W najbliższych dniach ma dojść do spotkania liderów koalicji, na którym wróci sprawa głosowania ustawy ratyfikacyjnej.

Ustawą dotyczącą ratyfikacji zasobów własnych UE, która ma uruchomić finansowanie funduszu, miał wczoraj zająć się rząd. Przez moment z kręgów władzy dochodziły nawet sygnały, że ustawa błyskawicznie – bo jeszcze w środę – trafi do Sejmu. I wtedy dojdzie do głosowania kluczowego dla dalszego trwania Zjednoczonej Prawicy (ziobryści mają głosować na „nie”). – Im szybciej zagłosujemy w tej sprawie, tym lepiej, bo opozycja będzie miała mniej czasu na konsolidację i przyjęcie takiej postawy, która politycznie zagrozi koalicji – mówi nam polityk z obozu rządzącego.
Ten scenariusz szybko jednak stracił na aktualności. Wczoraj rano okazało się, że projekt spadł z porządku obrad posiedzenia Rady Ministrów. Nie dzieje się to zresztą po raz pierwszy. Decyzja o zasobach własnych UE była już w porządku posiedzenia rządu 16 lutego, ale wtedy również się nią nie zajęto. Dziś Centrum Informacyjne Rządu (CIR) informuje jedynie, że „Rada Ministrów w najbliższym czasie podejmie decyzję o przyjęciu projektu ustawy o zasobach własnych i skieruje ten projekt do rozstrzygnięcia przez Sejm”.
Zdaniem jednego z naszych rozmówców może chodzić o to, by jeszcze raz spróbować przekonać Solidarną Polskę do zmiany stanowiska. – Gdyby udało się ich namówić do wstrzymania się od głosu, to ziobryści mogliby to przedstawić jako głosowanie przeciw, a PiS jako zwycięstwo – zauważa. Bowiem w przypadku przyjmowania ustawy zwykłą większością, jak w tym przypadku, głosy wstrzymujące się nie mają znaczenia. Ale jest jeszcze drugi powód – przygotowanie strategii komunikacyjnej.
– Konieczne jest, aby wszyscy parlamentarzyści i obywatele mieli świadomość co do istoty przyjęcia ustawy o zasobach własnych. To zagwarantowanie lub brak gwarancji otrzymania środków finansowych w wysokości 770 mld zł zarówno z budżetu unijnego, jak i z Krajowego Planu Odbudowy. Niezwykle ważne jest uświadomienie, że ewentualny brak przyjęcia ustawy to wstrzymywanie tysięcy inwestycji w infrastrukturę, edukację, służbę zdrowia, wstrzymanie dodatkowych pieniędzy dla firm i pracowników – przekonuje CIR.
Ziobryści odebrali to jako zapowiedź medialnej konfrontacji z PiS. – Widocznie ludzie Mateusza Morawieckiego uznali, że nie są gotowi komunikacyjnie. Być może będzie realizowana jakaś akcja propagandowa przez najbliższe dwa tygodnie, ale nasza odpowiedź będzie taka, że te pieniądze z funduszu odbudowy to gruszki na wierzbie, bo w każdej chwili KE będzie mogła nam je odebrać, a poza tym to kredyt, który będzie trzeba spłacić, a nie żadne granty – przekonuje polityk Solidarnej Polski.
Pierwszy cios w stronę ziobrystów wyprowadzono podczas konferencji w kancelarii premiera. Wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda stawiał pytanie, jak po głosowaniu przeciwko funduszowi posłowie będą w stanie wrócić do swojego okręgu wyborczego i wytłumaczyć, że nie powstaną inwestycje. – Mało który parlamentarzysta może sobie na takie polityczne samobójstwo pozwolić – ocenił Buda.
Tyle że w tych działaniach PiS chodzi nie tylko o Solidarną Polskę, lecz także o to, że front przeciwko ustawie konsoliduje opozycję. W ostatnim wywiadzie dla „Gazety Polskiej” lider PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że jeśli na skutek sprzeciwu Solidarnej Polski fundusz odbudowy padnie w głosowaniu, to będzie oznaczało koniec koalicji w obecnym kształcie. – Stawianie takich granic to błąd, bo z głosowania nad pieniędzmi z UE robi się głosowanie w sprawie spoistości koalicji – zauważa jeden z naszych rozmówców. To oznacza, że KO i PSL mają mocne argumenty, by namawiać lewicę do głosowania za odrzuceniem funduszu, bo dzięki temu Zbigniew Ziobro i jego partia zostaną wyrzuceni z koalicji. Jeśli ten scenariusz zostanie zrealizowany, to zdaniem polityków opozycji projekt ustawy można głosować ponownie i wówczas go przyjąć. – To, że są perturbacje, nie zrodzi poważnych problemów, bo wszyscy zakładają, że Polska ostatecznie ten fundusz zatwierdzi – podkreśla europoseł PO Jan Olbrycht.
Z kolei PiS, zaczynając akcentować korzyści z głosowania za ratyfikacją, chce spowodować, by opozycji trudniej było grać na rozbicie koalicji rządowej. Dlatego Waldemar Buda podkreślał wczoraj, że zmiany w KPO uwzględniają postulaty opozycji. Ale to opozycji nie uspokaja. – Te pieniądze są Polsce potrzebne, ale nie możemy się zgodzić na żyrowanie stanowiska rządu tylko na piękne oczy. Muszą być udzielone gwarancje na najwyższym szczeblu politycznym, że te pieniądze nie zostaną zmarnowane – mówi wiceszef PO i prezydent stolicy Rafał Trzaskowski.
Podobny los co ustawę o ratyfikacji zasobów własnych spotkał Krajowy Plan Odbudowy (KPO), czyli dokument szykowany przez rząd, który opisuje, w jaki sposób wydamy środki z funduszu odbudowy. Musimy go przesłać Komisji Europejskiej najpóźniej do 30 kwietnia. Część naszych rozmówców z obozu władzy zakładało, że 12 kwietnia KPO uzyska opinię rządowo-samorządowej komisji wspólnej, a 13 kwietnia zatwierdzi go Rada Ministrów (i to nawet za zgodą ziobrystów), by kilka dni później wysłać cały pakiet do Brukseli.
Prace nad KPO powinny się zakończyć „po 20 kwietnia”
Tego scenariusza też nie udało się zrealizować – komisja wspólna nie wydała żadnej opinii, bo rząd nie dostarczył ostatecznej wersji KPO, uwzględniającej uwagi samorządów. Wczoraj na posiedzeniu rząd również nie zajął się KPO, co może sugerować, że prześlemy go Komisji Europejskiej dopiero w ostatniej chwili.
To niepokoi samorządowców, którzy z jednej strony nie chcą opiniować niczego w ciemno, a z drugiej nie mają pewności, czy KPO jeszcze wróci pod obrady komisji wspólnej. – Nie jesteśmy w stanie w pełni uwierzyć w gwarancje rządu, które nie zostaną twardo zapisane w dokumentach. A nawet jeśli zostaną, to nie wiemy, czy potem rząd wywiąże się z nich. Dlatego ważne jest dla nas, by KE i PE wymogły na rządzie PiS stosowanie jasnych kryteriów – przekonuje.
CIR przekonuje, że prace nad KPO trwają w sposób „niezakłócony i zgodnie z harmonogramem, który przyjęto jeszcze w 2020 r., kiedy na posiedzeniu RE podjęto decyzję o wdrożeniu funduszu odbudowy”.
Wczoraj Waldemar Buda zadeklarował, że prace nad przygotowaniem ostatecznej wersji KPO powinny się zakończyć „po 20 kwietnia”, by zdążyć przesłać dokument komisji do końca miesiąca. Podkreślał, że program już jest modyfikowany na podstawie konsultacji i uwzględniane są w nim uwagi samorządów, III sektora, organizacji pracodawców czy opozycji. Pytanie, czy KPO zostanie przyjęty przed czy po ewentualnej ratyfikacji przez Sejm zasobów własnych UE. – Gdyby udało się to przegłosować w Sejmie równolegle z przesłaniem KPO do komisji, Bruksela mogłaby przychylniejszym okiem spojrzeć na plan – mówi jeden z polityków obozu rządzącego. Sytuacja skomplikuje się jednak, gdy KPO trafi do komisji, a jednocześnie ustawa o ratyfikacji zasobów własnych UE padnie w Sejmie.
Powołanie funduszu odbudowy może się opóźnić także z innych powodów. Największym znakiem zapytania są Niemcy, gdzie tuż przed podpisem prezydenta procedura została zawieszona decyzją trybunału konstytucyjnego. Niemieccy eksperci spodziewają się, że w ciągu miesiąca sędziowie zdecydują o ewentualnym odwieszeniu procesu, a więc decyzja powinna zapaść do 26 kwietnia. Obok Polski nadal nie określiły, kiedy zakończą ratyfikację, Węgry, Austria i Holandia.