Szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer oceniła, że "złym sygnałem na przyszłość" była nieobecność prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i wicemarszałków Sejmu: Ryszarda Terleckiego i Beaty Mazurek, w czasie, kiedy Sejm uczcił minutą ciszy pamięć Pawła Adamowicza.

Na prośbę lidera PO Grzegorza Schetyny posłowie uczcili w środę minutą ciszy pamięć zmarłego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, odmówili też modlitwę w jego intencji. Na sali obrad był obecny premier Mateusz Morawiecki oraz członkowie Rady Ministrów; nie było m.in. prezesa PiS oraz wicemarszałków Sejmu: Beaty Mazurek i Ryszarda Terleckiego.

Lubnauer pytana przez PAP, jak interpretuje nieobecność prezesa PiS oraz wicemarszałków z PiS powiedziała: "Są takie momenty, w których polityk powinien zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności za cały naród, a chyba temu narodowi, Polakom w tej chwili niczego tak bardzo nie brakuje, jak wspólnoty. I ta wspólnota jest potrzebna, więc prezes Jarosław Kaczyński i pan marszałek Ryszard Terlecki (oraz Mazurek) mieli obowiązek dzisiaj być na sali w momencie, w którym wszyscy chcieliśmy minutą ciszy uczcić pamięć prezydenta Pawła Adamowicza. Nie rozumiem tego, a tłumaczenie, że się spóźnił jest o tyle niewiarygodne, że pamiętajmy, że w Sejmie nic się nie dzieje bez woli i zgody PiS".

Wcześniej do tej sytuacji odniosła się rzeczniczka PiS Beata Mazurek. "Spóźnienie na dzisiejsze posiedzenie Sejmu to czysty przypadek, proszę nie doszukiwać się w tym drugiego dna. Takie sytuacje niestety już się zdarzały i pewnie wszystkim mogą się zdarzyć - szczególnie dziennikarze pracujący tu w Sejmie doskonale o tym wiedzą" - napisała na Twitterze Mazurek.

Lubnauer zauważyła, że jeżeli prezes Kaczyński "rzeczywiście chciałby być (na sali sejmowej, w czasie gdy Sejm uczcił pamięć Adamowicza), a jednocześnie spóźniał się z powodu na przykład korków, to w każdej chwili mógł zadzwonić do marszałka Sejmu, żeby jeszcze o kwadrans opóźnić początek posiedzenia Sejmu". Zwróciła przy tym uwagę, że środowe posiedzenie Sejmu i tak zaczęło się o 10.15, a nie o 10.00. "W związku z tym nie było żadnych przeszkód, żeby zacząć posiedzenie o 10.30, jeżeli była taka potrzeba, nawet o 10.45" - dodała.

Pytana jak jej zdaniem ta sytuacja może być odebrana przez społeczeństwo, szefowa Nowoczesnej powiedziała: "Dzisiaj był czas, żeby Jarosław Kaczyński był na sali sejmowej, bo wtedy by pokazał, że jemu też zależy na tym, żeby odbudować wspólnotę i zakopywać te podziały, które mamy w tej chwili w społeczeństwie". W jej ocenie, musimy sobie zdać sprawę, że w dużym stopniu za to, czy to się uda, czy nie, odpowiada Prawo i Sprawiedliwość, dlatego że - jak podkreśliła - zawsze władza odpowiada za sposób organizowania debaty publicznej.

"To oni odpowiadają za media publiczne, oni odpowiadają za to, w jaki sposób mamy zorganizowaną debatę publiczną, oni odpowiadają za to wszystko, co się dzieje w państwie. W związku z tym ta nieobecność jest złym sygnałem na przyszłość, złym sygnałem na to, czy uda się te spory jakoś tam łagodzić i zagaszać. Obym się myliła" – powiedziała szefowa Nowoczesnej.

W niedzielę wieczorem prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany nożem w centrum miasta przez 27-letniego Stefana W., który podczas finału WOŚP wtargnął na scenę. Samorządowiec trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdzie w poniedziałek po południu zmarł. Adamowicz zostanie pochowany w sobotę w Bazylice Mariackiej w Gdańsku.