Nie ma mowy o unieważnieniu głosowania w skali całego kraju. Na składanie wniosków zostało sześć dni
PiS i SLD nie ustają w zbieraniu informacji o różnego rodzaju nieprawidłowościach, jakie miały mieć miejsce podczas wyborów. Krzysztof Sobolewski z PiS, twierdzi, że partia wie o kilkuset takich przypadkach. O kilkudziesięciu kolejnych mówi sekretarz generalny SLD Krzysztof Gawkowski. Oba ugrupowania chcą doprowadzić do powtórki wyborów.
PiS planuje złożyć co najmniej 16 wniosków do sądów okręgowych w miastach wojewódzkich. Mają być argumentem do powtórzenia wyborów w sejmikach. – Możemy także kwestionować niektóre wyniki powiatowe – podkreśla Sobolewski. SLD zapowiada kilkadziesiąt protestów. – Będą dotyczyły wyborów do sejmików, a w wielu miejscach do rad powiatów – zapowiada Gawkowski.
Protesty to jedyna droga do powtórzenia wyborów. Ale za każdym razem indywidualną decyzję w tej sprawie będzie podejmował sąd okręgowy. Nie ma mowy o decyzji w skali całego kraju.
Partie polityczne składają protesty za pośrednictwem pełnomocników. To samo we właściwym sądzie okręgowym może zrobić przewodniczący komisji wyborczej oraz każdy, kto figurował w spisie wyborców. Czas na złożenie wniosku: 14 dni od dnia wyborów, czyli jeszcze sześć dni. Do wczoraj do sądów wpłynęło ok. 200 protestów. Cztery lata temu było ich 470.
Patrie zamierzają powoływać się na kilka typów przypadków podważających zaufanie do wyniku wyborów. Część dotyczy technicznych nieprawidłowości, np. niewywieszania protokołu. Poważniejsze zastrzeżenia dotyczą obliczeń wyników głosowania. Z okazji do złożenia protestu w takiej sprawie skorzystał Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, oraz jego żona. Kandydatka, na którą oboje zagłosowali w jednej z warszawskich komisji wyborczych, w protokole z głosowania dostała tylko jeden głos. Jest też kilka przypadków, w których kandydaci SLD razem z rodzinami głosowali na siebie wzajemnie, a nie było tego widać w późniejszych wynikach.
Kolejny powód to niewłaściwe przygotowanie komisji do wyborów. SLD ma informacje, że w kilku miejscach nie było kart do głosowania z nazwiskami ich kandydatów. – Pojawiły się też głosy, że karty do głosowania do sejmiku robiły za kalkę, czyli mocno przyciśnięte odbijały się na dwóch trzech kolejnych stronach, co powodowało, że uznawano je potem za nieważne – podkreśla Sobolewski z PiS.
Największe emocje budzi właśnie duża liczba głosów nieważnych. Średnio w ubiegłotygodniowych wyborach było ich 9,76 proc. wobec 7,89 proc. cztery lata temu. Ale średnią znacznie zawyżyły wyniki z sejmików i powiatów, gdzie nieważnych głosów było odpowiednio 17,93 proc. i 16,67 proc. Zbierający protesty wskazują, że umieszczenie na pierwszej stronie karty do głosowania do sejmików PSL-u dało mu bonus. Głosujący przez pomyłkę mieli machinalnie stawiać krzyżyk na pierwszej stronie.
W tym kontekście pojawiają się sugestie fałszowania wyborów. Ale zdaniem politologa Jarosława Flisa to za daleko idący wniosek. – Wyborców najbardziej interesują wybory gminne, potem powiatowe, a najmniej sejmikowe. Tu ludzie głosują często przypadkowo. Uprzywilejowanie komitetu, który był na pierwszej stronie, to błąd systemowy, ale nie oszustwo – zauważa politolog. Jak podkreśla, wszelkie hipotezy dotyczące przebiegu głosowania będzie można sprawdzić, gdy PKW pokaże na swojej stronie internetowej pełne wyniki wyborów.
Zgodnie z kodeksem wyborczym sąd okręgowy orzeka o nieważności wyborów lub o nieważności wyboru radnego, jeżeli okoliczności stanowiące podstawę protestu miały wpływ na wyniki wyborów. Pytanie tylko, kiedy nieprawidłowości mają wpływ na wynik, a kiedy nie. Zdaniem konstytucjonalisty Bogusława Banaszaka wszystko zależy od racjonalnej decyzji sądu, który musi zbadać skalę zjawiska.
W normalnej sytuacji sąd będzie weryfikował, czy uwzględnienie wszystkich protestów mogłoby zmienić wynik wyborów. Jeśli tak nie jest, nie powinno to stanowić przesłanki do ich unieważnienia. – Choć niewykluczone, że jeżeli w ramach jednej komisji doszło do kilkudziesięciu nieprawidłowości (nawet jeśli nie miały one decydującego wpływu na wynik), to sąd zdecyduje się unieważnić wybory – zastrzega Banaszak.
To jednak również nie jest jednoznaczne. Konstytucjonalista przywołuje przykład wyborów prezydenckich z 1995 r. Aleksander Kwaśniewski zdobył w II turze 9,7 mln głosów, zaś Lech Wałęsa – nieco ponad 9 mln. Jak przypomina Bogusław Banaszak, złożono wówczas ok. 600 tys. protestów wyborczych z powodu podania przez Aleksandra Kwaśniewskiego fałszywych informacji o swoim wykształceniu. Mimo to Sąd Najwyższy uznał, że nie mogło to wpłynąć na wynik wyborów, i protesty oddalił.
Plan Komorowskiego
– Nie rozumiem i nie akceptuję prób negowania ważności wyborów – mówił wczoraj na spotkaniu z obecnym i byłymi szefami TK Bronisław Komorowski. Prezydent zaproponował czteropunktowy plan, mający pomóc w ustabilizowaniu sytuacji:
1. Dokończenie II tury wyborów zgodnie z prawem, co oznacza także składanie protestów wyborczych zgodnie z procedurami. – Zachęcam do składania protestów wyborczych wszystkich, którzy mają wątpliwości. Tylko przez sądy będzie można rozwiać lub potwierdzić wątpliwości – apelował prezydent.
2. Ustabilizowanie sytuacji w PKW. Obecny skład złożył dymisję, prezydent będzie musiał wkrótce mianować nowych sędziów.
3. Analiza wyborów i wyciągnięcie wniosków zarówno z awarii systemu do liczenia głosów, jaki i problemu rosnącej liczby głosów nieważnych. Receptą na to ma być punkt czwarty:
4. Nowelizacja kodeksu wyborczego. Kierunek zmian to m.in: wprowadzenie kadencyjności PKW, wzmocnienie przewodniczącego PKW oraz szefa Krajowego Biura Wyborczego oraz rozróżnianie w prawie wyborczym głosów pustych oraz innych nieważnych.