Po każdej strzelaninie pojawiają się żądania, by National Rifle Association powróciła do swoich korzeni. Jednak nic to nie daje – rządzą związkiem i uczynili z niego tak potężną siłę, że muszą się z nią liczyć politycy
Magazyn 17.11 / Dziennik Gazeta Prawna
Centrala National Rifle Association (NRA, Krajowego Związku Strzeleckiego) w Fairfax w stanie Wirginia to wielki (pracuje tu ponad 1 tys. osób), nowoczesny biurowiec pokryty taflami niebieskiego szkła. O tym, że trafiliśmy pod właściwy adres, informuje wielki, widoczny z daleka czerwony napis „NRA” na środkowej części budowli. Nigdzie na jej fasadzie nie znajdziemy jednak śladu po informacji, że NRA to zrzeszenie patronujące „nauce bezpiecznego strzelania, treningom snajperskim, strzelectwu rekreacyjnemu” („firearms safety education, marksmanship training, shooting for recreation”). W przeszłości napis ten umieszczano na każdym budynku należącym do organizacji.
Po przekroczeniu progu powita nas za to inne hasło, z którego związek zrobił swoje nowe motto. Na obitej drewnem ścianie można przeczytać: „The right of the people to keep and bear arms shall not be infringed” („Nie wolno ograniczać praw ludu do posiadania i noszenia broni”). To Druga Poprawka do konstytucji – a właściwie tylko jej część, bo pominięto kluczowe słowa o tym, że prawo to nie jest dane wszystkim. W całości Druga Poprawka brzmi: „A well regulated Militia, being necessary to the security of a free State, the right of the people to keep and bear Arms, shall not be infringed” („Nie wolno ograniczać praw ludu do posiadania i noszenia broni, gdyż bezpieczeństwo wolnego stanu wymaga dobrze wyszkolonej milicji” – według przekładu Bibliteki Sejmowej).
Po każdej strzelaninie w USA (do ostatnich doszło 1 października w Las Vegas – zginęło 59 osób, i 5 listopada w Sutherland Springs – zabitych zostało 26 osób) pojawiają się żądania, by NRA – promująca prawo do noszenia broni przez wszystkich Amerykanów – powróciła do swoich korzeni. Jednak nic to nie daje –związkiem rządzą spadkobiercy ludzi, którzy dokonali w nim w 1977 r. tzw. rebelii z Cincinnati. I którzy uczynili z NRA tak potężną siłę, że muszą się z nią liczyć politycy.
A ważna była edukacja
Zacznijmy od siły politycznego wpływu National Rifle Association, bo to z nim dziś najbardziej kojarzy się ta organizacja – wpływu mierzonego dolarami. Szacuje się, że lobby NRA na Kapitolu jest trzecie pod względem zasobów finansowych, po Wielkiej Farmacji (Big Pharma, koncerny farmaceutyczne) i Wielkiej Ropie (Big Oil, naftowi giganci). Pieniądze, którymi dysponuje związek, pochodzą ze składek członkowskich (40 dol. miesięcznie lub 1,5 tys. dol. jednorazowo za członkostwo dożywotnie) oraz czerpane są ze współpracy z branżą zbrojeniową. Według Federal Election Commission (FEC, Federalna Komisja Wyborcza) w 2016 r. NRA wydała na kampanie polityczne 54 mln dol.
Na dodatek sponsorzy i sympatycy chcący finansowo wesprzeć związek mają spore pole manewru, bo NRA to w istocie kilka organizacji w jednej. Pierwsza to NRA Institute for Legislative Action (Instytut NRA ds. działań ustawodawczych) – główne ramię lobbingowe stowarzyszenia utrzymujące kadrę w Waszyngtonie, odpowiedzialne także za kampanie polityczne oraz koordynację działań z innymi „wolnościowymi” ruchami. Druga organizacja to NRA Foundation (Fundacja NRA) – zajmująca się zbieraniem datków, ma status organizacji charytatywnej. W 2016 r. (dane FEC) zebrała prawie 102 mln dol. Mocno związana z fundacją jest trzecia „odnoga” – NRA Civil Defense Fund (Fundusz NRA na rzecz prawa obywateli do posiadana broni), działa pro bono, promując Drugą Poprawkę. To również organizacja charytatywna, która w 2015 r. zebrała prawie milion dolarów (na jej kontach jest 4,4 mln dol.). I wreszcie trzon organizacji, samo NRA – stowarzyszenie strzeleckie, klub towarzyski, agencja reklamowa, telewizja (NRA TV – jej slogan reklamowy to: „The Truth is Under Fire”, czyli „Prawda jest pod obstrzałem”) oraz biuro pośrednictwa między producentami broni i amunicji a klientami. Według zeznania podatkowego za 2015 r. organizacja zarobiła 336 mln dol., z czego 165,5 mln pochodziło ze składek członków.
Ale o skuteczności działań NRA tylko częściowo decydują sumy zostawiane przez lobbystów w gabinetach polityków. Stoi za nią też liczba członków stowarzyszenia: według oficjalnych statystyk jest ich 5 mln. Jednak wiele instytucji badawczych, w tym renomowany Pew Research Center, wskazuje, że mówiąc o „bazie” NRA, koniecznie trzeba brać pod uwagę wszystkich sympatyków ideologii promowanej przez stowarzyszenie – po prostu wiele osób nie zapisuje się do związku, bo nie chce płacić składek. A wtedy można już mówić o liczbie co najmniej dwukrotnie większej, czyli nawet o 10 proc. dorosłej populacji USA.
Z czego wynika niebywała lojalność członków wobec stowarzyszenia, przekładająca się na ich aktywność polityczną? Zwolennik związku to posiadacz broni przekonany, że Druga Poprawka gwarantuje mu prawo do jej posiadania, zaś wszelkie działania mające na celu ograniczenie dostępu (zwłaszcza w wydaniu rządowym) są łamaniem praw obywatelskich. Zaś NRA traktuje jako część swojej rodziny, do czego związek go zachęca, promując się hasłem o „patriotycznym braterstwie”.
NRA organizuje więc dla swoich członków i fanów nie tylko szkolenia, zawody oraz wyprawy łowieckie, nie tylko gwarantuje im dostęp do strzelnic, których posiada tysiące w całym kraju, ale urządza dla nich również pikniki, wycieczki z atrakcjami dla całych rodzin, utrzymuje dla nich nawet kancelarie prawne, w których za porady nie trzeba płacić. Ponadto członkowie związku mogą korzystać z „ekskluzywnych” klubów degustatorów win, mają zniżki na kupno nieruchomości, samochodów, polis ubezpieczeniowych, specjalnie dla nich biura turystyczne przygotowują oferty, mają tańsze wejściówki do parków narodowych, wreszcie mogą korzystać z atrakcyjnie oprocentowanych kart kredytowych VISA NRA.
Zamiast więzów krwi „rodzinę” cementuje ideologia. Budowana z jednej strony przez poczucie zagrożenia ze strony sił zewnętrznych – głównie liberałów, z drugiej – przez promowany przez stowarzyszenie pogląd, że posiadacze broni to ostatni prawdziwi patrioci kultywujący tradycyjne amerykańskie wartości tępione przez elity. W zamian za korzystanie z oferowanych dobrodziejstw stowarzyszenie oczekuje lojalności i mobilizacji do działania, jeśli zajdzie taka potrzeba. Za ową potrzebę uważa się nie tylko ataki na kongresmenów popierających zaostrzenie prawa dotyczącego broni, ale też popieranie w wyborach tych polityków, którzy Drugą Poprawkę rozumieją tak jak zarząd NRA.
Wreszcie o sile NRA decyduje także fakt, że organizacja nie posiada poważnych przeciwników. Jej główny rywal Brady Campaign to Prevent Gun Violence wydaje na lobbing 200 tys. dol. rocznie. Ostatnio na liczącego się lobbystę wyrasta Everytown for Gun Safety, organizacja założona przez byłego burmistrza Nowego Jorku Micheala Bloomberga, ale nawet jej wydatki – ok. 2 mln dol. rocznie – są niczym w porównaniu z zasobami związku strzeleckiego.
Żadne ze stowarzyszeń walczących o większą kontrolę nad bronią nie wspiera też w wydatny sposób kampanii politycznych, nie mówiąc o tym, by organizowało akcje wymierzone w oponentów – a właśnie w tym NRA jest specjalistą. Podczas kampanii wyborczej w 2012 r. wydało 9,7 mln dol. na zwalczanie Baracka Obamy i wsparło 2 mln dol. Mitta Romneya. Rok temu na ataki na Hillary Clinton związek przeznaczył 19,7 mln dol., podczas gdy przyjaciel NRA Donald Trump otrzymał od niego 9,6 mln dol. wsparcia (dane za CNN).
Puczyści z Cincinnati
Czy NRA zawsze było tak politycznie zaangażowane? – Związek w formie, jaką dziś przyjął, wyrósł z politycznej zawieruchy lat 60. i 70. ubiegłego wieku – mówi Joan Burbick, ekspertka ds. broni i polityki z Washington State University, autorka wielu publikacji na ten temat. – Pewna grupa aktywnych politycznie osób uznała ruch na rzecz praw obywatelskich (civil rights) za zagrożenie dla swoich wpływów i zaczęła go portretować jako ruch na rzecz społecznych zamieszek (civil riots). Pojawiły się wtedy postulaty, że biała klasa średnia musi bronić siebie i swoich domów i że potrzebuje do tego broni. Z czasem broń stała się symbolem wolności politycznej, zwłaszcza dla grupy białych mężczyzn, którzy wszelkie próby wprowadzenia ostrzejszych przepisów uznali za zamach na swoje obywatelskie wolności.
Prześledźmy historię organizacji, by lepiej zrozumieć zmiany, jakie zadecydowały o jej współczesnym obliczu. National Rifle Association powstaje w 1871 r. z inicjatywy redaktora naczelnego pisma „Army and Navy Journal” Williama Churcha oraz kpt. George’a Wingate’a. Stało się odpowiedzią na dochodzenie, które wykazało, że z powodu wyjątkowo kiepskich umiejętności strzeleckich żołnierzy Północy podczas wojny secesyjnej budżet państwa został bardzo mocno nadwyrężony, bo musiano kupować ogromne ilości amunicji. Za cel związek stawia więc sobie szkolenie żołnierzy, myśliwych, sportowców oraz edukację na rzecz bezpiecznego obchodzenia się z bronią, w tym współpracę z młodzieżą. Otwiera pierwsze strzelnice, ale ruch robi się na nich dopiero 2 lata później – i to z całkiem innej przyczyny. Amerykanów do nauki posługiwania się bronią mobilizuje wyzwanie rzucone przez Irlandię, która domaga się, by USA wystawiły drużynę do zawodów strzeleckich mających przesądzić o tym, który z krajów anglosaskich ma „najlepsze oko” – Amerykanie wygrali tę rywalizację.
Przez cały ten czas podkreślana jest edukacyjna misja organizacji. Przewodnik po technikach strzeleckich autorstwa Wingate’a pod koniec XIX w. zostaje uznany za główny podręcznik strzelectwa dla amerykańskiej armii, a w 1901 r. Kongres tworzy komisję ds. promocji praktyk strzeleckich, w skład której wchodzą przedstawiciele NRA, Gwardii Narodowej i wojska – ma ona za zadanie wspierać rozwój klubów strzeleckich szkolących cywilów na okoliczność wojny. Co ciekawe – i co obecne władze NRA uwielbiają pomijać – przez pierwsze 100 lat istnienia związek jest orędownikiem kontroli nad bronią. W 1934 r. pomaga przeforsować pierwszą ustawę na ten temat – National Firearms Act (Ustawa o broni). Ówczesny prezes stowarzyszenia Karl Frederick tak ją uzasadnił: „Nigdy nie wierzyłem w sens noszenia przy sobie broni ani ostentacyjnego chwalenia się nią. Sam rzadko zabieram ją ze sobą. Dostęp do broni powinien być mocno ograniczony i udzielany tylko na podstawie licencji”. W 1968 r. stowarzyszenie popiera drugą federalną regulację ograniczającą dostęp do broni Gun Control Act (Ustawa o kontroli broni).
Niestety lata 70. odcisną się na Ameryce jako jeden z najbardziej burzliwych społecznie i ekonomicznie okresów w jej historii. To gwałtowny wzrost liczby ulicznych rozruchów i strzelanin, przemocy w domach i na ulicach. Na spotkanie dzieciom kwiatom niosącym obyczajową i kulturową rewolucję tłumnie wyjdą konserwatyści głoszący potrzebę moralnej odnowy narodu. Wśród nich – grupa weteranów II wojny światowej pod przewodnictwem Neala Knoxa oraz Harlona Cartera, głoszących, że prawo i porządek można przywrócić tylko przy użyciu broni. Ich zwolennicy przejmują władzę w NRA w 1977 r. – to tzw. rebelia w Cincinnati, do której doszło na dorocznym spotkaniu władz organizacji – i społeczeństwo po raz pierwszy słyszy wtedy od nich, że nie tylko powinno się uzbroić, by móc się bronić przed niszczącymi Amerykę liberałami, lecz także o tym, że prawo do posiadania broni jest gwarantowane wszystkim przez Drugą Poprawkę.
To moment, który historycy nazwą „chwilą wynalezienia na nowo przez NRA Drugiej Poprawki”. Jak smutne, ale prawdziwe to stwierdzenie najlepiej dowodzi fakt, że do tamtej pory każdy konstytucjonalista badający wymowę tej poprawki uznawał, iż nie wynika z niej, że przyznaje ona każdemu obywatelowi prawo do posiadania broni. Jak skuteczna okazała się propaganda NRA, świadczy fakt, że w 2008 r. Sąd Najwyższy zawyrokował w końcu po jej myśli. Trzy poprzednie próby uzyskania od SN takiego orzeczenia – w 1875, 1886 i 1939 r. – zakończyły się fiaskiem.
W walce o nowe oblicze Ameryki władze NRA nie mają zamiaru przebierać w środkach ani szczędzić na ten cel pieniędzy. Rozpoczyna się agresywna kampania urabiania umysłów, w której kupowanie polityków i opłacanie autorów udowadniających, że Druga Poprawka gwarantuje powszechne prawo do broni, są na porządku dziennym. Przełomowy dla NRA jest 1980 r. – posługując się hasłami, że patrioci zawsze noszą przy sobie broń, związek po raz pierwszy udziela poparcia republikańskiemu kandydatowi na prezydenta. Ronald Reagan, kalifornijski kowboj z ekranu, wygrywa z Jimmym Carterem, a Waszyngton otrzymuje pierwszy ostrzegawczy sygnał, by liczyć się z NRA i jego wizją kraju. Pierwsze zwycięstwo na niwie legislacyjnej przychodzi niedługo potem. W 1986 r. Kongres przegłosowuje sponsorowaną przez NRA ustawę o nazwie Firearm Owners Protection Act (Ustawa o ochronie właścicieli broni) zabraniającą rządowi federalnemu sporządzania rejestru właścicieli broni. W 1987 r. w kampaniach reklamowych NRA po raz pierwszy pojawia się wątek „my kontra oni” i granie ludzkim strachem. „Czy nie powinieneś zastrzelić gwałciciela, zanim poderżnie ci gardło?”, „Jeśli zostaniesz zaatakowany przed własnym domem, czy chciałbyś mieć za sąsiadów ludzi, którzy nie popierają prawa do posiadania broni?”, „Jeżeli policjant nie jest w stanie cię obronić, to kto to zrobi?” – zaczęły krzyczeć do Amerykanów plakaty i spoty w mediach opłacane przez NRA.
Kolejnym przełomowym momentem jest 1991 r. Szefem NRA zostaje Wayne LaPierre – polityk, lobbysta, człowiek gardzący kompromisami, godny spadkobierca puczystów z 1977 r. Urząd sprawuje do dzisiaj i to on w dużej mierze jest odpowiedzialny za transformację NRA.
By broń zdobiła każdy pasek
LaPierre z żelazną konsekwencją realizuje swój cel, którym jest zalanie Ameryki bronią, w tym automatyczną, przy zniesieniu obowiązujących regulacji. Nie zrażają go ani badania na temat zagrożeń płynących z wysokiego stopnia uzbrojenia społeczeństwa, ani kolejne, coraz krwawsze strzelaniny, w których giną dzieci. Argument La Pierre’a pozostaje ten sam: jeśli każdy Amerykanin będzie miał broń, to potencjalny napastnik nie będzie miał szans. Z przemocą, zdaniem szefa NRA, należy walczyć wyłącznie przemocą. Komentarz LaPierre’a po masakrze w Las Vegas brzmiał: „Mamy kolejnego mordercę, którego zainspirowały przekazy z Hollywood. Zapamiętajcie, to fabryka snów jako platforma liberałów wyrządza Ameryce najwięcej szkody, instruując codziennie miliony widzów, jak niewłaściwie korzystać z broni!”.
Prof. Joan Burbick nie widzi na razie żadnej szansy ani na ograniczenie wpływów NRA, ani na jej powrót do nobliwych korzeni. – Widziałam wiele razy, jak ugrupowania sprzymierzone z NRA niszczą w zarodku nawet najmniejsze, racjonalne zmiany w ustawodawstwie na poziomie stanowym oraz federalnym. Mają fundusze od producentów broni, mają wsparcie polityków i ich korporacyjnych przyjaciół, mają aktywną bazę wyborców. Do tego w dzisiejszych czasach prawo do posiadania broni świetnie wpisuje się w renesans ideologii konserwatywnej. Mamy do czynienia ze zorganizowanymi strukturami, które efektywnie pracują w terenie od 40 lat – konkluduje ekspertka.
Wygląda na to, że zanim te zmiany nastąpią, będziemy skazani na Amerykę przypominającą swoim zachowaniem i postawami bandę nastolatków: zafascynowaną przemocą, chętną do bitki i rozróby w imię ideałów sztywno pojmowanych i interpretowanych dla własnej korzyści. Ojcowie założyciele kraju przewracają się w grobach. Tak bardzo zależało im na stworzeniu odpowiedzialnego, dojrzałego obywatelsko społeczeństwa. Ponad 200 lat później to społeczeństwo wciąż nie dorosło, a nawet robi się coraz bardziej niedojrzałe.