Błyskawiczna decyzja Ruperta Murdocha o zamknięciu tabloidu „News of the World” nie jest przypadkiem, jeśli wziąć pod uwagę kondycję biznesową jego koncernu. Brytyjskie brukowce z roku na rok tracą swoje dawne wpływy, zaś Murdoch musi odbudować utracony wizerunek w obliczu starań o przejęcie stacji BSkyB.
Australijski magnat medialny uzyskał już zgodę brytyjskiego regulatora na przejęcie należącej do państwa telewizji. Sprzedaż 60,9 proc. udziałów w zatrudniającej 16,5 tys. pracowników stacji za 7,8 mld funtów (34,3 mld zł) to element kampanii prywatyzacyjnej prowadzonej przez konserwatywny gabinet Davida Camerona. W piątek przedstawiciele rządu ostrzegli jednak, że przy wydawaniu ostatecznej zgody na przejęcie stacji wezmą pod uwagę skandal z „News of the World”.
Po tej zapowiedzi akcje BSkyB na londyńskiej giełdzie potaniały o 7,5 proc. Inwestorzy uznali bowiem, że jeśli wyjdą na jaw nowe, bulwersujące szczegóły afery podsłuchowej, rząd może poszukać nowego inwestora. A ujawnienie kolejnych rewelacji nie jest wykluczone, ponieważ przekraczanie kolejnych granic prawnych i moralnych ma w brytyjskich żółtych mediach długą tradycję.

Niegdyś nagrody, dziś kary

Ujawnienie włamań i manipulacji pocztą głosową 4 tys. bardziej lub mniej znanych osób przelało czarę goryczy. A pełna oburzenia reakcja Brytyjczyków najlepiej świadczy o zmianie podejścia do tabloidowych ekscesów. Jeszcze w 2005 r. tygodnik po ujawnieniu m.in. dzięki monitorowaniu rozmów telefonicznych i SMS-ów trzech romansów – piłkarza Davida Beckhama, trenera kadry Svena-Goerana Erikssona i ministra Davida Blunketta – dostał prestiżową nagrodę British Press Award, a jego ówczesny redaktor naczelny Andy Coulson mówił o „szczęściu, że pracuje z tak fantastycznym zespołem”. Coulson został doradcą Camerona, pełniącego wtedy funkcję lidera opozycji, i był nim do stycznia 2011 r. W piątek został aresztowany.
Tabloidy nie są już bowiem tak wpływową gałęzią dziennikarstwa jak niegdyś. Również „News of the World” lata świetności miał już dawno za sobą. Wraz z upowszechnieniem się internetu średni nakład gazety malał – i to już od początku lat 90. W listopadzie 1990 r. po raz ostatni przekroczył 5 mln egzemplarzy (o 18,5 tys.). Pierwszy raz poniżej 4 mln spadł w grudniu 1999 r. W latach 2010 – 2011 średni miesięczny nakład ani razu nie przekroczył 3 mln.

Bojkot reklamodawców

I trudno było robić sobie nadzieje na przyszłość. Zdaniem National Readership Survey tygodnik Murdocha najchętniej czytali ludzie w wieku 35 – 44 lata, pamiętający jeszcze erę przedinternetową i stanowiący 22 proc. czytelników. Młodzi w wieku 15 – 24 lata stanowili zaledwie 15,1 proc.
Wraz ze spadkiem czytelnictwa malały przychody z reklam. I nie pomagało coraz ostrzejsze podkręcanie tematów i coraz chętniejsze sięganie po wątpliwe prawnie usługi prywatnych detektywów. W 2010 r. prasa drukowana (nie tylko „NotW”, ale też np. poważny „Wall Street Journal”) zapewniała 18,6 proc. przychodów imperium Murdocha. Mniej niż przychody z branży filmowej. W tym kontekście decyzja właściciela News Corp. o zamknięciu pisma była tylko uderzeniem wyprzedzającym. Tym bardziej że firmy prześcigały się – w obronie własnego dobrego imienia – w wydawaniu oświadczeń o reklamowym bojkocie gazety. Tymczasem w ostatnich latach reklamy w „News of the World” przynosiły Murdochowi 35 mln – 40 mln funtów (155 mln – 175 mln zł) rocznie.
W krótkim okresie na wycofaniu z rynku tygodnika skorzystają jego bezpośredni konkurenci – „Sunday Mirror” czy „Mail on Sunday”. Na więcej zysków z reklam może też liczyć podobny do nich dziennik „The Sun”. Trudno się jednak łudzić, że w średnim i długim terminie rynek „red top newspapers” odbije się od dna.