- Od wprowadzenia ośmiogodzinnego dnia pracy minęło 107 lat. Dziś łączy nas przekonanie, że najwyższy czas skrócić czas pracy Polek i Polaków przy zachowaniu wynagrodzeń – mówiła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk na poniedziałkowej konferencji prasowej. Jak tłumaczyła, Polska nie jest już krajem na dorobku. – Przestajemy być krajem, który opiera się na taniej i bardziej wydajnej pracy. Nasi pracownicy i pracodawcy zasługują na więcej – wskazywała szefowa MRPiPS.
Skrócony czas pracy. Rusza pilotaż
O tym, co planuje ministerstwo, pisaliśmy wczoraj. Do 30 czerwca resort ma przedstawić szczegółowe zasady naboru do programów pilotażowych, które pozwolą pracodawcom na skrócenie czasu pracy swoim ludziom. Udział w nich jest dobrowolny, zgłaszać mogą się przedsiębiorcy, jednostki samorządu terytorialnego, fundacje i związki zawodowe. – Nie narzucamy jednego modelu skracania czasu pracy. To pracodawcy i pracownicy będą oddolnie i samodzielnie wydeptywać ścieżki – podkreślała Dziemianowicz-Bąk. Zastrzegła, że warunkiem udziału w pilotażu będzie brak obniżek wynagrodzeń i zmniejszenia zatrudnienia.
Program ruszy w II półroczu. Na jego funkcjonowanie przeznaczone zostanie 10 mln zł z Funduszu Pracy. Niewykluczone, że w kolejnym roku pieniędzy będzie więcej. – Mają one pozwolić pracodawcom na wdrożenie odpowiednich narzędzi związanych ze skróceniem czasu pracy i optymalizacją procesów, a także na dostosowanie wewnętrznych regulacji – wskazywała szefowa MRPiPS. – Nie zostawimy przedsiębiorców samych sobie. Na każdym etapie pilotażu będą mogli liczyć na konsultacje i nasze wsparcie – dodała.
Na podstawie wniosków z przeprowadzonego pilotażu zespół działający w resorcie ma przygotować propozycje zmian w kodeksie pracy. Jak słyszymy, przede wszystkim mają być to propozycje związane z ułatwianiem wdrażania skróconego czasu pracy, nie zaś odgórna regulacja.
We wrześniu 2022 r. projekt ustawy w sprawie wprowadzenia dla wszystkich 35-godzinnego tygodnia zgłosili posłowie Lewicy. Nie przeszedł on jednak procesu legislacyjnego – został umieszczony w sejmowej zamrażarce, a potem uległ dyskontynuacji.
Dziś minister Dziemianowicz-Bąk unika jednoznacznej deklaracji. – Wszędzie, gdzie zdecydowano się skrócić czas pracy, zaczynano od badań, analiz i pilotaży. Poselski projekt, który Lewica złożyła w ubiegłej kadencji, jest jedną z możliwych dróg. Ale nie jedyną – można zdecydować się na 35-godzinny tydzień pracy, ale także na skrócony dzień pracy czy wydłużony urlop wypoczynkowy. Wszystkie ścieżki będą testowane – odpowiedziała szefowa MRPiPS na pytania DGP.
Krótszy tydzień pracy? Wątpliwości koalicjantów
W Sejmie zapowiedzi minister z Lewicy odbierane są z ostrożnością, nawet wśród koalicjantów w rządzie. – Stanowisko Polski 2050 jest jasne: oczekujemy, że Lewica przedstawi twarde dane dotyczące całego programu – mówi DGP przewodniczący klubu Paweł Śliz. – Z jednej strony słyszymy, że jest za mało środków m.in. na ochronę zdrowia, a z drugiej strony proponuje się rozwiązania, które te środki jeszcze ograniczą, bo przy krótszym czasie pracy wpływy będą mniejsze. Brakuje nam lekarzy i pielęgniarek, a teraz chce się, by pracowali krócej – wylicza poseł. Projekt ocenia jako „populistyczny eksperyment”. – Mówi się o pilotażu, ale bez rzetelnej analizy konsekwencji dla edukacji, ochrony zdrowia i rynku pracy. Zamiast skracać tydzień pracy, powinniśmy raczej dążyć do zapewnienia ludziom elastycznych form zatrudnienia i godnych warunków pracy – wskazuje Śliz.
O wątpliwościach słychać też w Polskim Stronnictwie Ludowym. – Dziś Polacy przede wszystkim oczekują wyższych zarobków. Uważamy, że ta propozycja powinna być szczególnie dokładnie przedyskutowana z przedsiębiorcami, ponieważ będzie to ich bezpośrednio dotyczyć – tłumaczy w rozmowie DGP Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i rzecznik prasowy partii.
Na potrzebę dalszych analiz zwraca też uwagę Koalicja Obywatelska. – Z punktu widzenia pracowników będzie to zapewne pozytywne i oczekiwane rozwiązanie. Musimy pamiętać jednak o specyfice różnych sektorów gospodarki. Szczególnie w sytuacji braków kadrowych na rynku pracy i trudności z pozyskaniem wykwalifikowanej kadry. Krótko mówiąc: musimy zastanowić się, czy nas na to stać – wskazuje Waldemar Sługocki, wiceszef sejmowej komisji gospodarki i rozwoju.
Entuzjazmu nie widać także na opozycji. – Kiedy takie propozycje pojawiają się w ogniu kampanii wyborczej, sprawiają wrażenie elementu walki wyborczej, a nie autentycznej zmiany. Widać pewne podobieństwo do wcześniejszych inicjatyw, takich jak repolonizacja gospodarki czy deregulacja – jest w nich więcej PR-u niż realnych zamierzeń, w tym przypadku dotyczących skrócenia tygodnia pracy – mówi nam Bartłomiej Wróblewski, wiceszef komisji ds. deregulacji z Prawa i Sprawiedliwości. Jego zdaniem „nie będzie żadnych realnych zmian”. – Jeśli pojawi się konkretny projekt, wtedy będzie można go spokojnie rozważyć. Na razie wszystko wskazuje, że mamy do czynienia z działaniami stricte kampanijnymi. I to w niezbyt dobrym stylu – konkluduje parlamentarzysta PiS. ©℗