49-letni mężczyzna podpalił się w piątek przed południem przed kancelarią premiera. W stanie ciężkim, choć niezagrażającym życiu, przewieziono go do szpitala. Śródmiejska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie próby samobójczej. Premier przerwał objazd po kraju i wrócił do Warszawy.

Zanim doszło do podpalenia, mężczyzna przykleił do jednej z ławek w parku list do premiera. Wcześniej drogą mailową rozesłał listy o podobnej treści, m.in. do kilku redakcji.

Do tragicznego zdarzenia doszło w piątek po godz. 11 przy Łazienkach Królewskich, naprzeciwko kancelarii premiera. Mężczyzna prawdopodobnie najpierw oblał się rozpuszczalnikiem, a potem podpalił. Ogień, za pomocą koców, ugasili funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Udzielili także mężczyźnie pierwszej pomocy i powiadomili pogotowie oraz policję. Na policję zadzwoniła też kobieta, która była świadkiem zdarzenia.

49-latek był przytomny, gdy przyjechała policja i rozmawiał z funkcjonariuszami. Miał im podać swoje dane. Przewieziono go do szpitala. Jego stan jest ciężki, ma poparzone 50 proc. powierzchni ciała. Są to oparzenia pierwszego i drugiego stopnia.

Według nieoficjalnych źródeł zbliżonych do sprawy, mężczyzna miał poważne problemy finansowe, przegrał proces i groził mu komornik

Z treści listu wynika, że pracował m.in. w urzędzie skarbowym, ostatnio był ochroniarzem w hipermarkecie. Pojawia się też wątek pracy w policji. Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP, mężczyzna służył m.in. w Centralnym Biurze Śledczym, z którego został zwolniony w 2006 r. "Mogę potwierdzić te informacje" - powiedział PAP rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.

Według nieoficjalnych informacji uzyskanych przez PAP, mężczyzna już od jakiegoś czasu pisał do polityków, w tym premiera, o swojej sytuacji życiowej, m.in. o tym, że został wyrzucony z pracy w jednym z warszawskich urzędów skarbowych, bo powiadomił Ministerstwo Finansów o swoich podejrzeniach, że w urzędzie tym dopuszczono się przestępstw; pisał też, że nie może znaleźć zatrudnienia w administracji państwowej, a jego rodzina - w tym troje małych dzieci - pozostaje bez środków do życia.

W swoich listach krytycznie ocenił polityków z różnych frakcji, a także media - twierdząc, że nie są niezależne

Sprawę samopodpalenia wyjaśniają policjanci. Jeszcze w piątek śledztwo z art. 151 wszczęła Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście. Artykuł ten mówi o tym, że osobie, która "namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie" grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Zabezpieczono m.in. list desperata i jego plecak.

Z powodu tragicznego zdarzenia objazd po kraju przerwał premier Donald Tusk. Wieczorem wrócił do Warszawy. Wcześniej w piątek zapowiedział, że spotka się ze "wszystkimi, którzy mają cokolwiek na ten temat do powiedzenia". Zapowiedział też, że - jeśli to tylko będzie możliwe i nie będzie przeszkadzało w leczeniu - odwiedzi poparzonego mężczyznę w szpitalu. "Będę starał się - jeśli to będzie możliwe - jak najszybciej dotrzeć i też odwiedzić tego człowieka" - zapowiedział szef rządu w Świdwinie (woj. zachodniopomorskie).

"Zbieram wszystkie informacje, najważniejsza dla mnie jest ta o stanie zdrowia - nie brzmi ona najtragiczniej, najprawdopodobniej nie ma jednak bezpośredniego zagrożenia dla życia" - powiedział premier.

Tego, żeby przeżył i "nie poniósł jakiś wielkich, trwałych strat, jeśli chodzi o zdrowie" życzył poparzonemu mężczyźnie prezes PiS Jarosław Kaczyński. "Mam nadzieję, że z tego dramatu, bo musi się za tym kryć jakiś dramat, wyjdzie z tego, w ostatecznym rachunku zdolny do normalnego życia. To będzie optymistyczne zakończenie tej sytuacji" - powiedział szef PiS.

Później w piątek rzecznik PiS Adam Hofman powiedział PAP, że do biura poselskiego Kaczyńskiego w przeszłości wpłynęło kilka pism od mężczyzny; były wśród nich m.in. pisma adresowane do premiera Tuska oraz minister Julii Pitery i przekazywane do wiadomości prezesa PiS.

Wszystkie pisma - według relacji rzecznika PiS - dotyczyły domniemanej korupcji w jednym z urzędów skarbowych w Warszawie i korupcji w Polsce. Podkreślił, że z korespondencji wynikało, że Pitera przekazała informację o korupcji do Ministerstwa Finansów. Resort odpisał, że były zalecenia pokontrolne - relacjonował Hofman. Według niego, Pitera odpisując mężczyźnie przesłała list do wiadomości Kaczyńskiego, prezydenta Bronisława Komorowskiego, marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny, premiera Tuska i szefa SLD Grzegorza Napieralskiego.

W sprawie wypowiedziała się też rzeczniczka prasowa sztabu PO Małgorzata Kidawa-Błońska. "To jest wielka tragedia, że człowiek targa się na własne życie. Bardzo współczujemy jemu, bardzo współczujemy jego rodzinie, która na pewno przeżywa wielki szok, że do takiego zdarzenia doszło" - powiedziała. "Mam nadzieję, że wyjdzie z tych poparzeń, że odnajdzie się i że będziemy mogli mu pomóc" - zadeklarowała.

Politycy PJN oświadczyli, że samopodpalenie się mężczyzny przed kancelarią premiera jest "efektem rządu obywatelskiego", który doprowadził do tego, że mamy w Polsce "państwo-draństwo". Według PJN, piątkowe zdarzenie to "dramatyczna manifestacja". "Miał być rząd obywatelski, miał być rząd silny, który rozwiązuje problemy Polaków, miało być przyjazne państwo, a mamy dzisiaj państwo-draństwo" - mówił na piątkowym briefingu w Sejmie szef klubu PJN Paweł Poncyljusz.