Mateusz Morawiecki, Michał Dworczyk, Jacek Sasin i jego zastępca oraz Mariusz Kamiński – zdaniem NIK wszyscy ci urzędnicy mogli popełnić przestępstwa przy szykowaniu zeszłorocznych wyborów kopertowych

Na linii Marian Banaś – PiS trwa już otwarta wojna. Wczoraj Najwyższa Izba Kontroli poinformowała o skierowaniu zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstw przez najważniejsze osoby w państwie. Chodzi o przygotowanie wyborów prezydenckich w formie korespondencyjnej, które ostatecznie się nie odbyły.
Zarzuty NIK dotyczą premiera Mateusza Morawieckiego oraz szefa jego kancelarii, ministra Michała Dworczyka. W ocenie izby forsowali oni wybory korespondencyjne, mimo że decyzja premiera z 16 kwietnia 2020 r. w sprawie podjęcia przygotowań przez Pocztę Polską i Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych (PWPW) oraz ministrów spraw wewnętrznych i aktywów państwowych została wydana bez podstawy prawnej.
Premier działał na podstawie ustawy covidowej, natomiast ustawa o wyborach kopertowych weszła w życie dopiero na początku maja tuż przed terminem wyborów, który był wyznaczony na 10 maja.
Prokuratura rozstrzygnie
Zdaniem NIK Morawiecki i Dworczyk naruszyli art. 231 par. 1 kodeksu karnego, czyli przekroczyli uprawnienia.
Z kolei o niedopełnienie obowiązków służbowych NIK podejrzewa dwóch innych ministrów. W przypadku szefa MAP Jacka Sasina chodzi o brak umowy z Pocztą Polską, mimo że taki obowiązek nakładała na niego decyzja premiera. Nasi rozmówcy z NIK zwracają uwagę na stanowisko MAP przesłane 7 maja br.
„Istniały wątpliwości prawne co do możliwości zawarcia umowy oraz jej ewentualnego zakresu, gdyż nie obowiązywały wówczas jeszcze żadne przepisy prawa powszechnie obowiązującego, przyznające ministrowi aktywów państwowych kompetencje w zakresie organizowania czy finansowania wyborów” – wynika z pisma.
To wbrew oficjalnej linii rządu, który twierdzi, że działał w stanie wyższej konieczności, a wszystko odbywało się „w ramach obowiązującego porządku prawnego” (świadczyć ma o tym opinia radcy prawnego Jana Sakławskiego z 8 maja 2020 r., zlecona przez KPRM).
– Co prawda decyzja premiera okazała się wadliwa, ale była w obiegu prawnym i dopóki nie została uchylona, zobowiązywała ministrów do podjęcia działań – tłumaczy nasz rozmówca z NIK.
Jak ustaliliśmy, w MAP jest jeszcze jedna osoba, wobec której NIK złożył zawiadomienie do prokuratury. To wiceminister Tomasz Szczegielniak, który miał zaakceptować wzór pakietów wyborczych (opracowanych we współpracy z PWPW), mimo że na tamten moment brakowało przepisów, które przesądzałyby, jak te pakiety mają ostatecznie wyglądać.
Ostatnie zawiadomienie dotyczy szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, który nie zawarł umowy z nadzorowaną przez niego spółką PWPW na wydrukowanie pakietów wyborczych.
– Wszystkie polecenia ze strony MSWiA wydawano w trybie roboczym lub ustnie, jakby resort podzielał wątpliwości MAP odnośnie do legalności decyzji premiera – ocenia jeden z naszych rozmówców znający kulisy przygotowań.
Co na zarzuty NIK obóz rządzący? – Wybory prezydenckie to obowiązek konstytucyjny. Tam zapisane są terminy wyborów i dlatego na władzy wykonawczej, przy współpracy z samorządami, ciążył obowiązek ich przeprowadzenia – skomentował wczoraj premier Morawiecki, przebywający w Brukseli. – Gdybyśmy nie starali się zabezpieczyć tych wyborów, poprzez zlecenie druku kopert czy kart wyborczych, moglibyśmy być śmiało oskarżeni, że tych przygotowań wówczas nie poczyniliśmy – dodał.
„Wszystkie decyzje o rozpoczęciu technicznych przygotowań do głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich były zgodne z prawem (...) Premier nie zarządził nigdy wyborów prezydenckich ani głosowania w trybie korespondencyjnym” – można przeczytać w oświadczeniu, które wcześniej zawisło na stronie KPRM.
Także Anita Czerwińska, rzeczniczka PiS, mówi nam, że przygotowanie do wyborów odbyło się zgodnie z prawem, było w pełni legalne i spełniało wymogi i standardy demokracji. – Było konieczne, by umożliwić przeprowadzenie wyborów i udział w nich obywateli. Nie ma mowy o złamaniu prawa i tego rodzaju doniesienia o niepopełnionym przestępstwie są wyrazem złej woli, podważają autorytet NIK. Izba jako najwyższy organ kontroli powinna kierować się rzetelnością, starannością i w żadnym razie nie powinna kierować się innymi kryteriami niż obiektywizm – podkreśla.
Co zrobią śledczy?
Prokuratura ma trzy możliwości, jeśli chodzi o zawiadomienia złożone przez NIK. Pierwsza to po postępowaniu sprawdzającym odmówić wszczęcia śledztwa, np. powołując się na nadzwyczajne okoliczności epidemiczne lub ekspertyzy prawne KPRM broniące decyzji premiera. Druga to rozpocząć postępowanie przygotowawcze i badać sprawę, aż minie kadencja. Trzeci scenariusz, o największej politycznej sile rażenia, to wszczęcie postępowania w sprawie lub przeciwko poszczególnym osobom wymienionym w zawiadomieniu.
Od osoby znającej realia wymiaru sprawiedliwości usłyszeliśmy, że w tym przypadku w odpowiedzialności karnej dotyczącej wniosków NIK trzeba wykazać działanie na szkodę interesu publicznego. – Trudno sobie wyobrazić taką kwalifikację dla kogoś, kto stara się, by wybory w konstytucyjnym terminie się odbyły – mówi. Co może sugerować, że prokuratura nie będzie chętna do podejmowania śledztwa.
– Merytorycznie wszczęcie postępowania w sprawie lub przeciwko to najbardziej uzasadniony scenariusz, ale jednocześnie najmniej prawdopodobny politycznie – mówi były szef NIK Krzysztof Kwiatkowski.
Opozycja nie zamierza odpuścić w tej sprawie. PO już wiosną składała doniesienia do prokuratury. – Ziobro będzie robił wszystko, by chronić kolegów z rządu, ale wcześniej czy później, na podstawie wniosków naszych oraz NIK, wolna prokuratura do tych spraw wróci – mówi Marcin Kierwiński z PO.
Zapowiada także kolejne zawiadomienia wobec urzędników poniżej szczebla ministerialnego, którzy byli zaangażowani w proces przygotowania wyborów. Na razie opozycja nie będzie składała wniosków o Trybunał Stanu, boi się bowiem, że jeśli w Sejmie tej kadencji sprawa zostanie umorzona, to nie będzie można do niej później wrócić.
Prezes NIK na celowniku
Marian Banaś przez wiele miesięcy był szachowany śledztwem toczącym się w sprawie jego oświadczeń majątkowych. To pokłosie kontroli Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które pod koniec listopada 2019 r. złożyło w tej sprawie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Zdaniem agentów Banaś podawał nieprawdę w oświadczeniach majątkowych, zataił stan faktyczny majątku i miał nieudokumentowane źródła dochodu. Białostocka prokuratura regionalna zajmuje się tą sprawą od półtora roku. Ostatnio śledztwo zostało przedłużone do 2 czerwca tego roku, ale oficjalnie nie wiadomo, czy śledczy dadzą sobie jeszcze więcej czasu.
– Postępowanie, w którym przeszukano dziesiątki pomieszczeń, po roku rozpoczęto kolejne przeszukanie, zażądano wydania tych samych materiałów i nikomu nie postawiono żadnych zarzutów, służy głównie celom politycznym. Z nieoficjalnych informacji wynika, że śledztwo po raz kolejny przedłużono. I domyślam się, że taki stan może trwać przez wiele miesięcy – mówi DGP adwokat Marek Małecki, pełnomocnik Mariana Banasia. – Uważam też, że prokuratura wcale nie jest pewna, że komukolwiek należy stawiać zarzuty i opiera się żądaniom polityków. Jak długo – tego nie wiem – dodaje.
Prokuratura nie odpowiedziała na pytania DGP.
Sejm a sprawa Banasia
Nie wiadomo, czy wniosek o uchylenie immunitetu Banasia trafi do Sejmu. – Jeśli po ponad półtora roku nie ma wniosku o uchylenie immunitetu, to albo prokuratura nie ma podstaw, albo kierownictwo PiS wie, że nie ma większości – mówi Krzysztof Kwiatkowski. Do uchylenia immunitetu potrzebna jest zwykła większość i jest bardzo prawdopodobne, że PiS w tej sprawie by jej nie miał. Przeciwko mogliby zagłosować politycy Porozumienia. – Kto będzie wówczas kontrolował rząd? PiS wprowadzi swojego komisarza albo zmieni ustawę, by funkcję prezesa pełnił wiceprezes NIK Tadeusz Dziuba – mówi polityk Porozumienia. Za odebraniem immunitetu byłby drugi koalicjant PiS, czyli Solidarna Polska.
Z kolei polityk PiS pytany o rozkład głosów w klubie uważa, że ostatecznie Porozumienie poparłoby uchylenie immunitetu. Nie wiadomo, czy PiS mógłby liczyć na głosy opozycji w tej sprawie. Lewica z jednej strony składała wniosek o Trybunał Stanu dla Banasia, z drugiej, podobnie jak w przypadku PO, argumentem może być to, że PiS wprowadziłby do NIK swojego zaufanego człowieka.