W wyborach prezydenckich 2020 r. głosowanie będzie odbywać się w lokalach wyborczych, ale będzie też możliwość głosowania korespondencyjnego - wynika z projektu przygotowanego przez klub PiS. Uchyla się w nim ustawę mówiącą, że w tegorocznych wyborach głosowanie ma być wyłącznie korespondencyjne.
Wicemarszałek Sejmu pytany był w Polsat News, czy jego zdaniem przedstawiony przez PiS projekt ustawy o wyborach jest dobry. "Nie mamy dobrego projektu ustawy. Niczego PiS się nie nauczył. Jesteśmy w trakcie największego kryzysu konstytucyjnego i państwowego; nikt nie wie, za co odpowiadamy, a pani marszałek Sejmu Elżbieta Witek proponuje nam ustawę, którą mamy dzisiaj przegłosować, nie konsultując tej ustawy z nikim" - powiedział Czarzasty.
Według niego w projekcie jest masa przepisów, które prawdopodobnie będą zaskarżane. "Pytanie jest takie: po cholerę się spieszyć? Nie można usiąść przy okrągłym stole i ustalić na przykład, kiedy będą wybory? Nie można ustalić takiej zasady, żeby Senat miał w tej sprawie podobne zdanie do Sejmu, żeby dogadać się z opozycją, jak ta ustawa ma wyglądać?" - pytał Czarzasty.
Jak ocenił, potrzebne jest ustalenie praw nabytych kandydatów w wyborach oraz zasad wysyłania głosów. "To wszystko będzie znowu robione w nocy z całkowitą arogancją. To jest po prostu bez sensu" - podkreślił polityk. Dodał, że projekt powinien być skonsultowany z Sądem Najwyższym i Państwową Komisją Wyborczą.
Czarzasty pytany był także, czy Lewica podtrzymuje zapowiedź żądania Trybunału Stanu dla wicepremiera Jacka Sasina i premiera Mateusza Morawieckiego w związku z wyborami korespondencyjnymi, które się nie odbyły. "Nie dość, że będzie Trybunał Stanu, poszło zawiadomienie do prokuratury, poszło zawiadomienie do NIK-u" - odpowiedział. Dodał, że nie można przechodzić do porządku dziennego "nad świństwami, które się wydarzyły".
"Przyjdzie taki czas, że wszystkich tych ludzi, którzy wydają pieniądze bez zgody, bez rozsądku, bez żadnej ustawy, trzeba będzie ukarać po to, aby pokazać na przyszłość ludziom: nie można kraść wspólnych państwowych pieniędzy" - dodał.
Odniósł się także do wtorkowego sondażu, zgodnie z którymi kandydat Lewicy Robert Biedroń ma 2,6 proc. poparcia. Wicemarszałek powiedział, że Lewica walczyła o zmianę terminu wyborów nie po to, aby zmieniać kandydata. "Wierzę w osobę, którą zgłosiliśmy. Widzę również bałagan, który się wokół całych spraw wyborczych zrobił. Nie jesteśmy formacją, która zmienia zdanie co dwa tygodnie" - podkreślił.
Dodał, że Biedroń prezentuje podglądy Lewicy i jest jedynym po stronie demokratycznej politykiem "progresywnym", a jego zamiana nie byłaby sensowna. "Trzeba walczyć. Ja wierzę w Biedronia" - zaznaczył.