Ocena formatu polityka lokuje się na intuicyjnej skali: miernota, przeciętny, wybitny, wielki. Miernota nie umie rozwiązywać zadań historycznych, przed którymi stoi wspólnota narodowa. To, ku naszemu nieszczęściu, częsty typ, jednak najwięcej jest tych przeciętnych, którzy są zdolni wyłącznie do podtrzymywania zastanego ładu.
Magazyn DGP 20.03.2020 / Dziennik Gazeta Prawna
O wiele rzadziej trafiają się politycy wybitni – ci „objawiają” się w kryzysach lub momentach przełomowych. Właśnie w takich sytuacjach wpływ ich decyzji, typu osobowości, często z patologicznymi cechami (Adolf Hitler, Józef Stalin) bywa największy – i przesądza o procesach historycznych. Czasami – jak Franklin Delano Roosevelt – tworzą ich wydarzenia. Dzieje się tak, kiedy proponowane przez nich programy przynoszą efekty, zaś ich determinacja określa kierunek i tempo zmian. I wreszcie typ najrzadszy – wielcy przywódcy. Za takich można, po pierwsze, uznać tych, którzy połączyli w stylu przywództwa podstawowe kwalifikacje i umiejętności dużej próby – jak Juliusz Cezar, Czyngis-chan czy Napoleon. Po drugie, na laur wielkości zasługują ci, którzy wprowadzili innowacje ustrojowe, których nie dał nam nikt przed nimi i które kształtują warunki uprawiania polityki kolejnych pokoleń.
W dziejach ustrojów wyłącznie jedna innowacja daje wstęp do panteonu największych – to idea państwa liberalno-demokratycznego. „Proklamuje wolę współżycia z wrogiem, a co więcej, z wrogiem słabszym od siebie. Jest rzeczą wprost nieprawdopodobną, by rodzaj ludzki był w stanie dojść do czegoś tak pięknego, tak paradoksalnego, tak eleganckiego, tak akrobatycznego i zarazem tak nienaturalnego” – pisał hiszpański filozof Jose Ortega y Gasset.
Ten cud to kolektywne dzieło wielu: jedni piórem, inni orężem torowali mu drogę. Do wielkich należą m.in. John Locke, Thomas Jefferson, Wolter, Oliver Cromwell, Napoleon, ale też Maximilien de Robespierre.

Działania ryzykowne

Stawką decyzji polityka jest często życie tysięcy, majątek narodowy czy szanse rozwoju cywilizacyjnego. Klęski mają ojców: monarchów, rządy, wodzów, elity. Nie są oni bezimienni jak sprawcy dalekosiężnych skutków codziennych działań, np. w gospodarce. Efekty ich czynów z perspektywy dziesiątków lat okazują się często nieszczęściem, czego przykładem są racjonalne w swoim czasie działania szlachty polskiej – w pogoni za dochodem nie chciała porzucić gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej, przesuwając tym samym na stulecia kraj ku peryferiom Europy.
Istnieje wiele czynników zwiększonego ryzyka w polityce – głównym jest oddziaływanie na całość życia. Z tym wiąże się duża liczba czynników, na które politycy tracą wpływ. Erozja suwerenności państw narodowych ogranicza autonomię decydowania przywódców, więc w coraz większym stopniu ich działania polegają na adaptacji do oczekiwań inwestorów, regulacji organizacji międzynarodowych, presji korporacji. Pod ich kontrolą pozostaje właściwie tylko aparat przymusu, w mniejszym stopniu aparat biurokratyczny, ogół zaś adresatów norm prawnych – jedynie pośrednio, o tyle, o ile wzgląd na zorganizowane sankcje negatywne stanowi motyw podporządkowania się stanowionemu prawu.
W ocenie działań politycznych liczy się rola głównego podmiotu, czyli inicjatora przedsięwzięć kolektywnych. Kierowanie jest w istocie procesem planowania, organizowania, przewodzenia wspólnocie narodowej, a także wykorzystywania zasobów do osiągnięcia celów. Toteż ocena działania przywódcy sprowadza się nade wszystko do oceny jego zachowań jako kreatora strategii narodowej. W realizacji tego zadania nie może go opuścić poczucie rzeczywistości. Musi uwzględniać zastane warunki, na które składają się m.in. położenie geopolityczne, zasoby materialne, etos społeczny, interesy podstawowych klas. Polityka w tej perspektywie to sztuka optymalizacji położenia zbiorowości w jej grze z naturą oraz z sąsiadami, harmonizowania rozbieżnych interesów na gruncie racjonalności ogólnospołecznej. Na ogół chodzi o to, aby nierozważnymi działaniami sytuacji złej nie uczynić gorszą.
Strategia narodowa może być dziełem odpowiedniego przywódcy. Jego format określają: charyzma, otwartość intelektualna, a nade wszystko zdolność do całościowego ujmowania rzeczywistości oraz umiejętność przewidywań. Ta zaś wyrasta ze zdolności do myślenia syntetycznego, a więc zdolności do postrzegania różnych sfer życia w ich wzajemnych związkach. Te umiejętności posiadał np. Kemal Atatürk. Był on twórcą nowej strategii narodowej, która przesunęła państwo Turków z kręgu cywilizacji islamu i kultury arabskiej ku Zachodowi.
Analogicznie poddaje się ocenie sposób realizacji pozostałych funkcji przywódcy. Czy w sposób oszczędzający koszty społeczne (własne życie można poświęcać, cudzą krwią nie należy szafować) zespalał on wysiłki agend państwowych, organizacji pozarządowych, pozostałych członków wspólnoty narodowej, by zrealizować przewidziane w strategii zadania? I czy faktycznie były one konieczne, żeby sprostać wyzwaniom epoki? Czy przejawił należyte zdolności organizatorskie, taktyczne i socjotechniczne? Czy działał energicznie, wytrwałe i cierpliwie, konsekwentnie i elastycznie?
Ocenom praktycznym podlegają m.in. takie kwalifikacje jak: zdolności ideotwórcze (programowe, koncepcyjne) – ich rola rośnie w nowych sytuacjach historycznych, stąd duży popyt na myślenie alternatywne i warunkowe, a także nastawienie na optymalizację wyboru, podstawą tych zdolności jest moc rozumienia rzeczywistości i na tej podstawie wskazanie sposobów rozwiązania doraźnych problemów i konfliktów; zdolności strategiczne – polegające na definiowaniu zagrożeń bezpieczeństwa trwania i rozwoju wspólnoty; zdolności socjotechniczne – przywódca musi wpływać za pomocą różnych oddziaływań i środków na różnorodne grupy ludzi: aparat urzędniczy, obóz zwolenników, rzesze przeciwników swego programu, w epoce mediów dużą role grają miękkie umiejętności interpersonalne, inteligencja emocjonalna, a także umiejętność formułowania prostych komunikatów i narracji o przeciwnikach i wyzwaniach; i wreszcie takie, które wiążą się z umiejętnością decydowania w trudnych sytuacjach, kiedy świadomość strat ludzkich i materialnych paraliżuje lęk – to odwaga w obliczu ryzyka i niejasności, zdolność przezwyciężenia własną determinacją woli zbiorowej.
Oceny formatu polityka rodzą spory historyków, politologów, publicystów, ideologów różnych obozów politycznych. Dwie są podstawowe przyczyny owych różnic – odmienne perspektywy aksjologiczne oraz niedostępność czasowa bądź niepełność źródeł historycznych. Ale w miarę jak otwierają się archiwa, jak pojawiają się relacje uczestników, obserwatorów gry i walki politycznej – staje się coraz jaśniejsza faktyczna rola ocenianych mistrzów i partaczy w kształtowaniu i realizowaniu danej polityki.

Spory o wartości

Jak ocenić ostateczne rezultaty i użyte środki działania? Z punktu widzenia wartości uniwersalnych czy narodowych? Ma to być głos opinii publicznej czy racjonalnie rozumiany interes narodowy (i przez kogo sformułowany?), etyka przekonań czy etyka odpowiedzialności? I wreszcie, czy w ocenie programów politycznych i sposobów realizacji kierować się kryteriami historycznymi (komparatywnymi – co dał dany polityk w porównaniu z innymi, równolegle działającymi na scenie politycznej), czy raczej współczesnymi, z punktu widzenia aktualnych potrzeb i wyobrażeń?
Ostateczny wybór kryterium jest krokiem arbitralnym, jakkolwiek można uzasadniać jego wybór w dyskursie aksjologicznym. Jeśli dyskutanci docierają w argumentacjach do punktu, w którym za odmiennymi ocenami polityka stoją kryteria wartościowania i nie zamierzają ich zmienić – mówimy: res ad principia venit. Koniec dyskusji.
Ogólnie biorąc, w ocenie rangi historycznej wydarzeń, których współsprawcą był przywódca, kierujemy się dwoma kryteriami. Pierwszym jest społeczny zasięg skutków: od ważnych dla ludzkości po narodowe, klasowe, cenne jedynie dla małych ojczyzn i pasożytniczych klik. Drugie kryterium to sfera życia społecznego, której funkcjonowanie się polepsza (pogarsza) za sprawą regulacyjnej działalności polityka. Skutki rozwojowe mogą powodować zmiany w aparacie wytwórczym (nowe techniki produkcji, eliminujące wysiłek fizyczny, nowe źródła energii), zmiany w sferze instytucjonalnej polityki (ustrój republikański, współczesny konstytucjonalizm, pluralistyczna opinia publiczna, prawa człowieka itp.). Ich zasięg może również obejmować zmiany w sferze kultury duchowej (pruska reforma systemu oświaty).
Tak więc kryterium społecznego i rodzajowego zasięgu zmian każe wyżej stawiać twórców rewolucji przemysłowej, owych często zegarmistrzów czy kowali, niż ojców klęski i zwycięstwa II wojny światowej. Z rewolucją przemysłową ludzkość weszła w nowe stadium: za sprawą nowych maszyn, technologii, materiałów możliwy był stały wzrost gospodarczy dzięki rosnącej produktywności pracy. Natomiast skutki burzy dziejowej, jaką była II wojna, trwały ok. 50 lat, łącznie z podziałem świata na dwa obozy. Dlatego w polskim panteonie narodowym bardziej eksponowane miejsca powinni zajmować ci, których czyny pozwalały skracać dystans cywilizacyjny do centrum: pionierzy modernizacji gospodarki – Antoni Tyzenhauz, Stanisław Staszic, Franciszek K. Drucki-Lubecki, Stanisław Szczepanowski, Eugeniusz Kwiatkowski.
Jednym z aspektów oceny polityka jest odpowiedź na pytanie, czy wykorzystał on w danej sytuacji wszystkie możliwości. Żeby odpowiedzieć na te pytania, znowu trzeba uciec się do analizy puli dostępnych możliwości – dających się zrealizować w istniejącej sytuacji politycznej. Może niektóre z nich byłyby efektywniejsze, gdyby polityk był bardziej przewidujący, mniej zdogmatyzowany czy przesiąknięty syndromem grupowego myślenia. To rozważania o charakterze kontrfaktycznym (co by było, gdyby…), w zasadzie nierozstrzygalne. Bo nie da się powrócić do sytuacji wyjściowej – rozegrać bitwy według innej strategii, cofnąć decyzji o krwawym stłumieniu manifestacji czy przeprowadzić w odpowiednim czasie reformy rozładowujące napięcie społeczne.
Nie znaczy to jednak, że oceniający ma pełną swobodę w wymyślaniu dowolnych przebiegów wydarzeń, bo byłoby to wówczas fantazjowanie. Ogranicza oceniającego znajomość realiów: dominujące przekonania elit władzy i rządzonych, rozporządzalne zasoby własne i przeciwników. Toteż argumentacje na rzecz realności tej czy innej alternatywy odwołują się w zasadzie do stwierdzanych faktów bądź do analogii, tzn. skutków działań, podejmowanych w takich samych warunkach.
Pouczającym przykładem może być krótka analiza decyzji o wybuchu powstania warszawskiego w 1944 r. Grono przywódcze państwa podziemnego stanęło przed następującym wyborem: a) rozpocząć powstanie w stolicy w warunkach uniemożliwiających osiągnięcie celu (co stało się jasne już pół godziny po godzinie W); b) ewakuować ze stolicy oddziały AK, rozproszyć je w lasach i czekać na dalszy rozwój sytuacji na frontach; c) uzgodnić współdziałanie z Armią Czerwoną, wspólnie z nią dojść do Berlina – zgodnie z życzeniem zachodnich sojuszników.
Różnią się one korzyściami i stratami. Pierwsza (a) przyniosła śmierć ok. 110 tys. ludności cywilnej, 800 tys. przeżyło ewakuację i tułaczkę, w boju zginęło ok. 17 tys. najofiarniejszych członków narodu. Doszło do zagłady miasta i straty zasobów kulturowych. Druga (b) również przyniosłaby straty ludzkie, ale pozostałoby niezniszczone miasto wraz z ludnością cywilną i zapleczem intelektualnym. Trzecia (c) była nierealistyczna, biorąc pod uwagę stanowisko obozu londyńskiego wobec przebiegu granicy wschodniej oraz słabą orientację ówczesnych elit przywódczych w realiach geostrategicznych (premiera Stanisława Mikołajczyka sprzymierzeni poinformowali o ustaleniach konferencji w sprawie granicy wschodniej dopiero po roku) i mylną ocenę roli ZSRR w koalicji antyhitlerowskiej. Byłaby ona jednak optymalna. Polskie siły zbrojne odegrałyby istotniejszą rolę w ostatniej fazie II wojny, ubytki na wschodzie byłyby rekompensowane zmienioną granicą na zachodzie. I najważniejsze – były szanse korekty ustroju, z włączeniem obozu demokratycznego do systemu rządów jak w Czechosłowacji.
Polityka, przypomnijmy Arystotelesa, to sztuka działania w granicach istniejących możliwości. Nie mieliśmy jednak do czynienia z artystami polityki, lecz weberowskimi fanfaronami. Przede wszystkim nie potrafili oni dostrzec novum ówczesnej sytuacji geostrategicznej. Na przeszkodzie stała wizja Polski Jagiellońskiej, trauma zbrodni katyńskiej, wciąż silne poczucie „mocarstwowości”, ale przede wszystkim odrzucanie brutalnej prawdy – rola ZSRR będzie kluczowa w tej części Europy (co było przesądzone na konferencjach moskiewskiej, teherańskiej i jałtańskiej). Dużej wyobraźni wymaga odpowiedź na pytanie, co by się stało, gdyby powstanie przebiegło zgodnie z zakładanym scenariuszem. Ta alternatywa, choć nęcąca zachowaniem ciągłości ustrojowej i politycznej, zawierała geopolityczną pułapkę. Polska demokratyczna i suwerenna miałaby kształt terytorialny Księstwa Warszawskiego – bez Kresów i prawdopodobnie z mniej korzystnym przebiegiem granicy zachodniej. Zachowanie suwerenności i demokratycznego ustroju dokonałoby się kosztem terytorium. Z rozważań tych płynie wniosek, że w tamtych warunkach miejsce, kształt terytorialny i ustrój nowej Polski były przesądzone, związane z rezultatami II wojny. Powstanie warszawskie nie mogło wpłynąć i nie wpłynęło na zasadniczy kierunek tych epokowych zmian.
Stawianie na nierealistyczne rozwiązania dyskwalifikuje polityka jako przywódcę, świadczy o braku kwalifikacji intelektualno-wolicjonalnych. Jego obsesje i fantazmaty mogą prowadzić do zamykania współobywateli w skansenie tradycjonalizmu, do hamowania procesu poszerzania wolności jednostki o prawa w dziedzinie seksualności, płci, rasy, religii. Dlatego racjonalny wyborca wybiera polityka, którego program zawiera odpowiedzi na problemy na poziome narodowym (tworzenie warunków, by gospodarka kraju przesuwała się w górę w łańcuchach produkcji i wartości dodanej), europejskim (coraz bardziej zintegrowana i demokratyczna wspólnota życia i pracy) i globalnym. Na tym poziomie polski polityk nie powinien być hamulcowym energetycznej transformacji, przeciwnie – robić, co możliwe, by planeta nie stawała się coraz większym wysypiskiem śmieci.