Podsłuch w śledztwie dotyczącym próby handlu tajnymi dokumentami z weryfikacji WSI był stosowany wobec podejrzanego Wojciecha S., a nie wobec rozmawiających z nim dziennikarzy - oświadczył dziś zastępca prokuratora apelacyjnego w Warszawie Robert Majewski.

Majewski przypomniał, że prokuratura prowadzi śledztwo przeciw Wojciechowi S. i Aleksandrowi L., podejrzanym o powoływanie się na wpływy w komisji weryfikacyjnej WSI i ujawnienie tajemnicy państwowej. "W toku śledztwa wobec żadnego z tych dziennikarzy, o których jest mowa, nie wykonywano żadnego podsłuchu telefonicznego. Poza podejrzanym Wojciechem S. żaden dziennikarz nie był nigdy podsłuchiwany" - zapewnił Majewski.

"Podsłuch telefoniczny był prowadzony wobec podejrzanego Wojciecha S. na podstawie decyzji sądu. Materiały uzyskane z ten sposób zostały odtajnione w czerwcu 2009 roku" - zaznaczył prokurator na konferencji prasowej zwołanej w związku z publikacją "Rzeczpospolitej".

Gazeta napisała, że ABW, badając sprawę domniemanego handlu aneksem do raportu o WSI, nagrała rozmowę dziennikarza "Rzeczpospolitej" Cezarego Gmyza oraz Bogdana Rymanowskiego z TVN, prowadzoną z telefonu Wojciecha Sumlińskiego, któremu założono podsłuch.

"Rz" zarzuca też, że nie zniszczono zapisów z podsłuchów rozmów, które nie miały związku ze sprawą. Według gazety, prokuratura bezprawnie udostępniła materiały ze śledztwa pełnomocnikowi zastępcy szefa ABW Jacka Mąki w związku z jego procesem cywilnym przeciw "Rz".

"Stenogramów z podsłuchanych rozmów nie zniszczono"

Prokuratura wyjaśniła, że stenogramów z podsłuchanych rozmów nie zniszczono, ponieważ wiążą się ze sprawą karną, a udostępnienie części dokumentów prawnikowi Mąki było zgodne z prawem.

Jak powiedział Majewski, rozmowy odbywały się w momencie, kiedy sąd decydował o zastosowaniu aresztu wobec Wojciecha S. Zaznaczył, że zachowanie podejrzanego wobec grożącego mu aresztu - próba samobójcza - mogło mieć na celu utrudnianie postępowania karmnego, dlatego prokuratura uznała, że zapisy powinny zostać w aktach.

Prokuratura zapewnia, że interesowała ją wyłącznie treść rozmów, a nie osoby rozmówców. "Materiały miały dla nas znaczenie tylko z punktu widzenia treści, nie interesowało nas, kto jest rozmówcą podejrzanego Wojciecha S." - powiedział Majewski.

Na pytanie Gmyza, skąd wobec tego w stenogramie z podsłuchu telefonu S. jego nazwisko, referent postępowania prokurator Andrzej Michalski wyjaśnił: "Podano panu telefon i dalszą część rozmowy pan prowadził, ale my nie ustalaliśmy, nie potwierdzaliśmy, czy ktoś, kto się podał za pana Gmyza, jest w rzeczywistości tą osobą".



"Prawo dopuszcza w wyjątkowej sytuacji udostępnienie materiałów osobom innym niż strony"

Mówiąc o udostępnieniu części materiałów pełnomocnikowi Mąki, prokurator Majewski przypomniał, że prawo dopuszcza w wyjątkowej sytuacji udostępnienie materiałów osobom innym niż strony. "Stwierdziliśmy, że zostanie udostępniona tylko ta część materiałów, która może być przydatna przd sądem w sprawie cywilnej" - powiedział. Wniosek o wgląd prawnik Mąki złożył w sierpniu. Majewski zaznaczył, że dowody udostępniono mu pod koniec września - dwa tygodnie po zawiadomieniu wszystkich stron, w tym podejrzanych, że mogą się zapoznać z materiałem śledztwa.

Gmyz powiedział, że wyjaśnienia prokuratury go nie przekonują. "Nie dowiedzieliśmy się, dlaczego to nagranie zostało udostępnione pełnomocnikowi Mąki, prokurator unikał odpowiedzi na pytanie, czy były podsłuchiwane także rozmowy Sumlińskiego z jego adwokatami" - powiedział. Wyraził wątpliwość, czy można było przechowywać "zupełnie prywatne" rozmowy dotyczące np. sytuacji finansowej i rodzinnej Sumlińskiego. Na argument, że rozmowy wiązały się z postępowaniem, Gmyz powiedział, że podsłuch w trybie procesowym zakłada się na konkretny numer i konkretną osobę. "Skoro ja rozmawiałem z telefonu Sumlińskiego, zapis rozmowy powinien był zostać zniszczony".

Postępowanie wobec Wojciecha S. i Aleksandra L. prokuratura zamierza zakończyć w listopadzie.

W związku z publikacją "Rz" ABW oświadczyła, że nie podsłuchiwała Rymanowskiego ani Gmyza, a cytowane przez "Rz" stenogramy są dowodami w sprawie prowadzonej przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie od grudnia 2007 r., a dotyczącej podejrzenia korupcji przy weryfikacji żołnierzy WSI.