Zbliżające się wybory w USA sprawiają, że Rosja stała się głównym rozgrywającym w regionie.
Pierwsze kilkanaście godzin zawieszenia broni, którego początek zbiegł się z muzułmańskim świętem ofiarowania – Eid al-Adha, dawały przesłanki do umiarkowanego optymizmu. Tylko sporadycznie słuchać było wystrzały, a Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka informowało wczoraj, że w ciągu 15 godzin od wejścia w życie zawieszenia broni nie było ani jednej ofiary śmiertelnej wśród cywilów, co jest dość rzadką sytuacją w tym kraju.
Porozumienie, które weszło w życie w poniedziałek wieczorem, daje pewną nadzieję, że powstaną warunki do rozmów o przywróceniu pokoju w tym kraju. Tylko czy uda się utrzymać zawieszenie broni przez cały tydzień? Niewiadomych jest zresztą znacznie więcej.
Zgodnie z planem, który w sobotę uzgodnili w Genewie szefowie dyplomacji Rosji i Stanów Zjednoczonych – Siergiej Ławrow i John Kerry – walki miały zostać wstrzymane o zachodzie Słońca w poniedziałek – najpierw na 48 godzin, ale z założeniem i celem, by ten stan trwał co najmniej przez tydzień. Jeśli to zostanie osiągnięte, oba państwa zaczną koordynować operacje wymierzone w terrorystów z Państwa Islamskiego oraz Jabhat Fateh al-Sham, organizacji znanej do niedawna jako Front al-Nusra, a także rozpoczną negocjacje w sprawie szerszego planu pokojowego. Oczywiście wymienione ugrupowania nie zadeklarowały wstrzymania walk.
John Kerry wypowiadał się wczoraj z ostrożnym optymizmem: – Będą wyzwania w nadchodzących dniach. Spodziewamy się tego, ja się spodziewam i myślę, że wszyscy inni też. Ale pomimo tego ten plan ma szanse zadziałać. Oczywiście, że on nie jest doskonały. Ale czy jest porażką? Porażką w porównaniu z czym? Z brakiem żadnego? Katastrofa następowała stopniowo i tylko stopniowo może być naprawiona – przekonywał na konferencji prasowej.
Wyzwaniem, o którym wspominał amerykański sekretarz stanu, będzie zwłaszcza postawa syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada. Tuż przed wstrzymaniem walk wygłosił on dość butne oświadczenie, w którym mówił o konieczności odzyskania każdego skrawka syryjskiej ziemi z rąk terrorystów i zaprowadzeniu pokoju, przy czym trzeba pamiętać, że Asad mianem terrorystów określa również siły opozycji. Trudno przewidzieć, czy Rosja, która stała się jego protektorem, będzie mogła i chciała go skłonić do bezwarunkowego przestrzegania umowy. Właśnie z powodu obaw o to, że zawieszenie broni może być wykorzystywane przez siły rządowe do przegrupowania lub wzmocnienia swoich pozycji, część ugrupowań opozycyjnych początkowo była w stosunku do tego planu sceptyczna, choć później zapowiedziała, że też wstrzyma walki.
Biorąc pod uwagę dotychczasowe próby opanowania konfliktu syryjskiego (poprzednie zawieszenie broni mocarstwa uzgodniły w lutym, ale szybko ono upadło), można założyć, że jeśli przez tydzień nie wybuchną poważniejsze walki, to już samo to będzie pewnym sukcesem. Ale to początek drogi. I trzeba będzie rozwiać kilka wątpliwości. Zapowiedź koordynowania czy nawet przeprowadzania wspólnych operacji przeciwko terrorystom przez siły amerykańskie i rosyjskie brzmi dobrze, ale nikt nie wie, jak to ma wyglądać w praktyce. Oba państwa mają w stosunku do Syrii odmienne, wzajemnie sprzeczne plany, a w żadnej sferze ich relacji nie ma obecnie zaufania, więc taka współpraca może być trudna. Trudno się też oprzeć wrażeniu, że to Moskwa jest obecnie głównym rozgrywającym w Syrii, a fakt, że w USA niedługo władzę przejmować będzie nowa administracja, dodatkowo osłabia pozycję Waszyngtonu. To oznacza, że rośnie prawdopodobieństwo, iż Baszar al-Asad pozostanie przy władzy przynajmniej przez dłuższy okres przejściowy.
To z kolei rodzi pytanie, co na to siły syryjskiej opozycji, a także Kurdowie, którzy coraz bardziej otwarcie mówią o proklamowaniu na północy Syrii własnego państwa. Istotne jest też pytanie o rolę innych kluczowych państw w regionie, jak Turcja czy Iran, które pośrednio też są zaangażowane w konflikt.
Według szacunków w trwającej od ponad pięciu lat wojnie domowej w Syrii zginęło ponad 300 tys. osób, ok. 5 mln uciekło za granicę, a dalszych 6,5 mln opuściło swoje domy, szukając schronienia w innych regionach kraju.
Assad mianem terrorystów określa też siły krajowej opozycji