10 procent parlamentarzystów chce startować w listopadowych wyborach samorządowych. Dla wielu z nich funkcje w samorządach to bardziej realna władza niż sejmowa. Najwięcej kandydatów będzie z PO i PiS
Jeszcze niedawno to gminy, powiaty i sejmiki wychowywały kandydatów na posłów. Posłowie oczywiście celują w najlepsze funkcje: prezydentów miast. Jak pokazuje dotychczasowe doświadczenie, ci, którzy je zdobędą, mają potem bardzo duże szanse na kolejną kadencję. Do tego pozycja prezydenta jest dużo bardziej samodzielna niż posła, a władza (zwłaszcza jeśli ma poparcie rady miasta) wymierna. Bo to właśnie prezydent prowadzi politykę inwestycyjną swojego miasta.

Polityczne lokomotywy

Mirosław Sekuła, poseł PO i szef hazardowej komisji śledczej, twierdził kiedyś, że poseł to „interfejs między klubową ściągą do głosowania a przyciskiem na pulpicie.” Nic dziwnego, bo postanowił zostać prezydentem Zabrza. Oprócz niego z Platformy Obywatelskiej ma wystartować Hanna Zdanowska na prezydenta Łodzi i Jarosław Pięta w Sosnowcu. – To nie jest tak, że ktoś ich wysyła, bo nie ma kandydatów. To ich decyzja. Oni często przyszli do Sejmu z samorządów, teraz tam wracają – mówi poseł Waldy Dzikowski.
Szef komisji polityki społecznej w Sejmie Sławomir Piechota z PO ma wystartować we Wrocławiu, gdzie prezydentem jest niezwykle popularny Rafał Dutkiewicz. – Jest silnym kontrkandydatem, ale nie miał do tej pory alternatywy, a teraz ona się pojawia – mówi Piechota. Ale nawet jeśli poseł PO nie wygra, może pomóc zrobić dobry wynik liście radnych PO, a to może być kluczem do współrządzenia.

Kamiński w Białymstoku

Podobne motywy są w Prawie i Sprawiedliwości. – To lokomotywy swoją kampanią ciągną kolegów. Osoby kandydujące do rad miast zabiegają o silnego lidera, by był twarzą kampanii – mówi Joachim Brudziński. PiS może wystawić senatora Krzysztofa Zarembę w Szczecinie, Dawida Jackiewicza we Wrocławiu czy Mariusza Kamińskiego w Białymstoku.
A Sojusz Lewicy Demokratycznej, choć wysyła na wybory zaledwie czterech posłów, celuje w newralgiczne miejsca: Opole i byłe miasta wojewódzkie, jak Radom, Częstochowa i Elbląg.
– Po pierwsze chcemy utrzymać się tam, gdzie jesteśmy, po drugie zdobyć nowe miejsca, a w innych dać możliwość zdobycia doświadczenia kandydatom – mówi o strategii Sojuszu rzecznik SLD Tomasz Kalita.

PSL: Po co się przesiadać?

Najwięcej trafi na wybory posłów PO i PIS. Ponieważ listy są dopiero domykane, dokładnych liczb jeszcze nie ma, ale z obu partii można usłyszeć, że wystawią najwyżej kilkunastu parlamentarzystów. SLD już wie, że będzie ich czterech. A PSL, partia o największej liczbie radnych w Polsce, raczej nikogo z Sejmu nie wyśle. – Jak ktoś zdecydował się na bycie w Sejmie, to trudno rok przed wyborami parlamentarnymi się przesiadać – mówi szef klubu PSL Stanisław Żelichowski. Ale ludowcy walczą w mniejszych samorządach, a funkcje burmistrzów czy wójtów z perspektywy fotela na Wiejskiej nie wydają się atrakcyjne.