Zwycięstwo Jeremy’ego Corbyna w walce o przywództwo Partii Pracy to historyczne wydarzenie w brytyjskiej polityce. Ale też dla całej europejskiej lewicy, bo zadało decydujący cios blairyzmowi i jego strategii popierania gospodarki wolnorynkowej.
Jednym z osiągnięć Margaret Thatcher było stworzenie hegemonii politycznej, na tyle silnej, że zdołała zmienić nawet największą partię opozycyjną. W 1997 r., po 18 latach rządzenia torysów, laburzyści w końcu wrócili do władzy. Tony Blair porzucił przywiązanie do własności publicznej, stwierdził, że wolny rynek jest najlepszym mechanizmem gwarantowania wzrostu gospodarczego i usiłował rozszerzyć elektorat partii na klasę średnią. Jego strategia bazowała na przekonaniu, że kapitalizm uległ zmianie, a lewica musi dostosować się do nowej rzeczywistości. Dla wolnego rynku skończyła się epoka cyklicznych boomów i krachów, a zaczął się czas stabilnego wzrostu, który miał zagwarantować podnoszenie standardów życia. Te idee zostały przekute w teorię trzeciej drogi autorstwa brytyjskiego socjologa Anthony’ego Giddensa. Zgodnie z tą strategią lewica miała wspierać prywatyzację i deregulację, by pozwolić na rozwój wolnego rynku. To z kolei miało podnieść standardy życia, a socjaldemokratyczny rząd mógłby w sprawiedliwy sposób dzielić owoce wzrostu. Dawny podział na klasy i idea równości zostały porzucone, a ich miejsce zajęły merytokracja i indywidualizm.
Prysł mit
Przez pierwsze 10 lat rządów Tony’ego Blaira i Gordona Browna strategia wydawała się wiarygodna. Gospodarka rosła, jakość życia się polepszała, bezrobocie spadało, a rząd mógł wprowadzić płacę minimalną i zwiększyć wydatki na usługi publiczne, w tym na ochronę zdrowia i edukację. Mimo pogłębiania się nierówności społecznych, konsekwentnej deregulacji systemu finansowego i komercjalizacji usług publicznych, główna obietnica blairyzmu i trzeciej drogi była spełniana. System zawalił się w 2008 r. Razem z krachem globalnych finansów runęła fasada napędzanego przez bańkę spekulacyjną wzrostu gospodarczego Wielkiej Brytanii. Trzy dekady rządów konserwatystów i Partii Pracy znacząco naruszyły równowagę brytyjskiej gospodarki dzięki procesowi odprzemysłowienia, któremu towarzyszyła potężna ekspansja niekontrolowanego sektora finansowego. Po kryzysie leseferyzm gospodarki liberalnej został natychmiast porzucony i rząd wpompował ponad 3 mld dol. publicznych pieniędzy w system finansowy dla uratowania banków, które kryzys wywołały.
Dwa lata później Partia Konserwatywna wróciła do władzy, tymczasem Partia Pracy straciła między 1997 r. a 2010 r. aż 5 mln głosów. Choć w wyborach 2015 r. straty częściowo udało się odrobić, program „oszczędności w wersji lite” Eda Milibanda nie wystarczył do ponownego objęcia rządów. Laburzyści stracili praktycznie wszystkie miejsca w tradycyjnie lewicowym parlamencie Szkocji, a w wielu okręgach Anglii i Walii ich żelazny elektorat odwrócił się od partii. Zamiast rozszerzenia elektoratu na klasę średnią i centrum, poparcie dla partii znacząco spadło dzięki utracie wyborców z klasy robotniczej.
Koniec blairyzmu
Porażka trzeciej drogi jest odczuwalna nie tylko w Wielkiej Brytanii. W połowie lat 90. blairyzm stał się wzorem do naśladowania dla innych lewicowych partii – wystarczy przypomnieć wspólny manifest Blaira i Gerharda Schroedera z 1999 r. Rząd SPD wprowadził w Niemczech o wiele ostrzejsze reformy gospodarcze, niż to zrobili ich brytyjscy koledzy, wskutek czego szybko stracił władzę. Kiedy SLD objęło rządy w 2001 r., Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski chcieli zostać polskimi Schroderem i Blairem i otwarcie propagowali politykę trzeciej drogi. Podążając jednocześnie za Bushem i Blairem w ich wojennych przygodach, przyjęli neoliberalny program ekonomiczny i w wyborach 2005 r. stracili trzy czwarte głosów. Partia nadal nie podniosła się po tej klęsce.
Katastrofa wyborcza zwolenników blairyzmu stała się oczywista w czasie kryzysu finansowego. W powstałych warunkach już nie było żadnej trzeciej drogi, a skoro europejskim partiom socjaldemokratycznym nie udało się zaproponować żadnej spójnej alternatywy, dołączyły do grona zwolenników polityki zaciskania pasa. Europejskie lewicowe partie z tradycyjnie silną pozycją – socjaldemokraci w Szwecji i Niemczech odnotowali najgorsze wyniki od ponad stu lat. W państwach najbardziej dotkniętych przez kryzys, Hiszpanii i Grecji, socjaldemokracji zniknęli z życia politycznego lub odgrywają marginalną rolę.
Tymczasem, jak nie ma trzeciej drogi dla europejskiej socjaldemokracji, tak nie ma powrotu do pierwotnego programu i strategii. Po II wojnie nawet najbardziej radykalny rząd Partii Pracy, który stworzył państwo opiekuńcze i prywatyzował wiele kluczowych gałęzi gospodarki, był akceptowany przez establishment. Konieczność odbudowy Europy po wojennych zniszczeniach, zagrożenie ze strony alternatywnego systemu gospodarczego i politycznego w Europie Wschodniej oraz wzrost gospodarczy napędzany przez amerykańskie inwestycje tworzyły dobry grunt dla sukcesu lewicy. Siła związków zawodowych i lewicowych partii oznaczała konieczność osiągnięcia kompromisu społecznego i przeprowadzenia reform. Ta sytuacja trwała aż do drugiej połowy lat 70.
Problem współczesnej lewicy polega na tym, że teraz warunków do podobnego kompromisu nie ma. Spadek poparcia dla socjaldemokratów otworzył drogę jeszcze bardziej lewicowym ugrupowaniom. Przykładem tego nowego zjawiska są Die Linke w Niemczech, Podemos w Hiszpanii, Sinn Fein w Irlandii i grecka Syriza. Choć te partie reprezentują skrajną lewicę, proponowane przez nie reformy kilkadziesiąt lat temu wydawałyby się łagodne. Triumf Syrizy został nazwany pierwszym zwycięstwem skrajnej lewicy w Europie od II wojny. Ale po dojściu do władzy partia ta chciała tylko trochę złagodzić politykę oszczędności i przeprowadzić kilka umiarkowanych reform społecznych bez zamiaru opuszczania UE i strefy euro. Tylko że w erze pokryzysowego oszczędnościowego kapitalizmu nawet to okazało się utopią i niemający alternatywnego programu rząd poniósł upokarzającą porażkę, kiedy przywódcy UE odmówili wznowienia negocjacji.
Wybór Jeremy’ego Corbyna na przywódcę Partii Pracy jest częścią tego samego procesu. Jego popularność tłumaczy się niezadowoleniem społeczeństwa, które widzi „socjalizm” wprowadzany na potrzeby banków i sektora finansowego oraz oszczędności prowadzone kosztem ludzi pracujących i najbiedniejszych. Spadek realnych dochodów brytyjskich robotników jest najdłuższy od początku prowadzenia statystyk. W miarę wprowadzania kolejnych reform oszczędnościowych przez drugi rząd konserwatystów rosną bieda i nierówności społeczne. Po raz pierwszy od 1990 r. wzrosła bieda wśród dzieci, a około pół miliona osób musiało w zeszłym roku korzystać z banków żywności.
Nowa nadzieja
Jednak podobnie jak przywódcy UE nie mogli pozwolić Syrizie zaproponować alternatywnej drogi dla Grecji, tak brytyjskie elity robią wszystko co w ich mocy, by przeszkodzić Corbynowi i kierowanej przez niego partii. Przed wyborami Tony Blair ostrzegał, że zwycięstwo Corbyna zniszczy Partię Pracy i że trzeba go powstrzymać. W dzień jego zwycięstwa premier David Cameron dramatycznie ogłosił, że Partia Pracy zaczęła „zagrażać bezpieczeństwu narodowemu, bezpieczeństwu ekonomicznemu i bezpieczeństwu rodzin”. Znaczna część mediów wszelkimi sposobami stara się oczernić Corbyna i jego wybór na szefa partii. Nawet niektóre polskie media stwierdziły, że Corbyn jest zwolennikiem Putina, skoro wcześniej kwestionował rozszerzenie NATO na wschód. Największe zagrożenie dla nowego lidera stanowią blairyści, którzy mają mocną pozycję w parlamencie i partyjnym aparacie. Niewykluczone, że będą się starali doprowadzić do rozłamu w partii, jak to się stało w latach 80., by nie dopuścić do wybrania lewicowego rządu laburzystów.
Mimo tych wyzwań Partia Pracy z Corbynem na czele może za cztery lata pokonać konserwatystów. Jeśli Partia Pracy zaproponuje czytelną alternatywę dla polityki oszczędności, niewykluczone, że uda jej się odzyskać poparcie wyborców, którzy porzucili ją w ciągu ostatnich kilku lat, i zdobyć głosy osób niezaangażowanych. Jeśli Corbynowi uda się osiągnąć sukces, to może oznaczać alternatywę dla europejskiej lewicy. Obserwując obecne problemy polskich lewicowych ugrupowań, w dużej mierze spowodowane próbami naśladowania Tony'ego Blaira, można się zastanawiać, czy następne pokolenie polskich lewicowych polityków nie będzie naśladować Jeremy’ego Corbyna.
Gavin Rae, socjolog ekonomii, Akademia Leona Koźmińskiego w Warszawie