Personel kabinowy linii lotniczych British Airways rozpoczął w niedzielę nowy pięciodniowy strajk. W piątek fiaskiem zakończyły się negocjacje zarządu ze związkiem zawodowym Unite.

Linie mają nadzieję, że uda im się obsłużyć więcej lotów na lotnisku Heathrow niż w mijającym tygodniu; od poniedziałku do piątku także trwała akcja protestacyjna.

Kolejny pięciodniowy strajk ma się rozpocząć 5 czerwca, a więc może zakłócić ruch lotniczy do Republiki Południowej Afryki, gdzie 11 czerwca rozpoczynają się mistrzostwa świata w piłce nożnej.

Jest to kolejny etap zadawnionego sporu o organizację pracy, płace, awanse i obciążenie obowiązkami. Perspektywę porozumienia stron komplikuje dodatkowy spór o odebranie strajkującym, w czasie wcześniejszego marcowego strajku, przywileju taniego latania. BA gotowe jest go przywrócić, ale tylko w ramach ogólnego porozumienia. Związkowcy chcą, by kierownictwo przywróciło go w pierwszej kolejności.

"Przywrócenie tanich lotów nic nie kosztowałoby linii"

Przedstawiciel związku Derek Simpson podkreślił, że "przywrócenie tanich lotów nic nie kosztowałoby" linii.

Za ostatni rok obrachunkowy linie BA odnotowały stratę w wysokości 531 mln funtów szterlingów, najwyższą od prywatyzacji w 1986 roku. Przewoźnik ma w planach połączenie się z Iberią i zawarcie strategicznego sojuszu z American Airlines.

Według związku Unite, strajk personelu w marcu kosztował przewoźnika 84 miliony funtów szterlingów.