Wołodymyr Zełenski ogłosił rozwiązanie polsko-ukraińskich problemów historycznych już podczas pierwszej wizyty w Polsce w sierpniu 2019 r. Teraz, po pół roku, prezydenci obu krajów powtórzyli podobne słowa podczas roboczej wizyty prezydenta Ukrainy w Warszawie. A jednak trudne kwestie historyczne nadal zajmują liderów obu państw.
Na ostatniej konferencji prasowej prezydenci poświęcili sprawom przeszłości i pamięci niemal połowę posiadanego czasu. Szczególne miejsce zajęła sprawa pomnika w okolicach polskiej pogranicznej osady Monasterz. Skąd się wziął problem tego upamiętnienia i dlaczego od lat wywołuje on kolejneproblemy?
Mówiąc o historii tego miejsca, należy cofnąć się do marca 1945 r., gdy kilka kilometrów od polsko-sowieckiej granicy oddziały sotni Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) Mesnyky-2 (Mściciele 2) zostały zaatakowane przez NKWD. Sowieci przekroczyli granicę z Polską, najprawdopodobniej tropiąc pułkownika Myrosława Onyszkewycza, który przybył tu z misją objęcia dowództwa nad siłami ukraińskiego podziemia w Polsce. W starciu zginęło ok. 60 z 170 członków oddziału, co stanowiło jedną z poważniejszych porażek lokalnego zgrupowania UPA w jego kilkuletniej historii istnienia. W 1946 r. poległych pochowano we wspólnej mogile na terenie bazyliańskiego klasztoru na wzgórzu wMonasterzu.
Wydarzenie to upamiętniono po raz pierwszy w 1993 r. z inicjatywy grupy ukraińskiej młodzieży wędrującej po Roztoczu Wschodnim. Na mogile stanął żelazny krzyż z blaszaną tablicą i inskrypcją wspominającą „najpiękniejszy kwiat Ukrainy”, który „okrążyli w monasterskich lasach bolszewicy i UB”. W tym samym roku działacz mniejszości ukraińskiej Dmytro Bohusz i Związek Ukraińskich Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego przedstawili konserwatorowi zabytków prośbę o zezwolenie na ustawienie stałegopomnika.
Po pewnym czasie, gdy nie doczekano się ostatecznej odpowiedzi, rozpoczęto prace. Inicjator budowy został ukarany grzywną za samowolę budowlaną, a w 1995 r. nakazano rozebranie zaawansowanego już pomnika. W 1998 r. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa wspólnie ze Związkiem Ukraińców w Polsce uzgodniła jego nowy wariant. Dziś stoi tam upamiętnienie, które mniej więcej wpisuje się w normatyw „Protokołu uzgodnień” między tymi instytucjami, w którym ustalono, że na pomnikach członków ukraińskiego podziemia w Polsce będzie mogła znaleźć się wypracowana w wyniku kompromisu inskrypcja: „Polegli (data, miejsce) w walce za wolną Ukrainę (imiona, nazwiska, daty urodzenia i śmierci)”, a także godłoUkrainy.
Problem wrócił w 2015 r., gdy leśny pomnik został zdewastowany: tablica została pokruszona, a krzyż pomalowany w biało-czerwone barwy i symbol Polski Walczącej. W tych samych dniach zniszczono również nagrobek żołnierzy UPA w niedalekim Radrużu i… grób Stepana Bandery w Monachium. O wszystkich tych wydarzeniach często jako pierwszy informował portal Novorossia.today, organ kontrolowanych przez Kreml separatystów naDonbasie.
Wydarzenia te, a przede wszystkim rozebranie pomnika w miejscowości Hruszowice pod Przemyślem, stały się kością niezgody między polskimi władzami a ekipą poprzedniego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki. Ta – w ramach reakcji – zdecydowała o wprowadzeniu moratorium na ekshumacje Polaków poległych na Ukrainie, co doprowadziło do poważnego kryzysu między obomakrajami.
Gdy prezydentem został Wołodymyr Zełenski, stosunki uległy odmrożeniu. Polityk ten mniej zależy od prawicowego elektoratu i mógł sobie pozwolić na bardziej elastyczną postawę w tematach związanych z pamięcią historyczną. W sierpniu 2019 r. w Warszawie złożył polskiej stronie obietnicę wydania zezwolenia na dokonywanie ekshumacji – i w niedługim czasie została ona zrealizowana. Ukraiński lider zrobił wówczas pierwszy krok, oczekując jednak polskiej odpowiedzi. Odnowienie wysoce kontrowersyjnego upamiętnienia w Hruszowicach, na którym ambicjonalnie zależało ekipie Petra Poroszenki, było trudne do zrealizowania dla strony polskiej. Stąd też pomysł wzięcia na warsztat pomnika wMonasterzu.
Spełniał on wiele warunków potencjalnej legalności: upamiętniał konkretne osoby pochowane w danym miejscu, w dodatku żołnierzy, którzy zginęli w walkach z siłami sowieckimi, a nie z polskim podziemiem. Zasad tych raczej nie spełniał monument w Hruszowicach, który w inskrypcji odnosił się do ogółu sił UPA walczących na terenie Polski. Co ciekawe, oba monumenty były ze sobą powiązane: na jednym ze spotkań komisji sejmowej w 1995 r. Dmytro Bohusz miał powiedzieć: „Mając gorzkie doświadczenie z odmową wydania zezwolenia w Werchracie-Monasterzu, budowaliśmy bez zezwolenia wHruszowicach”.
Jednak dyskusje o pomniku w Monasterzu w ostatnich miesiącach się przeciągały, a wojewoda podkarpacki wydała negatywną decyzję dotyczącą możliwości jego naprawy. Tuż przed wizytą prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w Polsce, podczas której można by oczekiwać jakichś deklaracji w tej sprawie, w tym miejscu doszło do kolejnego aktu dewastacji. Tablica została wyrwana i wyrzucona do rowu. Stąd temat pojawił się w rozmowach głów państw: ukraiński prezydent oznajmił podczas konferencji prasowej, że polska strona odnowi i obejmie opieką pomnik w Monasterzu. Sprawa jest jednak niejednoznaczna, gdyż deklaracja ta nie padła jasno ze strony AndrzejaDudy.
Trzeba przyznać, że waga tego miejsca, rola potyczki UPA z NKWD z marca 1945 r., nie jest znacząca dla ukraińskiej pamięci, a nawet dla historii ukraińskiego podziemia lat 40. Ma znaczenie lokalne, w przeciwieństwie do międzynarodowych problemów, które narosły wokół problemu jej upamiętnienia. Gest ze strony polskiej, który pokazałby symboliczną równorzędność pomiędzy – podobno strategicznymi – partnerami, z pewnością byłby dobrze odebrany nadDnieprem.
Monasterz ze względu na związek z UPA nie jest może obiektem idealnym, ale o wiele lepszym niż kontrowersyjne Hruszowice. Już w 1998 r. wszak Andrzej Przewoźnik, ówczesny sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, mówił, że sprawa tego pomnika „nie jest wcale trudna do rozwiązania przy odrobinie dobrej woli”. Zamknięcie wojny o pomniki ciągnącej się od kwietnia 2017 r., a według deklaracji prezydentów wyzerowanej niemal pół roku temu, mogłoby być oznaką sprawności obu administracji i z pewnością ułatwiłoby normalizację w stosunkach Polski zUkrainą.
Już w 1998 r. Andrzej Przewoźnik, ówczesny sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, mówił, że sprawa tego pomnika „nie jest wcale trudna do rozwiązania przy odrobinie dobrej woli”