Nad Dnieprem nie stwierdzono przypadków SARS-CoV-2, ale wirus wywołał już skutki polityczne.
Władze Ukrainy prześcigają się w demonstracjach, że są gotowe na zaopiekowanie się ewentualnymi chorymi na Covid-19 (tak Światowa Organizacja Zdrowia nazwała chorobę wywoływaną wirusem SARS-CoV-2). Kyjiwpastrans, operator komunikacji miejskiej w stolicy, pokazał kilka dni temu, jak dezynfekuje autobusy, tramwaje i trolejbusy. „Lekarze sprawdzają temperaturę kierowców i kontrolerów przed wyjazdem w trasę i po powrocie do zajezdni” – pisze Kyjiwpastrans.
Oficjalnie wszystkie te środki są wymierzone w grypę, na którą tej zimy zmarło 48 Ukraińców. Ale urzędnicy chcą uspokoić ludzi także w kontekście koronawirusa. Podobnie jak MSW, które przekazało Służbie ds. Sytuacji Nadzwyczajnych specjalnie wyposażony śmigłowiec do transportu zakażonych. 10 marca do kraju mają dotrzeć testy, którymi będzie można w ciągu kwadransa sprawdzić w warunkach domowych, czy ktoś jest nosicielem SARS-CoV-2.
W uspokajanie obywateli zaangażowała się minister zdrowia Zoriana Skałecka. W rozmowie z Radiem Swoboda zapewniła, że szpitale są gotowe nawet na czteromiesięczną epidemię. – Wystarczy, jeśli codziennie pojawi się 100 nowych przypadków. Taka dynamika jest możliwa tylko wtedy, gdybyśmy nie podejmowali działań profilaktycznych jak kwarantanna czy ograniczenia w wychodzeniu z domów – mówiła minister.
Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ołeksij Daniłow półżartem wskazywał, że „najlepszym lekiem na koronawirusa jest cebula, słonina i czosnek”. Głos zabrał też prezydent. – W historii każdego narodu zdarzają się czasy, gdy trzeba zdać niełatwy egzamin. Jesteśmy czy nas nie ma? Jesteśmy stadem czy narodem? Mieszkańcami czy obywatelami? Historia z koronawirusem to kolejny egzamin dla społeczeństwa – mówił przed tygodniem Wołodymyr Zełenski.
Uderzenie w tak patetyczne tony miało swój kontekst. Nad Dnieprem nie stwierdzono dotychczas przypadków koronawirusa. Zachorowało pięciu obywateli: jeden w Neapolu i czterech członków załogi statku wycieczkowego „Diamond Princess”, który poddano powszechnie krytykowanej kwarantannie u wejścia do portu w japońskiej Jokohamie (zakażeni odmówili ewakuacji do ojczyzny). Mimo to w kilku miejscowościach wybuchła panika. Wszystko przez sprowadzenie zdrowych obywateli z dotkniętych epidemią Chin.
20 lutego na lotnisku w Charkowie wylądował samolot z ChRL z 72 pasażerami na pokładzie. Przed wejściem na pokład zbadano im temperaturę i wydano stroje ochronne. Po przylocie na miejsce zostali przetransportowani na 14-dniową obserwację do ośrodka medycznego Gwardii Narodowej w Nowich Sanżarach. W tej ośmiotysięcznej miejscowości w obwodzie połtawskim na środkowej Ukrainie doszło do zamieszek i starć z policją, w wyniku których rany odniosło dziewięciu policjantów i jeden protestujący.
Wcześniej władze przez dwa tygodnie nie potrafiły zadeklarować, dokąd wyślą ewakuowanych, więc podobne protesty wybuchły też w Winnikach w obwodzie lwowskim i Mikulińcach w tarnopolskim. W Galicji płonęły opony, blokowano drogi i szpitale, a nawet organizowano molebny – tak w obrządkach wschodnich są nazywane śpiewane nabożeństwa błagalne – w intencji, by ewakuowani nie trafili do tych konkretnych miejscowości. – Odrestaurujcie w strefie czarnobylskiej jakiś hotel i tam ich umieśćcie – mówiła jedna z mieszkanek Mikulińców.
Na panice próbowali grać politycy. „Dlaczego ludzi z zagrożonej strefy wiozą właśnie na Lwowszczyznę? To uznanie obwodu za najlepiej zorganizowany region z odpowiedzialnymi fachowcami czy banalna zemsta za patriotyczne, proukraińskie stanowisko podczas kampanii wyborczej?” – pytał na Facebooku Ołeh Syniutka, polityk Solidarności Europejskiej Petra Poroszenki, były szef administracji obwodu lwowskiego. Nawiązywał do wyników wyborów; obwód ze stolicą we Lwowie był jedynym, w którym w drugiej turze w 2019 r. Poroszenko pokonał Zełenskiego.
Władze zareagowały niejednoznacznie. Z jednej strony do Nowich Sanżarów wysłano transportery opancerzone, co nie pomogło w uspokojeniu nastrojów. Z drugiej minister Skałecka, aby zademonstrować, że mieszkańcom nic nie grozi, zadeklarowała, że przez pewien czas będzie mieszkać razem z ewakuowanymi. Według ostatnich badań Centrum Razumkowa rządowi nie ufa 64,5 proc. ankietowanych (choć to i tak jest lepszy wynik niż w przed zwycięstwem Zełenskiego).
Protesty pokazały, jak niskie jest zaufanie do instytucji