W zasadzie dość zabawne jest to, że za zdemaskowanie nieprawdziwej informacji, jakoby Ukraińcy mieli wstrzymać ekshumacje w Puźnikach, wziął się polityk PiS Michał Dworczyk. Przy KPRM i SKW działa cała rzesza zawodowych tropicieli dezinformacji.

Rada ds. Dezinformacji przegapiła fałszywkę

W ramach MSZ powołano Radę Konsultacyjną ds. Odporności na Dezinformację Międzynarodową. Jest w niej między innymi zajmujący się na co dzień wyjaśnianiem rzekomych rosyjskich wpływów w PiS Grzegorz Rzeczkowski. Aktywnie na portalu X działa również Tomasz Piątek, któremu niedawno udało się nawet „odkryć”, że na terenie, na którym jako funkcjonariuszka KAS pracuje żona prezydenta-elekta Marta Nawrocka – Eldorado ma grupa Jana P., tzw. Tygrysa. Jak sam to określił „sprawdzał panią prezydentową”. No i ustalił to, co ustalił. Dziwne, że to nie oni szukali źródła, z którego pochodził „dokument”. Tym bardziej, że jako pierwszy udostępnił go również polityk PiS Dariusz Matecki.

Za realną obronę przed prowokacjami wziął się Dworczyk. Po prostu zadzwonił do ministra kultury Mykoły Toczyckiego i zapytał o to, czy ten rzeczywiście sygnował cofnięcie zgody na prace poszukiwawcze i ekshumacyjne w Puźnikach. Po kilku minutach sprawa była jasna. Dokument był fałszywy - powstał z wykorzystaniem AI. Gdyby krążył po sieci jeszcze przez kilka dni, mógłby realnie wywołać straty na linii Warszawa-Kijów.

Pamięć o zbrodni na Wołyniu

Twórcy fejka chcieli popłynąć na fali. W ubiegłym tygodniu Sejm przyjął ustawę o ustanowieniu 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci o Polakach – Ofiarach Ludobójstwa dokonanego przez OUN i UPA na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej. Inicjatorem projektu był PSL. Po stronie ukraińskiej wywołało to tradycyjnie gorącą dyskusję. Ale tym razem – przynajmniej na tym etapie – bez wezwania do odpowiedzi. Zresztą odpowiedź w tym wypadku byłaby czymś zupełnie absurdalnym i nieuzasadnionym. Po stronie polskiej przyjęto do wiadomości, że Ukraina rezerwuje sobie wyłączne prawo do ustalania, kto jest dla niej bohaterem. Wielu z tych bohaterów obiektywnie spełnia kryteria zbrodniarzy. Przede wszystkim Roman Szuchewycz vel Taras Czuprynka i Dmytro Klaczkiwski vel Kłym Sawur. Pierwszy z ukraińskich bohaterów oprócz ludobójstwa na Polakach ma również swoją rolę w Zagładzie Żydów lwowskich. Jako zastępca dowódcy Batalionu „Nachtigall” był bezpośrednim podwładnym Hansa-Albrechta Herznera. W sensie historycznym oprócz tego, że odpowiada za akty ludobójstwa był również zatem hitlerowskim kolaborantem.

Klaczkiwskiego zapamiętamy głównie z wydanej w czerwcu 1943 dla dowództwa UPA-Północ dyrektywy, w której możemy przeczytać: „Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat (...) Tej walki nie możemy przegrać, i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi”. Jego żołnierze spisali się dobrze. „Polski element” niemal przestał istnieć. Nawet ponad plan. Łącznie ze starcami, kobietami i dziećmi.

Wołyń: kompromisu nie będzie

Jeśli Ukraińcy chcą czcić takich ludzi, to ich problem. Nikt im bohaterów wybierał nie będzie. Jednak tak, jak oni rezerwują sobie prawo do kultu tych, a nie innych, synów swojego narodu, tak Polska ustawą z inicjatywy PSL zarezerwowała sobie prawo do nazwania tego, co wydarzyło się w województwach wschodnich II RP w latach 40. Porozumienia, a tym bardziej kompromisu w tej sprawie, obydwa państwa najpewniej nie znajdą, czego dowodem jest ostatnie 30 lat stosunków polsko-ukraińskich. Rosyjska inwazja przeciwko Ukrainie to z kolei renesans postaci takich jak Szuchewycz i Klaczkiwski. Czego dowodem jest rosnąca w ekspresowym tempie liczba ulic i placów nazywanych na ich cześć. Na to Polska wpływ ma ograniczony. Dysponuje jednak pełnią władzy nad kształtowaniem pamięci o swoich ofiarach. Tu z kolei władze ukraińskie są w położeniu symetrycznym. Na bieg wydarzeń mają wpływ – najdelikatniej mówiąc – znikomy. I tego się trzymajmy.