Głód, konflikty i wzmocnienie organizacji terrorystycznych takich jak Państwo Islamskie to prawdopodobne skutki pandemii w krajach słabo rozwiniętych.
Po pandemii Europę czeka kolejny kryzys. Według Europejskiego Urzędu Wsparcia w dziedzinie Azylu (EASO) – unijnej agencji z siedzibą na Malcie – Wspólnota musi być gotowa na nową falę migracyjną.
Głód, konflikty i wzmocnienie organizacji terrorystycznych – takich jak Państwo Islamskie – nakładają się na rozprzestrzenianie COVID-19 w krajach słabo rozwiniętych. Z analiz EASO wynika, że po otwarciu granic UE gwałtownie wzrośnie liczba aplikujących o azyl z Afganistanu, Bangladeszu, Demokratycznej Republiki Konga, Erytrei, Somalii i Syrii
Najnowszy raport Europejskiego Urzędu Wsparcia w dziedzinie Azylu (EASO), unijnej agencji z siedzibą na Malcie, nie pozostawia wątpliwości: pandemia koronawirusa uruchomiła efekt domina, który w średnim okresie może doprowadzić do gwałtownego wzrostu liczby migrantów próbujących dostać się do Europy. „Pośrednie (…) i bezpośrednie konsekwencje wirusa mogą wpłynąć na migrację azylową do UE i w największym stopniu przyczynić się do wzrostu nowych aplikacji” – czytamy w dokumencie.
Z analiz przeprowadzonych przez EASO wynika, że kraje słabiej rozwinięte, z których pochodzą migranci ubiegający się o ochronę międzynarodową w UE, są jednocześnie bardziej narażone na wybuch pandemii na swoim terytorium i nie dysponują środkami, które pozwoliłyby im ją ograniczyć.
Dotyczy to w szczególności Afganistanu, Bangladeszu, Demokratycznej Republiki Konga, Erytrei, Somalii i Syrii. Składa się na to kilka czynników: brak dostępu do bieżącej wody (w 84 proc. wszystkich gospodarstw domowych w DRK nie ma jak umyć rąk; podobnie jest w połowie domów w Sudanie, Somalii, Gwinei i Wybrzeżu Kości Słoniowej), warunki mieszkaniowe uniemożliwiające zachowanie dystansu społecznego (92 proc. ludności miejskiej Sudanu żyje w slumsach; jest to również powszechne zjawisko w Somalii, Afganistanie, Bangladeszu i Nigerii), analfabetyzm i bieda.
Dochodzi do tego sytuacja związana z bezpieczeństwem wewnętrznym.
Państwo Islamskie w Syrii i Iraku chce wykorzystać próżnię, która pojawiła się po zawieszeniu operacji międzynarodowej koalicji pod przywództwem USA. Jak podkreślają autorzy raportu EASO, około 30 tys. członków komórek organizacji terrorystycznej wciąż operującej na granicy Syrii i Iraku są znakomicie przygotowani na kwarantannę, bo de facto żyją w niej od miesięcy – w niedostępnych rejonach, z własnymi zapasami żywności.
„Ponieważ lokalne siły bezpieczeństwa są słabo wyposażone i rozproszone (…) po pandemii, społeczność międzynarodowa może zostać skonfrontowana z sytuacją, w której przegrupowane Państwo Islamskie znów będzie obecne i aktywne na terytoriach tzw. kalifatu” – ostrzega unijna agencja. Wszystko to może doprowadzić do exodusu ludności cywilnej i gwałtownego naporu migracyjnego na unijnych granicach.
Również Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) przewiduje wzrost handlu i przemytu ludzi z powodu pogarszającej się sytuacji gospodarczej i bezpieczeństwa w wielu krajach. Szczególnie że już w ciągu pierwszych dwóch miesięcy 2020 r. – jeszcze przed wybuchem pandemii – migracja azylowa do państw członkowskich UE oraz Norwegii i Szwajcarii była wyraźnie większa w porównaniu z dwoma poprzednimi latami. Na przykład w lutym zostało złożonych ponad 61 tys. wniosków o ochronę międzynarodową, co stanowi wzrost o 14 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku 2019. Najwięcej wniosków złożyli obywatele Syrii, Afganistanu, Wenezueli i Kolumbii. Na początku marca sytuację dodatkowo pogorszyło napięcie na granicy z Turcją, gdzie kilka tysięcy migrantów podjęło próbę wdarcia się na terytorium Grecji.
Nie jest jednak tak, że Unia Europejska jest skazana na zalew ludzi z biedniejszych stron świata i kolejny kryzys migracyjny.
– Teza, że migracja zależy tylko i wyłącznie od tego, co się dzieje w krajach pochodzenia, wydaje mi się błędna – mówił niedawno w wywiadzie dla austriackiej agencji informacyjnej Gerald Knaus, pomysłodawca porozumienia migracyjnego między UE i Turcją z 2016 roku i szef think tanku Europejska Inicjatywa Stabilności (ESI). – W ostatnich latach decydujące znaczenie miała polityka prowadzona przez UE, a mniej to, co dzieje się na świecie. Ważne jest, jakie umowy Unia będzie miała z krajami pochodzenia i tranzytowymi, takimi jak Turcja lub Libia – dodał.
Największym niebezpieczeństwem, według Knausa, jest natomiast wiara w iluzję, że kwestia migracji nie jest ważna. Takie złudzenie tworzą zamknięte obecnie granice i spadająca w związku z tym liczba wniosków azylowych. Bez zawarcia odpowiednich umów m.in. z Turcją taka sytuacja się nie utrzyma – przestrzegał eskpert.