Unijny plan może być głosowany w Sejmie nawet pod koniec czerwca – wynika z naszych ustaleń. PiS chce, żeby spośród krajów UE tylko Polska zalegała z ratyfikacją. To ma wywrzeć presję na opozycję, żeby poparła projekt.

Ratyfikacja decyzji o zasobach własnych UE przez wszystkie kraje członkowskie jest konieczna do uruchomienia pomocy finansowej (z budżetu unijnego oraz z funduszu odbudowy). Dlaczego PiS zależy na głosowaniu w ostatnim możliwym terminie? Chodzi o czystą arytmetykę. Solidarna Polska – jak zapowiada – nie podniesie ręki za projektem. PiS musi więc liczyć na poparcie opozycji. Ta stawia warunki. I przekonuje, że głosowanie w Sejmie zawsze można będzie powtórzyć. A pierwsze głosowanie – przeciw – miałoby unaocznić rozpad koalicji rządowej oraz potrzebę przedterminowych wyborów i jednocześnie pokazać, jaka może być cena wewnętrznie niespójnych rządów.

Jarosław Kaczyński, prezes PiS, nie chce do tego dopuścić, dlatego z partii dochodzą sygnały o możliwej nowej strategii. Nasz rozmówca z kręgów rządowych wskazuje, że projekt znalazłby się w porządku obrad Sejmu dopiero w końcówce czerwca. Nieco ostrożniejsze deklaracje słyszymy od innego z polityków PiS. – Na pewno do głosowania nie dojdzie przed 20 maja – mówi. Z kolei w kuluarach sejmowych krąży plotka nawet o terminie lipcowym.

Niezależnie od daty, jeśli Polska będzie jedynym krajem, który nie podjął decyzji w sprawie ratyfikacji zasobów własnych UE, opozycja znajdzie się pod silną presją Europy i Komisji Europejskiej. I o to chodzi Kaczyńskiemu. – W takich warunkach trudno będzie grać na wcześniejsze wybory czy rząd mniejszościowy – słyszymy od rozmówcy z PiS.

Bruksela już dzisiaj jest zdezorientowana i zaniepokojona gotowością opozycji do głosowania przeciwko funduszowi odbudowy. Chociaż polscy politycy zapewniają, że pierwsze podejście w Sejmie nie jest rozstrzygające i potem można je powtórzyć, nie jest to do końca jasne dla decydentów z europejskich instytucji. Część z nich zastanawia się, dlaczego najbardziej proeuropejska siła w Polsce jest gotowa wysadzić w powietrze projekt będący oczkiem w głowie Ursuli von der Leyen, przewodniczącej KE.

Opozycja próbuje rozgrywać PiS w sprawie ratyfikacji. – Nawet gdyby ustawa w głosowaniu przepadła, to premier po 24 godzinach może wrócić z nowym wnioskiem o ratyfikację. A po drodze coś zmienić, przyjąć nasze warunki, z chęcią go wtedy poprzemy. Nie damy się wpędzić w pułapkę, że jedno głosowanie spowoduje, że stracimy środki przewidziane w funduszu odbudowy – mówił niedawno w wywiadzie dla DGP szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz.

Dlatego PSL i KO zapowiadają głosowanie przeciw. – Jesteśmy zdeterminowani i dopóki nasze warunki dotyczące uczciwości wydawania środków z KPO nie zostaną spełnione, nie ma podstaw do zmiany zdania w sprawie ratyfikacji – mówi rzecznik PO Jan Grabiec.

Odsuwając w czasie głosowanie, PiS chce wytrącić opozycji możliwość realizacji tego scenariusza. Bo jeśli wszystkie kraje zdążą ratyfikować zasoby własne UE, a tylko Polska nie, pojawi się zagraniczna presja. Gdyby ustawa padła w Sejmie, widmo rozpadu koalicji rządzącej mogłoby znacznie opóźnić uruchomienie funduszu odbudowy w całej Europie. PiS liczy, że opozycja w takiej sytuacji nie odważy się zagrać va banque.

Na razie na opozycji plany PiS nie robią wrażenia. – To rolą rządu jest znalezienie większości sejmowej. Dziwię się, że premier zamiast podjąć rozmowy z opozycją, robi z tego przedmiot jakichś targów. My konsekwentnie mówimy, że będziemy „za”, jeśli rząd spełni nasze warunki – mówi Miłosz Motyka, rzecznik PSL.

Do czasu głosowania – zwłaszcza jeśli miałoby być odwleczone w czasie – polityczne uwarunkowania jeszcze mogą się zmienić. Ludowcy sami przyznają, że PiS zaczął spełniać stawiane przez nich warunki. I tak np. samorządowcy wejdą w skład komitetu monitorującego KPO, a w ramach planu odbudowy zwiększone zostaną środki na rolnictwo. Trzecim warunkiem było podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł, co być może znajdzie się w szykowanym przez PiS Nowym Ładzie.

Mimo to Jarosław Kaczyński szuka dodatkowych głosów, by zapełnić lukę po ziobrystach, którzy będą na „nie”, i negocjuje z Pawłem Kukizem. Ten – jak nieoficjalnie słyszymy – w ramach umowy chce, by PiS poparł jego projekty. Chodzi np. o powołanie tzw. sędziów pokoju (do rozstrzygania prostych spraw cywilnych) czy przyjęcie ustawy antykorupcyjnej (zakłada, że osoby skazane za korupcję nie będą mogły piastować funkcji państwowych, samorządowych czy w spółkach Skarbu Państwa, a także startować w wyborach). Z naszych rozmów wynika, że PiS jest gotów poprzeć ten drugi projekt.

Inna osoba z koalicji rządzącej ocenia, że odsuwanie głosowania w czasie to dobry ruch, ale to nie załatwia innego problemu. – Większym jest uchwała, którą szykuje PSL, by ratyfikować większością 2/3. Konstytucja w art. 89 i 90 dopuszcza dwa rodzaje ratyfikacji – małą i dużą. Sejm może zdecydować o tym, którym trybem to zrobić – wskazuje nasz rozmówca.

Gdy projekt ustawy ratyfikacyjnej wpłynie z rządu do Sejmu, faktycznie pierwszy bój może dotyczyć potrzebnej do jego uchwalenia większości. W przypadku art. 89 i głosowania zwykłą większością istotne jest jedynie, by więcej było głosów za niż przeciw; wówczas głosy wstrzymujące nie mają znaczenia. Dlatego PiS stara się przekonać Solidarną Polskę, że jeśli nie popiera ustawy, to niech chociaż wstrzyma się od głosu. Wtedy PiS i Porozumienie miałyby wystarczającą większość do przeforsowania ustawy, nawet gdyby opozycja głosowała przeciw.

Natomiast już PSL, na podstawie opinii dr. hab. Jacka Zaleśnego, domaga się, by zastosowano przepisy dotyczące dużej ratyfikacji z art. 90 konstytucji dotyczące przekazania organizacji międzynarodowej kompetencji organów władzy państwowej. Taka ustawa wymaga większości 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby izby, podobne zasady dotyczą Senatu. Do tego skłania się także KO; pytanie, jak zachowają się ziobryści. To oznacza, że PiS do uchwalenia ustawy nie potrzebowałby kilkunastu głosów poza swoimi, lecz blisko 90. – Takie rozstrzygnięcie będzie miało znaczenie precedensowe. W dotychczasowych okolicznościach stosowano większość zwykłą, ale ta sytuacja jest wyjątkowa. Sprawa jest skomplikowana i wydaje się, że z ostrożności procesowej trzeba przyjąć maksymalną większość 2/3 – podkreśla konstytucjonalista dr hab. Ryszard Piotrowski z UW.

Rząd przypomina natomiast, że poprzednie ustawy tego typu zatwierdzane były zwykłą większością, zgodnie z art 89 konstytucji. Chodziło o głosowania w roku 2008 i 2015 zatwierdzające ustawy dotyczące źródeł finansowania wieloletnich budżetów UE. – Nie widzę podstaw do zmiany trybu ratyfikacji w tym wypadku. Ratyfikowana decyzja – wbrew niektórym komentarzom – nie daje żadnych nowych kompetencji Unii Europejskiej. Kompetencja do ustanawiania zasobów własnych w rozumieniu tzw. podatków europejskich jest ujęta w art. 311 traktatu, i to ten traktat wymagał ratyfikacji opartej o 2/3 głosów w Sejmie i Senacie. Dziś jedynie korzystamy z tej przyznanej wcześniej kompetencji. Nie oznacza to żadnego uszczuplenia kompetencji państwa członkowskiego do ustanawiania podatków, także w obszarze odpadów plastikowych – podkreśla minister do spraw Unii Europejskiej Konrad Szymański. Dodaje, że w przypadku tej decyzji nie mamy też do czynienia z jakimkolwiek uwspólnotowieniem długu. – Nawet gdyby jakiś kraj UE ogłosił niewypłacalność, pozostałe kraje członkowskie nie przejmują jego długów wobec budżetu UE. Decyzja, którą mamy ratyfikować, ustala górny pułap wpłat do budżetu UE dla każdego państwa niezmiennie wobec jakichkolwiek okoliczności w przyszłości. Odpowiedzialność finansowa każdego państwa w ramach decyzji o zasobach własnych jest indywidualna, ściśle określona wielkością gospodarki. W żadnym wypadku nie jest to odpowiedzialność solidarna – zauważa Szymański.