Wierzę, że już w 2017 r. będziemy mogli ujawnić pierwsze nazwiska żołnierzy NSZ ze zgrupowania Henryka Flamego „Bartka”, odnalezionych podczas prac poszukiwawczych w pobliżu Starego Grodkowa – poinformował wiceprezes IPN prof. Krzysztof Szwagrzyk.

W sobotę spotkał się on w Węgierskiej Górce na Żywiecczyźnie z członkami rodzin żołnierzy „Bartka”. Przyszło kilkadziesiąt osób. Jednym z celów spotkania było pobranie materiału genetycznego do badań porównawczych.

„Liczymy, że zabezpieczymy materiał genetyczny niezbędny do identyfikacji osób, których szczątki znaleźliśmy w Starym Grodkowie. (…) Nie mam wątpliwości, że to nasi bohaterowie. Chodzi jednak o to, aby mówić o konkretnych imionach i nazwiskach. Wierzę, że proces identyfikacji nie potrwa długo i już w przyszłym roku będziemy mogli ujawnić pierwsze nazwiska” – powiedział Szwagrzyk.

Wiceprezes IPN podkreślił, że bliscy żołnierzy Henryka Flamego „od kilkudziesięciu lat oczekują na podstawową informację, gdzie spoczywają ich najbliżsi”. „Celem naszego przyjazdu jest także złożenie im raportu, co robi państwo polskie, by tę zbrodnię komunistyczną sprzed lat rozliczyć” – dodał.

Mówił, że badaniom porównawczym poddane zostaną nie tylko szczątki znalezione w Starym Grodkowie, ale również w posiadłości Scharfenberg (dziś Dworzysko - PAP). „To ok. 30 osób. Mamy uzasadnione podejrzenie, że także tam likwidowano żołnierzy +Bartka+” – powiedział.

Wiceszef Instytutu zaznaczył, że w przyszłym roku pracownicy IPN zamierzają sprawdzić też inne miejsca, w których mogą spoczywać żołnierze NSZ, m.in. w Bielsku-Białej i Cieszynie. Przypomniał, że po nowelizacji ustawy o IPN powstało Biura Poszukiwań i Identyfikacji. „Już nie kilka osób pracuje nad poszukiwaniem i identyfikacją, ale kilkadziesiąt. To pozwoli na realizację planów poszukiwań w kilku miejscach jednocześnie, także tych mniej znanych” – podkreślił.

W spotkaniu uczestniczyła m.in. Genowefa Madejczyk „Jodła”, która jest jedną z ostatnich żyjących podkomendnych „Bartka”. Służyła jako łączniczka. „Opiekowałam się też rannymi. Wielu moich znajomych służyło w oddziale Bartka. Młodzi mieli werwę. Chcieli walczyć o wolność i jak mogli, to walczyli. Byli patriotami. To dla nas ważne, że teraz ich odnajdujemy” – powiedziała.

Materiał genetyczny przekazała Cecylia Białożyt, siostra żołnierza NSZ Franciszka Koniora „Rekina”. „Był pod Baranią Górą, a czy potem został wywieziony do Starego Grodkowa, czy zginął tu? Tego nie wiem. (…) Brata ostatni raz widziałam pod koniec lipca 1946 r., jak odchodził z kolegą do lasu. Do dziś to widzę, gdy las ich zakrył” - powiedziała. Dziś wierzy, że uda się go odnaleźć i pochować w rodzinnej ziemi.

W partyzantce byli dwaj bracia dziadka Piotra Drobnego. To Karol Maślanka „Tygrys” i jego brat Józef ps. „Borsuk”. „Obiecałem dziadziusiowi, że jeśli się uda, to będę drążył temat i zrobię wszystko, by ich odnaleziono. Chcę oddać materiał genetyczny, by pomóc w tym. Także mój dziadziuś jest na to gotów” – powiedział.

Szczątki żołnierzy NSZ wiosną br. odnalazł w Starym Grodkowie zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka, który prowadził czynności w ramach programu poszukiwań ofiar terroru komunistycznego. „Z uwagi na odnalezione wcześniej przedmioty w postaci odznak wojskowych oraz ryngrafów, jak i wcześniejsze ustalenia (…) zachodzi uzasadnione podejrzenie, iż są to szczątki żołnierzy oddziału NSZ ze zgrupowania "Bartka” – podkreśliła rzecznik IPN z Katowic Monika Kobylańska.

Henryk Flame, ps. Bartek, urodził się w 1918 r. w Frysztacie na Zaolziu, skąd jego rodzice przybyli do Czechowic koło Bielska i Białej. Przed wojną wstąpił do podoficerskiej szkoły lotnictwa dla małoletnich, którą ukończył w 1939 r. w stopniu kaprala. Walczył w kampanii wrześniowej. Został zestrzelony nad Warszawą. 17 września został zestrzelony przez Sowietów, którzy wkroczyli na wschodnie ziemie Polski. Zdołał dotrzeć na Węgry, gdzie został internowany.

W 1940 r. wrócił w rodzinne strony. Zaangażował się w konspirację. Jego organizacja współpracowała z AK. W październiku 1944 r. Flame został zaprzysiężony w NSZ. W 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej ujawnił się wraz z oddziałem i wstąpił wraz z podkomendnymi do milicji. Realizował w niej rozkazy dowództwa NSZ i gromadził broń. Zagrożony aresztowaniem wiosną 1945 r. schronił się w lesie. Jego liczący kilkuset żołnierzy i podobną liczbę współpracowników oddział stoczył wiele walk z UB i KBW.

Od lipca 1946 r. w oddziale działali agenci bezpieki, którzy we wrześniu zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na Zachód. Według ustaleń IPN żołnierzy "Bartka" przewieziono na Opolszczyznę w trzech transportach. Badacze podają różne liczby żołnierzy, którzy zostali wówczas zamordowani przez UB: od 90 osób, przez ok. 150, po 200. Liczbę tę będzie można zweryfikować, gdy uda się odnaleźć miejsca pogrzebania szczątków wszystkich partyzantów, ekshumować je i policzyć.

Gdy agenci bezpieki organizowali fikcyjny przerzut oddziału na Zachód, Flame zlecił nadzór nad operacją swemu zastępcy, Janowi Przewoźnikowi "Rysiowi", który został zamordowany przez funkcjonariuszy UBP 7 września 1946 r. „Bartek” przeszedł w tym czasie operację nogi - miał ranę postrzałową. Wobec braku kontaktu z "Rysiem" zdołał zbiec śledzącym go ubekom i wrócił w góry.

Po ogłoszeniu amnestii Henryk Flame ujawnił się w marcu 1947 r. w Bielsku. 1 grudnia 1947 r. został skrytobójczo zastrzelony przez milicjanta w Zabrzegu koło Czechowic-Dziedzic.