Policjanci i strażacy weszli w czwartek na otoczony przez policję od 11 dni kampus Uniwersytetu Politechnicznego (PolyU) w Hongkongu, by zebrać dowody i usunąć niebezpieczne materiały. Wcześniej barykadowali się tam uczestnicy prodemokratycznych protestów.

Policja zablokowała dostęp do kampusu PolyU w dzielnicy Hung Hom na półwyspie Koulun 17 listopada. Wówczas przez mniej więcej dwie doby trwały tam brutalne starcia; demonstranci rzucali koktajle Mołotowa, a policja używała gazu łzawiącego, gumowych kul i armatek wodnych.

W czwartek rano na teren uczelni wszedł ok. 100-osobowy zespół, złożony m.in. z policjantów, negocjatorów, saperów, psychologów, ratowników medycznych i strażaków – przekazały lokalne media.

Przedstawiciel policji Chow Yat-ming zapewnił, że w grupie nie ma funkcjonariuszy z oddziałów prewencyjnych. Jeśli w środku znajdują się jeszcze jacyś demonstranci, policja postara się ich przekonać, by najpierw zgłosili się po pomoc medyczną, a nie zostaną natychmiast aresztowani – dodał.

Zadaniem zespołu jest usunięcie z kampusu niebezpiecznych substancji, takich jak materiały wybuchowe używane przez demonstrantów, oraz zebranie dowodów. Biorąc pod uwagę rozmiar kampusu, ciężko jest przewidzieć, ile to potrwa – zaznaczył Chow.

Od starć z 17 listopada teren uczelni opuściło według władz około 1,1 tys. osób. Większość z nich zatrzymano, ale nieletnim zezwolono na powrót do domów po uprzednim spisaniu ich danych osobowych. W czasie oblężenia niektórym demonstrantom udało się uciec z kampusu po linie.

Część protestujących odmówiła jednak wyjścia w obawie przed aresztowaniem i – jak twierdzili demonstranci – brutalnym potraktowaniem przez policję. Obecnie nie jest jasne, ile osób może wciąż pozostawać na terenie uczelni.

We wtorek i środę kampus przeszukiwała grupa powołana przez władze uczelni i natrafiła tam tylko na jedną kobietę, która odmówiła opuszczenia uniwersytetu. Później zamaskowany uczestnik protestów, przedstawiający się jako Ah Bong, przekazał jednak publicznej stacji RTHK, że w środku wciąż przebywa około 20 demonstrantów.

W Hongkongu od czerwca trwają masowe antyrządowe protesty, a w ostatnich miesiącach na ulicach regularnie dochodziło do starć z policją i aktów wandalizmu. Demonstranci domagają się m.in. demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie działań policji. Popierana przez rząd centralny w Pekinie szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam wykluczyła jednak ustępstwa.

Miażdżące zwycięstwo opozycji demokratycznej i porażka obozu prorządowego w niedzielnych wyborach do rad dzielnic Hongkongu zostały powszechnie odebrane jako dowód na duże poparcie społeczne dla protestów.