Przed poznańskim sądem rozpoczął się proces siedmiu kibiców Lecha Poznań, którzy w maju ubiegłego roku wbiegli na boisko doprowadzając do przerwania meczu piłkarskiej ekstraklasy poznańskiej drużyny z Legią Warszawa. Tylko jeden z nich przyznał się do winy.

W spotkaniu ostatniej 37 kolejki ekstraklasy sezonu 2017/18 Lech podejmował walczącą o mistrzowski tytuł Legię. W 77. minucie przy stanie 2:0 dla gości z trybuny zajmowanej przez najbardziej zagorzałych kibiców poznańskiej drużyny na murawę poleciały race i świece dymne. Sędzia przerwał zawody, piłkarze opuścili murawę. Sympatycy miejscowej drużyny zaczęli napierać na ogrodzenie i po chwili kilkudziesięciu z nich wbiegło na boisko. Do akcji wkroczyło ok. 200 policjantów, którzy przegonili chuliganów z powrotem na sektor i opanowali sytuację.

Ostatecznie wojewoda wielkopolski oraz delegat PZPN podjęli decyzję o przerwaniu spotkania i zakończeniu imprezy masowej. Komisja Ligi Ekstraklasy SA przyznała gościom walkower 3:0, co oznaczało, że zdobyli mistrzostwo kraju. Wojewoda nałożył na poznański klub karę w postaci zakazu udziału publiczności w ośmiu meczach (ligowych i europejskich pucharów). Ostatecznie zmniejszona ona została do trzech.

Policja zatrzymała ok. 30 uczestników zamieszek. W trakcie postępowania przygotowawczego zarzuty usłyszało siedmiu z nich.

Prokuratora zarzucała oskarżonym o m.in napaść na funkcjonariuszy policji, poprzez rzucanie w nich elementami ogrodzenia, wtargnięcie na boisko, używanie środków pirotechnicznych oraz kominiarek i kombinezonów ochronnych w celu uniemożliwienia identyfikacji.

Na ławie oskarżonych zasiadł m.in. Piotr K. ps. "Klima", który wówczas kierował dopingiem na trybunie numer dwa. Jemu prokurator zarzucił podżeganie kibiców do przerwania meczu poprzez zachęcanie ich do wdarcia się na płytę boiska oraz do rzucania rac i innych środków pirotechnicznych, co stanowiło zagrożenie dla uczestników meczu. Nie przyznał się on stawianych mu zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Sędzia odczytał jego zeznania złożone w śledztwie. K. zaprzeczał, że wniósł na stadion środki pirotechniczne i nie rzucał nimi.

"To nieprawda, że nawoływałem do zakładania kominiarek. Wiem przecież, że one są zabronione. Nie wiem też, kto brał udział w niszczeniu płotu, gdyż było zbyt duże zadymienie. Moją intencją było, by nie doszło do eskalacji konfliktu. W tym czasie kibice wbiegli jednak na murawę. Nawet nie wiedziałem ile to było osób" - mówił podczas przesłuchania.

Jeden z oskarżonych przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze. Inni przyznawali się tylko do wbiegnięcia na boisko bądź posiadania kominiarek. Jeden z nich tłumaczył, że wdarł się na boisko pod wpływem emocji. "Chciałem symbolicznie pokazać mój protest przeciwko postawie piłkarzy. Nie miałem zamiaru przerywać meczu, bo cały czas liczyłem, że Lech pokona Legię" - mówił przed sądem Marcin K.

Inny z oskarżonych też przyznał się jedynie do wtargnięcia na murawę. "Byłem sfrustrowany tym sezonem. Wbiegłem pod wpływem emocji" - przyznał Bartosz S.(PAP)

autor: Marcin Pawlicki