Opozycja buduje front, by postawić PiS warunki, na jakich poprze głosowanie nad zasobami własnymi UE. Partia Ziobry w tej sprawie nadal mówi „nie”.

Polityczne napięcie rośnie. Wciąż nie wiadomo, kiedy ustawa ratyfikująca zasoby własne UE i umożliwiająca uruchomienie funduszu odbudowy trafi do rządu. Pierwsze podejście wykonano w połowie lutego, jednak projekt spadł z porządku obrad, najprawdopodobniej wskutek oporów Solidarnej Polski.
Jeden z naszych rozmówców z rządu nie wyklucza, że pakiet ratyfikacyjny mógłby stanąć już na najbliższym lub kolejnym posiedzeniu rządu. – Do końca kwietnia mamy czas na przesłanie Krajowego Planu Odbudowy do Komisji Europejskiej. Panuje przeświadczenie, że jeśli w tym czasie Sejm zatwierdzi zasoby własne UE, ułatwi to negocjacje z Komisją dotyczące planu wydawania pieniędzy z funduszu odbudowy – ocenia nasz rozmówca. Na razie ziobryści konsekwentnie sprzeciwiają się pakietowi ratyfikującemu. – Na pewno nie będzie tak, że wstrzymamy się od głosu, tylko zagłosujemy przeciwko – zapewnia nas polityk Solidarnej Polski. Ale przedstawiciel Porozumienia, drugiego z koalicjantów PiS, nie wykluczałby scenariusza, w którym Zbigniew Ziobro i jego ludzie jednak na ostatniej prostej zmienią stanowisko. I to nie tylko wskutek coraz silniejszych nacisków ze strony PiS. – Mogę sobie wyobrazić, że pojawią się jakieś spisane deklaracje polityczne czy protokoły podkreślające suwerenność Polski itd., by uspokoić ziobrystów, trochę jak po grudniowym szczycie unijnym – stwierdza nasz rozmówca.
Napięcia koalicyjne nakładają się jeszcze na spór na linii opozycja–PiS. Poza Konfederacją, reszta ugrupowań opozycyjnych jest za ratyfikacją zasobów własnych, ale nie chce oddawać pola PiS i popierać go w tej sprawie bezwarunkowo. KO i PSL zapowiedziały, że opowiedzą się za ustawą ratyfikującą, o ile PiS spełni ich warunki. Chodzi m.in. o to, by w dystrybucję pieniędzy zaangażować samorządowców. – Nie chcemy, by środki unijne były dzielone jak te z drugiego naboru w Rządowym Funduszu Inwestycji Lokalnych, czyli według klucza politycznego – tłumaczy jeden z polityków opozycji.
Obserwujący polityczne starcie zadają sobie pytanie, na ile karty, którymi gra opozycja, są silne. Czy jeśli PiS nie spełni warunków KO i PSL, to partie będą na tyle zdeterminowane, żeby zagłosować przeciw?
Politycznie miałoby to dwa skutki. Gdyby ustawa padła, pokazałoby to, że rząd nie ma większości, co oznacza potężny kryzys polityczny w obozie władzy z wizją rządu mniejszościowego. – W tej sprawie opozycja będzie miała cokolwiek do powiedzenia, działając jednolicie. Bo jeśli ktoś się wyłamie i powie, że poprze PiS w tej sprawie bezwarunkowo, cały ten opór na nic się zda. Jeśli cała opozycja się będzie opierać, wówczas może stawiać PiS warunki. I wtedy da się to wytłumaczyć wyborcom, że nie chodzi o to, by zablokować unijne pieniądze, tylko zagwarantować transparentny sposób ich wydawania – mówi prof. Antoni Dudek. W tym kontekście dziwią go deklaracje Włodzimierza Czarzastego o bezwarunkowym poparciu ustawy przez Lewicę.
Takie głosy padają, ponieważ trudno jest zagłosować przeciwko ustawie, która jest wyrażeniem zgody na fundusz odbudowy i wieloletni budżetu UE. – PiS chce postawić pod ścianą lewicę i powiedzieć głosujecie „za” czy nie. Trzeba odbyć dużą publiczną dyskusję z przedsiębiorcami i samorządami, jak te pieniądze wydać. Zajrzeć PiS w karty i dopiero wtedy podjąć decyzję. Musimy ratyfikować Krajowy Plan Odbudowy jako umowę społeczną – mówi Andrzej Szejna z Lewicy. Po tej stronie pojawia się coraz więcej głosów, by poparcie ustawy nie było bezwarunkowe. Ale część polityków opozycji obawia się, że wyborcy mogą nie zrozumieć politycznej taktyki i gdyby ustawa nie została przyjęta, pojawią się oskarżenia, że proeuropejska opozycja odrzuciła ustawę wspólnie z eurosceptykami.
– W razie czego będzie można ją głosować jeszcze raz. Tylko w ten sposób można wymusić na Morawieckim większą otwartość – odpowiada na ten dylemat ważny polityk opozycji. Kalkulacje są proste – bezwarunkowe poparcie da PiS zgodę na rozdysponowanie olbrzymich funduszy i wróci widmo RFIL, co pomoże się odbudować PiS politycznie i zwiększy jego wyborcze szanse w 2023 r. – Wyborca PO wszystko zrozumie, o ile zaszkodzi to PiS. Jeśli ustawa padnie, świat wstrzyma oddech, ale się nie zawali. Jak się rozpadnie rząd, można powołać kolejny, a ustawę przyjąć po kilku tygodniach – dopowiada inny opozycyjny polityk.
W obozie PiS na razie tego typu zapowiedzi przyjmowane są jako gra. – Chcą spotęgować napięcie u nas i wzmocnić wewnętrznie Ziobrę, by zwiększyć zamieszanie – ocenia polityk PiS. Jego zdaniem na spełnienie postulatów opozycji nie ma szans. – To krajowy program i duże projekty strategiczne, jak to podzielić na samorządy. Poza tym oni walczą o samorządy w największych miastach, a co z innymi – mówi osoba z rządu. Inny rozmówca nie wyklucza, że ze strony premiera może pojawić się zaproszenie pod adresem opozycji do rozmów, ale także nie spodziewa się znaczących ustępstw. Jednak pewności, jak skończy się kwestia ratyfikacji, w PiS nie ma. Jak ocenia jeden z naszych rozmówców – to raczej blef, ale granice rozsądku i odpowiedzialności wszędzie się przesuwają.
PiS będzie równał kosztem najbogatszych
PiS na konwencji, którą zaplanowano na następny tydzień, przedstawi szczegóły Nowego Ładu. W sobotę uchylono rąbka tajemnicy. Propozycja programowa ma się składać z 10 obszarów (Plan na zdrowie, Uczciwa praca – godna płaca, Dekada rozwoju, Rodzina i dom w centrum życia, Polska – nasza ziemia, Przyjazna szkoła i kultura na nowy wiek, Dobry klimat dla firm, Czysta energia – czyste powietrze, CyberPoland 2025, Złota jesień życia). Cały czas toczą się rozmowy koalicyjne i trwają ustalenia wewnętrzne w PiS na temat ostatecznej wersji dokumentu. Chodzi zwłaszcza o rozwiązania podatkowe i składkowe (kwestie osób o najwyższych dochodach). W grę wchodzi likwidacja składki ryczałtowej na zdrowie lub znacząca podwyżka. Dziś osoby opodatkowane stawką liniową czy według skali płacą składkę ryczałtową w wysokości 381 zł miesięcznie, co stanowi 9 proc. od sumy 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Najdalej idący pomysł zakłada pełne oskładkowanie dochodu. Proponowane przez PiS rozwiązania mają z jednej strony zmniejszyć obciążenia osób o niższych dochodach, a z drugiej – zwiększyć tych o najwyższych.