał się z Ławrowem i zakomunikował, iż 2021 r. był najlepszym rokiem dla rosyjsko-węgierskich relacji. To, co w ostatnim czasie mówi Ławrow, wpisuje się w narrację Orbána, który w 2018 r. tłumaczył, że Rosja czuje się zagrożona i że musi budować wokół siebie bufor bezpieczeństwa, którego ofiarą niestety staje się Ukraina. Péter Szijjártó przed tygodniem na antenie Russia Today otwarcie krytykował UE i chwalił Rosję, a czynił to przy niekrytej satysfakcji prowadzącej wywiad.
Budapeszt nieprzerwanie sprzeciwia się integracji Ukrainy z NATO. W czasie szczytu Sojuszu w Rydze Szijjártó mówił, że Węgry nie chcą żyć w epoce nowej zimnej wojny (przed którą ostrzega przecież Ławrow). Jego zdaniem największe zagrożenia dla Sojuszu to te występujące na południowych granicach NATO, a związanych z nową falą nielegalnej migracji i wynikającego z niej terrorystycznego zagrożenia.