Warszawa jeszcze przed rozmowami w Brukseli zapowiedziała, że nie podpisze się pod neutralnością klimatyczną UE do 2050 r. Tym razem wynik 24:4. Wsparły nas Czechy, Węgry i Estonia.
Potwierdziły się ubiegłotygodniowe informacje DGP: Polska nie zgodziła się na unijne propozycje dotyczące zaciskania pasa w sprawach ochrony klimatu. Na naszych łamach zapowiedział to w miniony wtorek wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański. Na brukselskim szczycie stanowisko Polski potwierdził premier Mateusz Morawiecki i to jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek rozmów. Morawiecki powiedział, że porozumienie paryskie (dokument z 2015 r. ustalający, że świat nie może dopuścić do wzrostu temperatury o więcej niż 2 st. Celsjusza w perspektywie 2100 r.) wyznacza obowiązujące cele klimatyczne i na ich zaostrzenie nie dajemy zgody. Zdaniem premiera muszą być ściśle określone warunki dotyczące ewentualnych mechanizmów kompensacyjnych dla państw członkowskich, konkretnych regionów i branż.

Ukarzą nas przy ustalaniu budżetu?

Unijni przywódcy mieli wyznaczyć na zeszłotygodniowym spotkaniu ambitniejsze cele klimatyczne dla Europy w ramach przygotowań do wrześniowego szczytu klimatycznego ONZ. Teoretycznie do rozmowy na ten temat liderzy państw UE mogliby powrócić na kolejnym spotkaniu, zaplanowanym na 30 czerwca. Zostało ono zwołane przez szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska, by przełamać klincz w sprawie obsady najwyższych stanowisk w UE po majowych wyborach do europarlamentu. Zdaniem Michała Kurtyki, wiceministra środowiska i prezydenta grudniowego szczytu klimatycznego COP24 w Katowicach, tematy klimatyczne nie będą już jednak poruszane przed wrześniowym szczytem ONZ. – Chcemy, by o ambitniejszej polityce klimatycznej w perspektywie 2050 r. rozmawiać już z nowo wybraną Komisją Europejską – podkreśla.
– Zablokowanie konkluzji Rady Europejskiej to oznaka słabości, nie siły – uważa Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa Forum Energii. – Sztuką jest osiągnięcie kompromisu, weto jest oznaką bezsilności. Premier Morawiecki, obejmując urząd, deklarował, że polityka klimatyczna nie jest już problemem dla Polski. Widać, że transformacja energetyczna postępuje. Potrzebujemy zmiany miksu energetycznego, bo importujemy coraz więcej węgla, prąd jest coraz droższy, a poza tym Polska jest spowita gęstym smogiem – dodaje. W jej ocenie praktyczny skutek Rady jest taki, że cała UE na corocznym zgromadzeniu ogólnym ONZ nie będzie miała nic do powiedzenia. Jak podkreśla szefowa Forum Energii, zablokowanie ambitniejszych celów klimatycznych osłabi pozycję Polski w dyskusji o budżecie unijnym i obsadzaniu kluczowych stanowisk.
Michał Kurtyka podkreśla jednak, że Polska niczego nie zablokowała. – Nasi unijni partnerzy znali polskie stanowisko przed szczytem. To nie jest blokowanie ambitnych planów, a potrzeba dodatkowego czasu i środków na przystosowanie się Polski do niezbędnych zmian. Tak jak podkreślał premier Morawiecki, jesteśmy zwolennikami ambitnej i innowacyjnej polityki klimatycznej, to dla nas bardzo ważny element rozwoju Polski – mówi DGP wiceminister środowiska.

Teraz zastanawiają się, jak obejść weto

Zamiast 2050 r., który został wykreślony z wniosków końcowych unijnego szczytu, zapisano w nich odniesienie do celów z porozumienia paryskiego. W przypisie znalazło się jednak zdanie, że dla znaczącej większości krajów członkowskich 2050 r. ma być momentem dojścia do neutralności klimatycznej.
Komentując wyniki szczytu Wendel Trio, dyrektor Climate Action Network (CAN) Europe powiedział, że trudno uwierzyć, że „cztery rządy, kierując się wąskimi interesami przemysłu, odniosły sukces w opozycji do szeroko popieranego i bardzo potrzebnego wzrostu ambicji klimatycznych UE”. – Przywódcy UE muszą pilnie powrócić do stołu negocjacyjnego na kolejnym posiedzeniu Rady, aby obejść weto przed wrześniowym szczytem ONZ w sprawie klimatu – powiedział.

Przenieść emisję na wschodnią stronę

Kurtyka jest spokojny o unijny cel redukcji emisji CO2 o minimum 40 proc. do roku 2030. – Już dziś jesteśmy gotowi na 45 proc., więc nawet jeśli dojdzie do brexitu, to cel zostanie wykonany – przekonuje. Zapytany o to, czy polskie weto było też związane z zagrożeniami wycofania się z naszego kraju zagranicznych inwestorów (ArcelorMittal, największy producent stali na świecie, już zapowiedział wygaszenie części produkcji), przyznał, że premier w Brukseli mówił o tym wprost. – Jeśli przemysł ucieknie za wschodnią granicę, to nie będzie to redukcja emisji CO2, tylko jej przeniesienie w inny rejon. W efekcie może nastąpić nawet jej wzrost – ostrzega Kurtyka.
Potrzebujemy zmiany miksu energetycznego, bo prąd drożeje
Klincz w sprawie nazwisk, europarlament podzielony
Podczas szczytu w Brukseli przywódcom nie udało się porozumieć również w sprawie tego, kto zostanie nowym szefem Komisji Europejskiej. Tu wynik jest o wiele mniej oczywisty niż 24 do czterech. Co najmniej 10 krajów członkowskich stoi murem za francuskim prezydentem Emmanuelem Macronem, który blokuje kandydaturę Manfreda Webera, niemieckiego polityka, wysuwanego na najwyższe w Brukseli stanowisko przez zwycięską w wyborach Europejską Partię Ludową. Webera wspiera kanclerz Angela Merkel, która także ma silny front w Radzie Europejskiej. To impas, którego nie rozwiązałoby również głosowanie. Zazwyczaj szef KE wybierany jest przez szefów rządów jednomyślnie, ostatecznością jest podejmowanie decyzji większością kwalifikowaną.
– Wydaje się, że Merkel jest pogodzona z tym, że wspierany przez nią kandydat jest już poza wyścigiem. By wyjść z tego z twarzą, Merkel najprawdopodobniej zawetuje pozostałych spitzenkandidatów, dlatego szanse Fransa Timmermansa i Margrethe Vestager również są niewielkie – mówi DGP Christopher Gatz, ekspert z Instytutu Friedricha Eberta w Berlinie, który nawiązuje do kandydatów wystawionych przez dwie pozostałe najsilniejsze rodziny polityczne w Europie: socjalistów i liberałów. W ocenie Gatza szanse na przejęcie fotela po Junckerze, obecnym szefie KE, są również małe w przypadku Michela Barniera, którego gotów jest wesprzeć Macron. – Najbardziej prawdopodobny wynik tej rywalizacji jest taki, że posada przypadnie osobie kompletnie przez nikogo niespodziewanej – mówi Gatz.
Donald Tusk chciał, by nazwisko kandydata zostało ustalone, zanim na początku lipca zbierze się nowy Parlament Europejski. W ten sposób udałoby się uniknąć sytuacji sprzed pięciu lat, gdy Juncker został de facto wskazany przez izbę szefom państw i rządów, którzy wtedy także nie mogli dojść do porozumienia. Dzisiaj jednak szanse na to, że to europarlament zdecyduje o obsadzie KE, są małe.
Izba jest bowiem jeszcze bardziej podzielona niż szefowie państw i rządów. To pokłosie wyborów, w których koalicja chadeków i socjalistów, rządząca UE od 40 lat, straciła większość. Weber w ostatnich tygodniach zabiegał o wsparcie Zielonych, jednak bezskutecznie. Wszystko wskazuje na to, że impas w Strasburgu może być więc większy niż ten w Brukseli.
Kwestią, co do której przywódcy byli jednomyślni na szczycie, są sankcje wobec Rosji nałożone w związku z aneksją Krymu. Liderzy 28 krajów członkowskich zgodnie przedłużyli obostrzenia. To pokazuje, że wspierający Kreml eurosceptycy, którzy zapowiadali złagodzenie kursu wobec Moskwy po wyborach europejskich, na razie nie mają w tej sprawie mocy sprawczej.