Od prezydent Zuzany Čaputovej zależy, czy politycy w jej kraju otrzymają nieskrępowany wstęp na łamy wszystkich gazet.
Parlament w Bratysławie uchwalił niedawno tzw. prawo do odpowiedzi, obejmujące polityków i urzędników państwowych. Każdy, kto uzna, że dotyczący go materiał w słowackich mediach jest niezgodny z prawdą albo zawiera treści, które naruszają jego godność czy prawo do prywatności – będzie mógł napisać odpowiedź. Jej publikacja będzie obowiązkowa, pod groźbą kary, która może sięgnąć niemal 5 tys. euro.
Takie przepisy wprowadza nowelizacja prawa prasowego zgłoszona przez posłów Smer, największej partii słowackiej koalicji rządzącej. Staną się prawem, jeśli ustawę podpisze prezydent Zuzana Čaputová. By tego nie robiła, zaapelowała międzynarodowa organizacja Reporterzy bez Granic. „Wzywamy prezydent Słowacji do skorzystania z jej prawa weta i odrzucenia tych poprawek, które mogą prowadzić do nadużyć” – podkreśla Pauline Adès-Mével, szefowa biura Reporterów bez Granic na Unię Europejską i Bałkany.
Na razie politycy, podobnie jak inni obywatele, mogą korzystać na Słowacji z instytucji sprostowania. W przeszłości mieli już jednak większe uprawnienia. W 2008 r. – za rządów Smer – uchwalono poprzednią wersję prawa do odpowiedzi. Zostało ono zlikwidowane w 2011 r., gdy stery państwa przejęła centroprawica.
„W czasach, gdy media wciąż ujawniają informacje o zabójstwie Jána Kuciaka, które mogą mieć wpływ na niektórych polityków, istotne jest, aby żaden z nich nie był w stanie blokować wolności przepływu wiadomości” – argumentuje Pauline Adès-Mével. Do zabójstwa reportera portalu Aktuality.sk (Ringier Axel Springer) doszło w lutym ub.r. Rozpracowywał on niejasne powiązania ludzi premiera Roberta Ficy. Zabójstwo wywołało największe po 1989 r. protesty społeczne na Słowacji. W połowie marca ub.r. Fico podał swój gabinet do dymisji. Smer i koalicjanci zachowali jednak władzę, a Fico kontrolę nad państwem.
Jak stwierdzają Reporterzy bez Granic, szef największego ugrupowania w kraju wypowiedział dziennikarzom „wojnę”, w której sekundują mu partyjni koledzy. Odnosząc się do nowelizacji prawa prasowego, rząd w Bratysławie stwierdził, że „zgodnie z Europejską Konwencją Praw Człowieka wolność wypowiedzi nie jest absolutna i państwo może w pewnych okolicznościach w nią ingerować”. Jednak rozpoczęta w czerwcu br. prezydentura Čaputovej – krytycznej wobec układów oligarchicznych – wzbudziła nadzieję na zmianę podejścia do mediów.
Słowacja od kilku lat spada w rankingu wolności mediów od lat tworzonym przez Reporterów bez Granic. Jeszcze w 2016 r. zajmowała 12. pozycję, rok później była 17., potem 27., a w tegorocznym zestawieniu plasuje się na 35. miejscu. Jeszcze gorzej wypadają sąsiednie państwa. Czechy w trzy lata spadły z 21. na 40. miejsce, a Węgry z 67. na 87. Wspólnym problemem krajów regionu jest poziom klasy politycznej – czego przykładem jest prezydent Czech Miloš Zeman zapraszający dziennikarzy do saudyjskiej ambasady – oraz to, że media znalazły się tam w rękach wąskiej grupy ludzi związanych z partiami rządzącymi. „W ostatnich latach słowackie media, które wcześniej były własnością wiodących międzynarodowych firm medialnych, zostały przejęte przez lokalnych oligarchów, których zainteresowania biznesowe nie obejmowały dotychczas dziennikarstwa” – stwierdzają w tegorocznym raporcie Reporterzy bez Granic. „Zagrożona jest także niezależność publicznego nadawcy radiowego i telewizyjnego, który w ostatnich latach stał się symbolem uczciwości dziennikarskiej” – ostrzegają.
Najgorsza sytuacja jest na Węgrzech, gdzie związani z rządzącym Fideszem biznesmeni w prasie, internecie, radiu i telewizji kontrolują ponad 500 redakcji. Z kolei dwie największe czeskie gazety („Lidove Noviny” i „Mlada Fronta Dnes”), kilka portali internetowych, radio i kanał telewizyjny należą do premiera Andreja Babiša.
W Grupie Wyszehradzkiej sprzyjający władzy biznesmeni nie zdominowali mediów prywatnych jeszcze tylko w Polsce. Spadek w rankingu (z 47. w 2016 r. na 59. w br.) zawdzięczamy przede wszystkim silnemu wpływowi polityków na media publiczne.