Ostra gra Borisa Johnsona w negocjacjach z Brukselą wywołała burzę w całym Zjednoczonym Królestwie.
Chociaż Wielka Brytania opuściła Unię Europejską 31 stycznia, do końca roku nadal obowiązuje okres przejściowy. W ciągu tych 11 miesięcy Londyn nie ma prawa głosu w Brukseli, ale wszystko inne działa po staremu. Ten czas miał posłużyć wynegocjowaniu nowej umowy handlowej, która po całkowitym zerwaniu więzów nie zresetuje stosunków handlowych ze Wspólnotą. Ósma runda rozmów na ten temat rozpoczęła się w tym tygodniu w atmosferze skandalu wywołanego planami Londynu dotyczącymi uregulowania handlu wewnątrz kraju.
Po okresie przejściowym w Zjednoczonym Królestwie przestanie obowiązywać prawo europejskie, które do tej pory gwarantowało brak barier handlowych nie tylko między Wielką Brytanią a resztą Unii, lecz także między Anglią, Szkocją, Walią i Irlandią Północną. W to miejsce brytyjski rząd przygotował projekt nowej ustawy zwanej Internal Market Bill, regulującej handel pomiędzy częściami Zjednoczonego Królestwa. Jeszcze przed wczorajszą publikacją dokumentu propozycja zdążyła zelektryzować polityków nie tylko w Brukseli, lecz także w Belfaście, Cardiff i Edynburgu.
Pod adresem konserwatywnego rządu Johnsona w stolicach brytyjskich krain historycznych padły mocne słowa, oskarżenia o łamanie prawa międzynarodowego i uzurpację władzy w sprawach handlowych. Szkocka pierwsza minister Nicola Sturgeon pisała na Twitterze o „szarlatanach”, a zastępczyni pierwszej minister Irlandii Północnej Michelle O’Neill nazwała plany gabinetu Johnsona „perfidną zdradą”. Laburzyści uznali to za „podkopywanie moralnego autorytetu” Zjednoczonego Królestwa w negocjacjach między narodowych. Bez odpowiedzi sprawy nie pozostawiła Irlandia. Jej minister spraw zagranicznych Simon Coveney określił propozycję brytyjskiego rządu jako „niemądrą”. Zaalarmowana doniesieniami prasy przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ostrzegła, że UE może odejść od stołu rokowań.
Co tak bardzo wzburzyło polityków po obu stronach kanału La Manche? Kluczową kwestią jest handel pomiędzy Irlandią Północną a pozostałymi częściami Zjednoczonego Królestwa. Na mocy porozumienia rozwodowego z UE Irlandia Północna ma w przyszłości pozostać związana niektórymi zasadami europejskimi, by uniknąć przywrócenia twardej granicy z sąsiednią Irlandią. W poniedziałek dziennik „Financial Times”, powołując się na czterech rozmówców w rządzie, doniósł, że brytyjski projekt narusza porozumienie z UE, wprowadzając arbitralnie inne rozwiązania niż te ustalone w umowie rozwodowej.
Chodzi m.in. o to, w jaki sposób od 2021 r. nakładane będą cła na towary przywożone z Irlandii Północnej do Wielkiej Brytanii w przypadku braku umowy handlowej. Zgodnie z porozumieniem listę towarów, na które będą mogły być nakładane cła, ustali specjalnie powołana wspólna komisja. Londyn w Internal Market Bill chce jednak dać takie prawo także ministrom brytyjskiego rządu, wbrew umowie rozwodowej, którą sam niedawno wynegocjował. Downing Street tłumaczyło, że chodzi jedynie o drobne poprawki mające zabezpieczyć irlandzki proces pokojowy, gdyby nie udało się wynegocjować umowy handlowej z UE. Ale dociskany w Izbie Gmin minister ds. Irlandii Północnej Brandon Lewis przyznał, że propozycja łamie prawo międzynarodowe „w bardzo konkretny i ograniczony sposób”.
O napięciu w rządzie może świadczyć też to, że z szefowania zespołem prawników doradzających rządowi zrezygnował Jonathan Jones. W ocenie „Financial Timesa” Boris Johnson, zmieniając ustalenia dotyczące scenariusza bez umowy, próbuje wymusić na europejskich partnerach porozumienie handlowe w kształcie, jakiego sam chce. W innym przypadku jest gotowy na scenariusz bez umowy, ale to Bruksela ma wywrócić stolik, a nie on sam. Gra Johnsona stawia w trudnym położeniu Unię Europejską. Chociaż w oficjalnych komunikatach KE nie wyklucza zerwania rozmów, to takiego scenariusza nie popierają jednomyślnie wszystkie kraje członkowskie.
Projekt spotkał się z krytyką innych części Zjednoczonego Królestwa także z powodu uprawnień, jakie Londyn nadał sam sobie w sprawach handlu ich kosztem. Z ich perspektywy wygląda to tak, jakby gabinet Johnsona chciał przenieść władzę nad handlem z Brukseli wprost do Londynu. Szkoci boją się, że Londyn będzie jednostronnie narzucać reszcie np. ceny alkoholu. Nicola Sturgeon już zapowiada, że zablokuje nową ustawę w szkockim parlamencie. Z kolei członek walijskiego rządu Jeremy Miles cytowany przez „The Independent” uznał projekt Internal Market Bill za atak na demokrację i afront wobec obywateli Walii, Szkocji i Irlandii Północnej, stanowiący ryzyko dla przyszłości Zjednoczonego Królestwa.