Sprawa dotyczyła biznesmena Józefa Matkowskiego, który przegrał proces o zapłatę 17 mln zł na rzecz wspólnika. Prawnicy, którzy nawiązali z nim kontakt - mec. B. oraz warszawski radca prawny Ryszard Kuciński (zmarł rok temu) - zaproponowali "załatwienie sprawy". Miało to w sumie kosztować 2 mln zł.
Pośrednikiem pomiędzy prawnikami a sędziami Sądu Najwyższego był Bogusław Moraczewski, sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego, który odszedł niedawno w stan spoczynku. Matkowski zgłosił się do CBA, które przez cztery lata prowadziło w tej sprawie operację specjalną o kryptonimie Alfa.
Na kontrolowane łapówki wydano blisko milion złotych. Bogusław Moraczewski w sprawie skargi kasacyjnej nawiązał kontakt z Henrykiem Pietrzkowskim - przewodniczącym wydziału m.in. do spraw kasacji Izby Cywilnej Sądu Najwyższego.
We wrześniu 2009 r., po wybuchu afery hazardowej, mecenas B. i Kuciński zażądali od Matkowskiego 2 mln zł, grożąc, że jeśli nie zapłaci, skarga kasacyjna zostanie odrzucona. Matkowski pieniędzy nie dał i 14 października 2009 r. Sąd Najwyższy odrzucił wniesioną kasację.
Komentarze(38)
Pokaż:
PO na czele z Donaldem popierają rozkradanie państwowej kasy.
Okradają bez skrupułów Polskę
Z artykułu wynika, że stara jak świat technika adwokacka dział nadal. Wmawia się klientowi, że sędzia żąda npo. 2.000.000 zł. Oczywiście często klient płaci i jest przekonany, że wygrał sprawę tylko dlatego, że dał łapówkę, choć sędzia pojęcia nie ma o niczym. Adwokat bierze podwójną dolę. Stara technika na klienta działająca od zawsze. Dziwi tylko, że tak wielu nadal się na to łapie. Pamiętać trzeba, że jak klient sprawę przegra, to mecenas mówi, że przeciwnik dał więcej.
Wracjąc do sprawy, zastanówcie się co z niej wynika, a tylko tyle, że dwóch adwokatów powiedziało klientowi, że załatwią sprawę, której załtwienie tak na prawdę było zapewne niemożliwe. Wcale zapewne z nikim nie rozmawiali na ten tamat, a w każdym razie z nikiem kto mógłbyw tej sprawie podjąć jakąkoliwek decyzję. Sprawa i tak byłaby odrzucona, o czym zapewne mecenasi wiedzieli, ale cóż kosztuje spóbować, może klient da 2.000.000 złotych pod stołem. Z artykułu nie wynika, że ktokoliwek z sędziów cokolwiek wziął, a jedynie, że adwokaci tak mieli powiedzieć klientowi, który zresztą nie zapłacił. Ludzie opamiętajcie się, zastanówcie, co piszecie. Jesteście prymitywnie manipulowani. Ja jestem sędzią od kilkunastu lat i przez te lata, choć pracuję w wydziale karnym jednym z najwięszych miast nikt nigdy nawet nie próbował mi choćby zaproponować 1 złotówki łapówki.
Tylko przykładem mogę podać autentyczną historię, jak do jednego sędziego wiele lat temu przyszła powódka i powiedziała, że przynosi należne pieniądze, o których mówił jej adwokat, bo jak trzeba zapłaccić sędzemu, to trzeba i trudno, ale ona chciałaby to zrobić osobiście, a na nie przez adwokata.
Nic chcę tutaj oczywiście naruszać bez wątpliwości dobrego imienia wielu adwokatów, ale wskzać na to, że jak się sprawę przegrywa często przez własną nieudolność, to zawsze szuka się winnych, a najłatwiej twierdząc że ktoś dał łapówkę. No cóż każdy mierzy swoją miarą.
Zauważcie proszę, jak wielka jest nagonka na sędziów. To nie jest bez przyczyny, bo tylko sędziowie stoją w tym kraju na straży praw obywateli, o czym ci obywatele niestety nie wiedzą. Wiedzę swoją czeerpią z telewizji i programów z TVN. Pozdrwiam ludzi myślacych.
Kłania sie okragły stół, gruba kreska, brak weryfikacji i to kuriozum, immunitet sędziowski-tzn-jakiekolwiek świństwo zrobisz jesteś bezkarny!!!
W sprawie osoby sędziego Moraczewskiego proponuję skontaktować się z działaczami Solidarności z Bełchatowa. Oni zapewne opowiedzą wam wiele ciekawych szczegółów. Dodatkowo polecam kontakt (próbę kontaktu) z władzami Spółdzielni Mieszkaniowej im. J. Słowackiego w Piotrkowie Tryb., gdzie (o ile się nie mylę) ten pan wchodził w skład Rady Nadzorczej.