Polityka Unii, która miała być alternatywą dla twardej Ameryki, przynosi same porażki.
Kilka lat temu pewien amerykański politolog wymyślił termin „miękka siła” (soft power), definiując w ten sposób wielką, jego zdaniem, siłę oddziaływania Unii Europejskiej na świat zewnętrzny. Miała to być siła perswazji, zachęt i przykładu. W stosunkach międzynarodowych zastąpić miała twardą siłę militarną i polityczną Stanów Zjednoczonych (hard power). Koncepcja miękkiej siły przekonała amerykańskich lewicowców. Ale nikogo innego.
Posłużę się dwoma przykładami. Pierwszy dotyczy intelektualno-politycznego szwindlu zwanego „globalnym ociepleniem spowodowanym przez człowieka”. Unia na kolejnych światowych spędach forsuje działania, które już zaczynają przynosić jej krajom szkody ekonomiczne, a nie dają efektów, nawet w walce z ociepleniem.
Dlaczego? Bo inni rozumieją, że nie leży to w ich ekonomicznym interesie. Jedynym, których udało się przekonać, był prezydent Obama i jego lewicujący rząd. Bo już nie cała Partia Demokratyczna, której część senatorów i kongresmenów, świadoma kosztów, odesłała odnośne ustawy do parlamentarnej zamrażarki. Reakcją miękkosilców była propozycja podniesienia z 20 proc. do 30 proc. zobowiązania zmniejszenia wydzielania gazów cieplarnianych. Zlekceważona już przez wszystkich.
Drugi przykład dotyczy stosunku do Kaddafiego i jego zbójeckich rządów. Kolejne państwa europejskie domagały się interwencji przeciwko nalotom na ludność cywilną miast, które wypowiedziały posłuszeństwo temu rzeźnikowi. Słusznie z moralnej perspektywy. Ale cóż, opór państw niedemokratycznych w Radzie Bezpieczeństwa ONZ spowalniał proces decyzyjny, choć nawet kraje Ligi Arabskiej apelowały o interwencję. Ale apelować a coś zrobić to różne kwestie.
Oczywiście kraje Europy domagające się interwencji mogły się same skrzyknąć i zrobić, co trzeba, ale okazało się to niemożliwe z braku hard power. Tę w świecie zachodnim (bez przerwy zmniejszającym wydatki wojskowe) ma tylko Ameryka. A Ameryka Obamy twierdzi stale, iż nie będzie w awangardzie działań na rzecz moralnie słusznych celów, skoro jest tak za to krytykowana. I rzeczywiście, utrzymuje się od 2008 r. w, powiedzmy, ariergardzie. Ale po apelach różnych ważnych międzynarodowych gremiów dała się przekonać.
Kiedyś bywało inaczej. Afryka Północna przez znaczną część XVIII i XIX stulecia była siedliskiem piratów (jak dzisiaj Somalia). Tyle że wówczas kraje europejskie, zainteresowane bezpieczeństwem handlu na Morzu Śródziemnym, potrafiły o nie zadbać. Co kilkanaście lat, gdy akty piractwa przybierały na sile, wysyłały eskadrę okrętów wojennych z dodatkową piechotą na pokładzie. Te dopływały do pirackich portów i obracały ich fortece w perzynę. Potem lądowała piechota, paliła okręty, dokonywała egzekucji złapanych z bronią w ręku piratów oraz ich przywódców – i na kolejnych lat kilkanaście problem wygasał.
Konkluzja tych rozważań jest oczywista. Miękki to powinien być papier toaletowy. Siła zaś powinna być twarda, czyli realnie istniejąca. I niekoniecznie zawsze musi być użyta. Wystarczy, że jest gotowa do użycia.