Porozumienie liczy, że zbuduje sejmową większość wokół swojego kandydata, nawet z udziałem opozycji. Problemem może być namówienie PiS i Solidarnej Polski

Termin zgłaszania kandydatur w Sejmie mija dziś o godz. 16. To będzie piąte i prawdopodobnie ostatnie podejście do wyboru nowego rzecznika praw obywatelskich. Adam Bodnar mimo upływu kadencji we wrześniu ub.r. wprawdzie dalej pełni swój urząd, ale taki stan może utrzymać się najdalej do połowy lipca, gdy w życie wejdzie wyrok TK podważający konstytucyjność takiej sytuacji (K 20/20).
W koalicji rządzącej uzgodniono, że teraz kandydata wystawi Porozumienie. – Taka była dżentelmeńska umowa pomiędzy Jarosławem Gowinem a Jarosławem Kaczyńskim. To, czy nadal jest w mocy, będzie wiadomo po tym, jak obaj liderzy omówią sprawę przez telefon – usłyszeliśmy od jednego z członków Porozumienia. Do rozmowy miało dojść wczoraj.
Kandydatem gowinowców jest prof. Marek Konopczyński, nauczyciel akademicki i ekspert od spraw społecznych z Uniwersytetu w Białymstoku. Kandydatura ta nie budzi entuzjazmu wśród pozostałych koalicjantów. – Nie wykluczamy poparcia, ale musimy to jeszcze przeanalizować – mówi polityk PiS. Partia jest nieco zaskoczona osobą kandydata, spodziewano się raczej, że będzie nim senator Lidia Staroń. Brano pod uwagę jej poparcie i to mimo że wcześniej nie zagłosowała za kandydaturą Bartłomieja Wróblewskiego, kandydata PiS.
Bardzo niechętnie o kandydaturze prof. Konopczyńskiego wypowiadają się ziobryści. – To wygląda jak jakaś prowokacja. Te umizgi profesora do KOD czy upolitycznionych prokuratorów chluby mu nie przynoszą – ocenia jeden z nich.
Dlatego sprawa wyboru RPO ma potencjał, by spowodować kolejny koalicyjny kryzys. Wiele zależy od tego, czy obóz PiS zachowa tu spoistość, czy otworzy się pole do gry dla opozycji. Politycy Porozumienia zapewniają, że kandydatury nie były konsultowane z opozycją, ale gdy ogłoszono ostateczny wybór, spotkał się on z przychylnym przyjęciem. – Niedawno KO sama zgłaszała prof. Konopczyńskiego jako kandydata do komisji ds. pedofilii – zwraca uwagę nasz rozmówca.
Ludowcy dziś po godz. 13 na klubie zdecydują, czy wystawić kandydaturę związanego z UW prof. Marcina Wiącka. Przy czym jego zgłoszenie nie wyklucza poparcia dla innych kandydatur.
Jak słyszymy, Platforma jest skłonna poprzeć prof. Wiącka. Nad tym, co zrobić, zastanawia się Lewica. – Mamy kandydata wrzuconego przez Gowina, ale chyba nie jest popierany przez PiS. Będziemy pracować, by mieć wspólnego kandydata dla opozycji, a jeśli nie, to zajmiemy stanowisko wobec kandydata Porozumienia lub wskażemy własnego – mówi Krzysztof Śmiszek.
Gowinowcy traktują wybór swojego kandydata jako test na swoją polityczną niezależność. Tyle, że już przy jego zgłoszeniu potrzebnych będzie 35 podpisów. – To nie tylko nasz dylemat. Ostrożnie optymistyczne wypowiedzi polityków opozycji dają PiS do myślenia, czy nie poradzimy sobie bez nich – zauważa polityk Porozumienia.
– To nie jest ustalona z nami kandydatura. Ciekawe, jak Gowin chce to przeforsować, skoro ma za sobą mniej posłów niż palców u rąk – komentuje osoba z PiS. Zdaniem prominentnego polityka PO, jeśli PiS nie poprze Konopczyńskiego, to musiałaby go poprzeć właściwe cała opozycja, by przeszedł dalej. – Dlatego Gowin boi się tego głosowania, bo nie wie, ilu ma posłów za sobą, nawet w jego własnym ugrupowaniu – dodaje. Inny nasz rozmówca z PO zdradza, że jego partia pewnie poprze kandydata PSL. Choć to nie jest jeszcze pewne. – Konopczyński to ciekawa opcja, jeśli Gowinow
i uda się go wystawić – mówi. I dodaje, że mogą głosować za kandydatem Porozumienia nawet wtedy, kiedy ten uzyska aprobatę PiS.
A to nie będzie łatwe. – Tym razem pewnie prościej będzie w Senacie niż w Sejmie. Chcemy jednak pozbierać głosy z różnych stron, by już na etapie sejmowym pokazać, że to kandydatura mogąca łączyć, nie dzielić – tłumaczy polityk Porozumienia. Zdaje sobie sprawę, że stanowisko koalicjantów nie jest oczywiste, ale jest pewne „ale”...
– Jeśli PiS będzie blokował naszego kandydata na RPO, to dlaczego mielibyśmy mu pomóc przy wyborze nowego szefa IPN? – pyta osoba z otoczenia Gowina. W przypadku ziobrystów Porozumienie liczy na dług wdzięczności, jaki ci mają u nich za to, że kandydat Gowina na prezydenta Rzeszowa zrezygnował i udzielił wsparcia człowiekowi Ziobry, Marcinowi Warchołowi. Do tego mogą dojść głosy polityków opozycji.
Nie można jednak wykluczyć sytuacji, w której doszłoby do podziału w koalicji. – Staniemy przed dylematem: możemy mieć podpisy i głosy samej opozycji, bez PiS, a to bardzo złe rozwiązanie. Ale PiS może swoją arogancją sprawić, że nie będzie wyjścia – mówi polityk Porozumienia.
To mogłoby mieć poważne konsekwencje dla koalicji. Do tej pory przestrzegano zasady, że wyboru na wakaty w ważnych instytucjach państwowych dokonywał obóz rządzący głosami swoich posłów.
Jeśli obu izbom znów nie uda się wybrać nowego RPO, realny stanie się bajpas ustawowy, np. w postaci wskazywania „p.o. RPO” przez marszałka Sejmu do czasu wyłonienia docelowego rzecznika. To jednak – jak komentuje osoba związana z PiS – ostateczność, bo jak tylko z tym wyjdziemy, Unia Europejska wsiądzie nam na głowę.