Stawka w tej grze jest dla Londynu znacznie niższa niż dla Waszyngtonu i Paryża, bo premier Cameron pogodził się z wolą Izby Gmin, która zagłosowała przeciwko udziałowi w ewentualnej interwencji w Syrii. Nawet przeciwnicy interwencji wyrażają jednak zdziwienie, że premier nie chce ponownie poddać tej sprawy pod głosowanie.

Rządowi zabrakło w parlamencie 13 głosów, które obecnie dałoby się skompletować, a część posłów konserwatywnych, która powstrzymała się od głosu byłaby teraz gotowa oddać go za interwencją.

Można wręcz odnieść wrażenie, że wobec kłopotów wewnętrznych Baracka Obamy z Kongresem i Francois Hollande'a z opinią publiczną, na Downing Street przyjęto głosowanie w Izbie Gmin z mieszaniną zawodu i ulgi. Wielka Brytania może teraz wspierać wysiłki amerykańsko-francuskie metodami czysto politycznymi i koncentrować się na nie budzącej niczyich protestów akcji humanitarnej na rzecz syryjskich uchodźców.