Nigeryjskie władze apelują do Stanów Zjednoczonych o pomoc w walce z Boko Haram. Prezydent kraju Goodluck Jonathan zwrócił się do Amerykanów z prośbą o udzielenie nigeryjskiej armii większego wsparcia wojskowego w walce z islamistami.

W wywiadzie opublikowanym w "Wall Street Journal" Goodluck Jonathan stwierdził, że prośby o pomoc militarną wysyłał do Stanów Zjednoczonych od początku 2014 roku, jednak bez większego odzewu. Zwrócił też uwagę na analogię nigeryjskiego konfliktu do walk toczonych na Bliskim Wschodzie. "Skoro (Amerykanie) walczą z Państwem Islamskim, czemu nie mogą pomóc też nam?" - pytał.

Stany Zjednoczone do tej pory ograniczyły się do wysłania do Nigerii oficerów wywiadu oraz dronów. Miało to związek ze słynną sprawą porwania przez islamistów ponad 200 dziewczynek z jednej z wiosek w północno-wschodniej części kraju. Amerykańskie władze wielokrotnie krytykowały nigeryjski rząd za bierność w poszukiwaniu dzieci oraz za lekceważenie niebezpieczeństwa, jakie stwarza Boko Haram. Sekretarz stanu USA John Kerry w czasie swojej styczniowej wizyty zadeklarował jednak, że jego kraj jest gotowy udzielić większego wsparcia nigeryjskiej armii.

Tymczasem islamiści zaatakowali i opanowali miasto Gembe w północno-wschodniej Nigerii. Sterroryzowali mieszkańców, przestrzegając przed głosowaniem w zaplanowanych na przyszły miesiąc wyborach. Według relacji świadków, bojownicy po wkroczeniu do miasta nie napotkali żadnego oporu ze strony sił bezpieczeństwa. Na razie nie ma informacji o ofiarach.

Boko Haram jest zbrojnym, islamistycznym ugrupowaniem sunnickim, któremu udało się opanować znaczne obszary Nigerii. Bojownicy często atakują wioski, mordując mieszkańców, porywając dzieci i paląc domy. Boko Haram odwołuje się między innymi do idei dżihadu i domaga się wprowadzenia szariatu na całym obszarze kraju. Mimo mobilizacji, nigeryjskie siły zbrojne nie potrafią zwalczyć islamistów. Według szacunków, zbrojna rebelia w Nigerii kosztowała do tej pory życie około 13 tysięcy osób.