Polska kupi 250 amerykańskich abramsów, a środki na ich zakup będą pochodzić spoza budżetu resortu obrony. Decyzja jest kontrowersyjna z powodów logistycznych i finansowych

Za 250 amerykańskich czołgów Abrams wraz z pakietem logistycznym i amunicją Polska ma zapłacić ok. 23,3 mld zł. Taką informację, na tle stu żołnierzy czekających półtorej godziny na betonowym placu w 30-stopniowym upale, przekazali wicepremier Jarosław Kaczyński i minister obrony Mariusz Błaszczak. Środki mają pochodzić spoza budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej. Wicepremier mówił o dużych możliwościach na rynkach finansowych. Wydaje się więc, że na zakup w pewnym stopniu się zadłużymy, ale trudno przesądzić u kogo. Przy zakupie samolotów F-16 kredytował nas rząd Stanów Zjednoczonych.
– Nasza armia wzbogaci się o dużą liczbę najnowocześniejszych czołgów Abrams. Pierwsze dostawy będą już w przyszłym roku – zapowiedział wczoraj wicepremier Jarosław Kaczyński w 1. Warszawskiej Brygadzie Pancernej w stołecznej Wesołej. Wyposażone mają zostać cztery bataliony. Obecnie w jednym jest 58 czołgów, można więc wnioskować, że 18 sztuk będzie przeznaczonych do szkolenia. Prezes Prawa i Sprawiedliwości występował wspólnie z ministrem obrony Mariuszem Błaszczakiem i dowódcą generalnym generałem Jarosławem Miką. Z wypowiedzi polityków wynika, że czołgi mają stacjonować w 18. dywizji na wschód od Wisły.
Cały zakup, w tym pakiet logistyczny i symulatory, ma zostać sfinansowany spoza środków resortu obrony. Rząd przyjął w tej kwestii specjalną uchwałę, ale dotychczas jej nie upubliczniono. Program ma mieć wartość 23,3 mld zł, czyli prawie połowy rocznego budżetu MON, więcej niż rekordowe dla Wojska Polskiego zakupy samolotów F-35 i systemu Patriot. Na obecnym etapie trudno ocenić, czy cena jest wygórowana, czy nie, ponieważ nie podano żadnych szczegółów, choćby ilości kupowanej amunicji czy liczby symulatorów. Nie jest też jasne, skąd mają pochodzić na to pieniądze. Kaczyński mówił, że międzynarodowe rynki finansowe dają dziś duże możliwości, ale bez szczegółów. Dla przypomnienia: zakup samolotów F-16 również był finansowany spoza budżetu resortu obrony, kredytował go rząd Stanów Zjednoczonych, a ostatnią ratę zapłaciliśmy w 2015 r., 12 lat po podpisaniu umowy. Pewną opcją może być finansowanie przez producenta czołgów. Kaczyński mówił również o wielkim projekcie rozbudowy i wzmocnienia sił zbrojnych, ale w tym wypadku także nie padły żadne konkrety.
Żadnej umowy jeszcze nie podpisano, ale Polska ma kupić czołgi Abrams w wersji M1A2 SEPv3, czyli tej najnowszej. Generał Mika, gdy już podziękował za zaangażowanie w sprawy obronności premierowi Kaczyńskiemu i ministrowi Błaszczakowi, wymieniał zalety czołgu: jego żywotność, świadomość sytuacyjną i siłę rażenia. Te pojazdy są zdolne do współpracy m.in. z samolotami F-35 czy artylerią dalekiego zasięgu Himars, czyli sprzętem, który nad Wisłę ma trafić w najbliższych latach. Trudno kwestionować wartość bojową tego zakupu, ale są inne wątpliwości.
– Dla mnie największym problemem jest logistyka. Gdybyśmy zaczynali kupowanie nowoczesnych czołgów od zera, taki zakup byłby zrozumiały i można by go uzasadnić. Ale my mamy już czołgi Leopard 2A4 i 2A5, więc równie dobrze mogliśmy kupić czołgi Leopard 2A7 z przeniesieniem części produkcji do Polski. Dziś relacje z przemysłem niemieckim są fatalne, ale przy takim zakupie producenci zza Odry zapewne byliby bardziej skłonni do ustępstw – mówi DGP emerytowany oficer, który przez lata związany był z zakupami dla Wojska Polskiego. – Koszty logistyki dla tylu rodzajów czołgów będą tak duże, że za jakiś czas zaczniemy redukować ich potencjał – przewiduje wojskowy. Do dziś w Wojsku Polskim oprócz wspominanych czołgów Leopard służą jeszcze czołgi T-72 i PT-91 Twardy.
– Sam czołg jest wyrobem bardzo dobrym, to duże wzmocnienie naszych możliwości. Ale wydajemy miliardy na zakup całego systemu ze Stanów Zjednoczonych, choć od 15 lat budujemy doświadczenie, by serwisować czołgi Leopard 2. W Europie nikt oprócz USA nie użytkuje czołgów Abrams, a my stawiamy na zupełnie inny system niż nasi najbliżsi sojusznicy – mówi Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”. – 15 lat uczenia się czołgów Leopard – proces trudny i wciąż niezakończony – może zostać zaprzepaszczone. Teraz tworzymy sobie na własne życzenie szok logistyczny. W moim przekonaniu to koszmar. Zajmie lata, byśmy nauczyli się robić przy nich cokolwiek – martwi się ekspert. Ten zakup rykoszetem może się także odbić na bieżącej modernizacji czołgów Leopard 2A4. Strona niemiecka nie traktowała tego programu poważnie, opóźnienia wynikały w części z ich niedociągnięć, a teraz mogą wręcz zacząć rzucać kłody pod nogi.
Drugą kontrowersyjną kwestią jest tryb, w jakim mają być kupione te czołgi. Nieoficjalnie można usłyszeć, że odbędzie się to w ramach pilnej potrzeby operacyjnej, a wniosek w tej sprawie miał złożyć generał Mika. To o tyle frapujące, że takie uprawnienia dowódca generalny dostał dopiero decyzją ministra obrony z 14 maja, a więc zaledwie dwa miesiące temu. Wychodzi więc na to, że kontrakt wart ponad 20 mld zł wstępnie negocjowano zaledwie dwa miesiące. Warto zaznaczyć, że dotychczas nie ma umowy, a zostanie ona zawarta w ramach tzw. Foreign Military Sales, czyli amerykańskiego mechanizmu sprzedaży uzbrojenia. Na takie transakcje musi się zgodzić Kongres, a przy notyfikacji podawanych jest sporo szczegółów. Oczywiście może się też jeszcze tak zdarzyć, że polska strona wycofa się z umowy, bo warunki będą jednak nieatrakcyjne, albo że to Amerykanie nie zgodzą się na taką sprzedaż, ale to mało prawdopodobne.
Po co nam ten zakup? Jeśli chodzi o potrzeby Wojska Polskiego, pilniejsze wydaje się dokończenie projektu obrony polskiego nieba, który rozpoczęliśmy zakupem systemu Patriot, a związany z tym program Narew, czyli obrona przeciwlotnicza krótkiego zasięgu, od lat nie może ruszyć z miejsca. Biorąc pod uwagę, że na konferencji pojawił się Jarosław Kaczyński – jak sam przyznał w jednostce wojskowej był po raz pierwszy od wielu lat – o tym zakupie przesądzono w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości przy ul. Nowogrodzkiej i stoją za tym racje polityczne. – Gdybym był posłem opozycji, krzyczałbym o Trybunale Stanu. Ten zakup w żaden sposób się nie broni. Chyba że chodzi o wielką politykę i targi z Amerykanami o TVN, ale to się nie składa – mówi jeden z posłów PiS.
– Patrzę na ten zakup krytycznie. Po pierwsze, informacja jest zupełnym zaskoczeniem, rząd nie informuje o takich planach na sejmowych komisjach. Po drugie, w Planie modernizacji technicznej nie ma takiego zakupu, to jest wbrew podstawowym dokumentom planistycznym dotyczącym rozwoju sił zbrojnych. Sejmowe komisje go nie opiniowały. Można mieć wątpliwości dotyczące legalności zakupu – przekonuje poseł Czesław Mroczek z Platformy Obywatelskiej, były wiceminister obrony odpowiedzialny za zakupy uzbrojenia. – Po trzecie, czołg jest amerykański, wyprodukowany bez żadnego udziału polskiego przemysłu i można się zastanawiać, czy będziemy mieli jakiekolwiek zdolności do jego serwisowania. Właśnie przegraliśmy szansę na udział w nowym projekcie europejskiego czołgu. Minister Błaszczak dobija polski przemysł obronny. Ta decyzja to potwierdzenie chaosu decyzyjnego rządu: z jednej strony rząd reanimuje postsowieckie czołgi T-72, z drugiej kupuje amerykańskie abramsy. Będziemy prosili wicepremiera Kaczyńskiego o informacje w tej sprawie na niejawnym posiedzeniu sejmowej komisji obrony – dodaje.
Zamiar transakcji ogłosił wczoraj wicepremier Kaczyński