- Policja będzie miała możliwość nałożenia kolejnych sankcji na osoby stosujące przemoc domową, projekt zmian jest w konsultacjach - mówi Marcin Romanowski, wiceminister sprawiedliwości.

Rok temu organizacje pozarządowe postulowały zmiany w ustawie o natychmiastowej izolacji sprawcy przemocy domowej. Mówiły m.in., że zakaz zbliżania powinien dotyczyć osoby, wobec której jest stosowana przemoc, a nie mieszkania. Bo tylko w ten sposób można zagwarantować skuteczną jej ochronę. Teraz resort sprawiedliwości naprawia te luki?
Nie ma mowy o lukach. Opieramy się na rocznym doświadczeniu wynikającym ze stosowania tych przepisów. I na tej podstawie zaproponowaliśmy nowelizację kodeksu postępowania cywilnego, ustawy o policji, o żandarmerii wojskowej. Od początku zakładaliśmy taki model działania - czyli weryfikację jakości i skuteczności przepisów na podstawie skutków ich obowiązywania. Rok temu były obawy, po stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, ale i Komendy Głównej Policji, czy narzędzie zadziała. Bo, jak popatrzymy na doświadczenia innych krajów, np. Danii, bywało z tym różnie.
Dlaczego?
W Danii zabrakło elementu wdrożeniowego, szkoleń dla funkcjonariuszy. W efekcie dobre prawo stało się martwym prawem. Tworząc pierwotne założenia ustawy, oparliśmy się mocno na istniejącej procedurze zatrzymania policyjnego, ale wciąż były to rozwiązania nowatorskie. Zastanawialiśmy się, czy się sprawdzą. Tym bardziej że już trwała pandemia. Dlatego postanowiliśmy najpierw wprowadzić najpilniejsze rozwiązania, czyli zapewnić ofiarom przemocy bezpieczeństwo w ich domu.
Ale już nie np. w drodze do pracy, szkoły. I tam sprawca przemocy, teoretycznie, może swoją ofiarę dopaść.
Zdajemy sobie z tego sprawę i stąd nowelizacja przepisów. Projekt jest w uzgodnieniach międzyresortowych, opiniowaniu oraz konsultacjach publicznych, których zakończenie jest planowane w najbliższych dniach. Proponujemy właśnie zakaz zbliżania się do ofiary, zakaz kontaktowania się sprawcy z osobą doznającą przemocy (drogą e-mailową, telefoniczną - chodzi o działania noszące znamiona stalkingu), a także zakaz dostępu osoby stosującej przemoc do określonych miejsc. To ostatnie jest zaczerpnięte z rozwiązań austriackich. Człowiek stosujący przemoc nie będzie mógł wejść do szkoły, do pracy, gdzie uczy się czy pracuje osoba pokrzywdzona.
Jak to ma wyglądać w przypadku szkoły? Ojciec dziecka może powiedzieć, że nie ma odebranych praw rodzicielskich i chce się widzieć z córką czy synem.
Rzeczywiście, w 96 proc. sprawcami przemocy domowej są mężczyźni. Nowe narzędzia skonstruowaliśmy analogicznie jak poprzednie. Załóżmy, że trwa interwencja domowa. Policja, patrząc na zastaną sytuację, wypełnia ankietę. Na jej podstawie decyduje o nałożeniu nakazu opuszczenia lokalu i zakazu zbliżania się do osoby. I już wtedy może sięgnąć po inne środki. Następnie informuje dyrektora placówki oświatowej czy miejsca pracy. To samo dotyczy placówek sportowych, kulturalnych. Jeśli z oceny stanu faktycznego policji będzie wynikało, że sprawca może nękać osoby e-mailami czy telefonami, nałoży na 14 dni również zakaz kontaktowania się. Co ważne, może to zrobić już w czasie trwania zakazu zbliżania się. Wystarczy, że osoba doznająca przemocy pójdzie na komisariat i przedstawi dowody, choćby korespondencję zawierającą groźby czy przejawy wywierania presji. A jeżeli w rodzinie są dzieci, policja natychmiast zawiadamia sąd opiekuńczy, który podejmuje działania w celu ich ochrony i zapewnienia bezpieczeństwa.
A jeśli te nakazy będą łamane?
Tak samo jak w przypadku istniejących już przepisów, będzie to wykroczenie zagrożone karą grzywny od 5 tys. zł i do 30 dni aresztu.
Kiedy przepisy mają szansę zacząć obowiązywać?
Liczę, że uda się zamknąć proces rządowy w tym roku, a w I kw. 2022 r. projekt trafi do Sejmu. Niezależnie od tego niedawno powołaliśmy w resorcie zespół ds. przeciwdziałania przestępczości seksualnej wobec dzieci, którego jestem przewodniczącym. Naszym celem jest stworzenie skutecznego systemu chroniącego dzieci krzywdzone zarówno przez bliskich, jak i osoby obce.
Mówił pan, że w Danii przepisy, pozwalając na natychmiastową izolację sprawcy, nie były stosowane. A jak jest w Polsce? Dane za zeszły rok mówiły o tylko 194 nakazach opuszczenia i zakazach zbliżania się do mieszkania nałożonych od 30 listopada do końca 2020 r.
Dane za rok obowiązywania przepisów mówią już o ponad 3,2 tys. wydanych nakazów i zakazów. To jest dużo, jak spojrzymy na liczbę interwencji domowych w ogóle. Bo to oznacza, że zastosowano je w ok. 10 proc. przypadków. Przypominam, że są to narzędzia stosowane wtedy, gdy istnieje zagrożenie życia lub zdrowia. Oczywiście uważam, że policja mogłaby sięgać po te narzędzia częściej, ale jednocześnie nie mamy innego problemu, czyli nadużywania przepisów. Wpłynęły tylko 63 zażalenia do sądu na nałożone zakazy i nakazy. I jedynie dwa uznano za zasadne.
Dane policyjne pokazują też skalę przemocy fizycznej. W 2020 r. odnotowano 57 760 takich przypadków. Mniej o ok. 1,2 tys. w stosunku do 2019 r. Ale więcej niż w 2018 r., kiedy było ich 57 580.
Tak, i przyznam, że są miejsca w kraju, w których policja sięga po nowe narzędzia częściej, i takie, gdzie nie robi tego niemal w ogóle. Niestety, obserwacja stosowania prawa pokazuje, że jest to dość uznaniowe. Wiele zależy od osobistego przekonania co do słuszności rozwiązań. Funkcjonariusze muszą czuć, że to jest coś ważnego. Jak w każdej zhierarchizowanej instytucji zielone światło musi padać z góry. W tym przypadku - od komendantów wojewódzkich. Dlatego ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości do nich właśnie idzie mocny przekaz.
Policja wydaje nakazy i zakazy na 14 dni. To jest czas, kiedy osoba, wobec której jest stosowana przemoc, może zgłosić sprawę do sądu. Ile osób tak zrobiło?
Na wspomniane ponad 3,2 tys. nakazów policyjnych do sądu wpłynęło 177 wniosków.
Tylko? Jest pan zaskoczony?
Mało, faktycznie. Ale trzeba pamiętać, że na tym etapie do sądu musi już występować osoba doznająca przemocy. To są wnioski o przedłużenie trwania nakazu lub zakazu. I tylko sąd w postępowaniu cywilnym, uproszczonym, może je przedłużyć. Ale jednocześnie warto przytoczyć dane dotyczące skali recydywy.
Recydywy?
Sytuacji, w której wobec osoby zastosowano nakaz czy zakaz zbliżania się do mieszkania. Potem on je mijał, sprawca wracał do domu i sytuacja się powtarzała. W połowie tego roku były zaledwie 63 takie zdarzenia. To pokazuje, że narzędzie ma działanie mrożące. Ktoś, kto uważa się za pana i władcę sytuacji, nagle zostaje wystawiony za drzwi z reklamówką w garści. Nasze badania pokazują też, że działania policji mają dodatkowy efekt, który może mieć przełożenie na małą liczbę wniosków składanych do sądów. Otóż, gdy policja nakładała wyłącznie nakaz opuszczenia lokalu, okazywało się często, że ten człowiek wychodził i już nie wracał. Deklarował, że wyjeżdża do innego miasta, nawet za granicę. Być może więc to narzędzie przyczyniło się do zakończenia kilku toksycznych związków.
Do 10 grudnia trwają międzynarodowe Dni Akcji Przeciw Przemocy ze względu na Płeć. To czas między Międzynarodowym Dniem Przeciw Przemocy Wobec Kobiet a Międzynarodowym Dniem Praw Człowieka, by podkreślić, że przemoc wobec kobiet jest pogwałceniem praw człowieka. Pan się z tym zgadza?
Oczywiście. Choć problem polega na tym, że rozjechały się podstawowe pojęcia.
W jakim sensie?
Gdy spojrzymy na konwencję stambulską lub kierunek, w jakim idzie współczesny paradygmat praw człowieka, to widać tu oddziaływanie ideologii gender. W tej dyskusji tracimy z pola widzenia problem, jakim jest ochrona kobiet, a zaczynamy chronić… No właśnie, kogo? Płeć kulturową?
Czyli nadal jest pan za wypowiedzeniem konwencji stambulskiej?
Zdania nie zmieniłem. W rządzie Zjednoczonej Prawicy zapadły polityczne decyzje, w konsekwencji których minister rodziny nie wszczęła procedury wypowiedzenia konwencji. Premier Morawiecki skierował natomiast do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o stwierdzenie, na ile konwencja jest niezgodna z polską konstytucją. Czekam na to rozstrzygnięcie. Mam nadzieje, że nastąpi to już niebawem.
Kilka dni temu w Sejmie odbyło się spotkanie polityków, lekarzy i organizacji pozarządowych. Padały hasła, że obecna władza jest opresyjna wobec kobiet, a jedną z formą przemocy są przepisy prawa, jakie obowiązują po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Co pan na to?
To nie jest prawo opresyjne wobec kobiet, ale chroniące najsłabszych. Zabicie nienarodzonego dziecka nie może być prawem kobiety. Na to nie ma naszej zgody. I na tym opierało się rozumowanie Trybunału Konstytucyjnego.