W tak z wielu względów trudnym okresie prezydent Bronisław Komorowski dał sobie radę zaskakująco dobrze. Od mianowania własnego szefa kancelarii, co było najzupełniej normalne, bo jak się obejmuje jakąkolwiek funkcję, musi się mieć od razu zaufanego człowieka do pomocy, po ostatnie decyzje dotyczące projektów konstytucyjnych Bronisław Komorowski zachowywał się z umiarem i zarazem stanowczo, czyli dokładnie tak, jak powinien prezydent.
Pierwszy okres miał wyjątkowo trudny, gdyż pełnił równocześnie trzy funkcje (p.o. prezydenta, marszałka Sejmu i kandydata PO na urząd prezydenta) i wybrnął z tego bez istotnych problemów. Wielokrotnie krytykowano go za brak stanowczości w sprawie krzyża. Ale czyż rozwiązanie, jakie obecnie zostało zrealizowane, nie jest lepsze? Czasem warto unikać konfrontacji, zwłaszcza kiedy dotyczy ona spraw mniej ważnych, a sprawa krzyża do najważniejszych – wbrew rozdęciu tej kwestii ponad wszelkie granice przez media – nie należała. Uniknął też konfrontacji przy pogrzebie Marka Rosiaka, a to że, jak niektórzy sugerowali, nie przeprosił, mam za dobre, bo nie było za co przepraszać. Zresztą, jak już pisałem, przepraszają dzieci szkolne za niegrzeczne zachowanie.
Znowu, wbrew poganianiu przez media, bardzo powoli skonstruował zespół swoich współpracowników, którzy wprawdzie reprezentują dość rozmaite nastawienia polityczne, ale w jakiejś mierze odtwarzają najlepszy w historii Polski duchowy wymiar, czyli wymiar Unii Demokratycznej. Zgoda, Unia Demokratyczna czy Unia Wolności nie były szczególnie skuteczne w bojach politycznych, ale to jest najlepsza polska tradycja inteligencka, czy – jak to się mówi – etos, a zatem zdecydowane postawienie na współpracę i na jakość polityki, a nie na konflikt. Z tego punktu widzenia logiczne było rozszerzenie składu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, chociaż wycofał się z niej Jarosław Kaczyński.
I tu wyszła na jaw jedna z najbardziej pozytywnych cech prezydentury Bronisława Komorowskiego. Znieważany jako głowa państwa przez Prawo i Sprawiedliwość z jej prezesem na czele czy też faktycznie nieuznawany nie odpłacił się pięknym za nadobne i ani razu nie zaatakował przedstawicieli opozycji, mimo że miał do tego wszelkie prawa. Nie wdał się w antagonizm ani w pyskówkę, bo nie tylko rozumiał, że prezydentowi to nie przystoi, ale nie taki też obrał model sprawowania najwyższego urzędu.
Pierwsze sto dni, zwłaszcza po tragedii smoleńskiej, było więc trudne i nie sprzyjało szczególnie rozwijaniu inicjatywy prezydenta. Teraz dopiero okaże się, jakie będą jego kroki. Pokazał już, że będzie robił to, co w niewielkim stopniu czynili jego dwaj poprzednicy, to znaczy będzie korzystał z inicjatywy ustawodawczej. Projekt zmian w konstytucji wraz ze zmianami w ordynacji wyborczej, jaki ostatnio zaproponował, uważam za zupełnie podstawowy. Tylko wprowadzenie ordynacji mieszanej (wzór stanowi ordynacja obowiązująca we Francji) może spowodować przegrupowania na polskiej scenie politycznej, która obecnie jest, jak to się mówi, zabetonowana, a tak dłużej być nie powinno.
Należy więc liczyć na to, że z umiarem i spokojem, nie wdając się w wojnę z opozycją, a raczej ją skłaniając do współdziałania, Bronisław Komorowski doskonale da sobie radę w sytuacji, jaka tylko pozornie jest dla niego wygodna, skoro rządzi partia, z której się wywodzi. W takich okolicznościach umieć okazać wolę współpracy, a zarazem niezależność, to jest bardzo poważna próba. Dotychczasowe działania prezydenta pokazują, że próbie tej niewątpliwie podoła.