Podczas wczorajszego zjazdu PO omawiano m.in. kwestię in vitro. Ustawa regulująca zabiegi ma być przedmiotem prac Sejmu po wakacjach. Tymczasem wewnątrz PO wciąż nie ma jednolitej wizji projektu.

Na antenie Radia Zet mówił o tym Stefan Niesiołowski. Przyznał, że premier chciałby, aby partia przedstawiła jeden wspólny projekt. Tymczasem zarówno Małgorzata Kidawa-Błońska, jak i Jarosław Gowin nie zamierzają ustąpić. - Najtrudniejsze jest mrożenie zarodków. To są medyczne konsekwencje i nie wszyscy mają o tym pojęcie – powiedział poseł PO. Jak zaznaczył, "niemrożenie zarodków może oznaczać wielkie protesty" i obniżenie skuteczności metody in vitro.

Podczas wczorajszego zjazdu Donald Tusk powiedział, że bycie członkiem partii ogranicza osobistą wolność i każdy musi się z tym pogodzić. W związku z tym zapowiedział, że w głosowaniu nad ustawą o in vitro będzie obowiązywała dyscyplina partyjna. Zdaniem serwisu natemat.pl, za jej złamanie ma obowiązywać kara - 1000 zł.

Członkowie PO są oburzeni. Hanna Gronkiewicz-Waltz miała przypomnieć premierowi, że gdy wstępowała do Platformy otrzymała obietnicę, że będzie mogła głosować zgodnie z sumieniem. Ostrzej zareagował poseł John Godson, sympatyzujący z konserwatywnym skrzydłem w PO. Zapowiedział, że jeśli dyscyplina będzie obowiązywać, on opuści partię. Za swoje wystąpienie został nagrodzony oklaskami.

Członkowie PO nie mogą się również porozumieć co do pomysłu refundowania zabiegu. Jak mówił Stefan Niesiołowski analizowane są różne scenariusze. Podkreślał jednak, że całkowite refundowanie mogłoby okazać się zbyt dużym obciążeniem dla budżetu. Poseł nie chciał mówić o jakich kwotach mówiono podczas zjazdu. Zdaniem natemat.pl z rządowych wyliczeń wynika, że gdyby refundacja miała dotyczyć wszystkich par, to koszt sięgnąłby rocznie 10 miliardów złotych.