W trakcie debaty nad Białą Księgą w Parlamencie Europejskim deputowany Guy Verhofstadt powiedział, że po brexicie Europa potrzebuje „historii sukcesu”. A jest możliwe, że UE-27 mogłaby się znów stać UE-28, a z czasem nawet UE-33
Chociaż Wielka Brytania wciąż jest członkiem Unii Europejskiej, to oficjele z Brukseli oraz politycy na kontynencie coraz częściej mówią już o Wspólnocie 27, a nie 28 państw. Jeśli pod koniec marca brytyjska premier Theresa May rozpocznie, zgodnie z zapowiedziami, procedurę wyjścia z Unii, to za dwa lata UE skurczy się o jedno państwo członkowskie. Ten stan nie będzie jednak trwał wiecznie. Wiele bowiem wskazuje, że wkrótce potem UE-27 na powrót stanie się UE-28, a z czasem nawet UE-33.
Grono kandydatów znajduje się na Bałkanach. To Czarnogóra, Serbia, Albania, Macedonia, Bośnia i Hercegowina oraz Kosowo. Dwa pierwsze kraje już rozpoczęły negocjacje członkowskie. Dwa kolejne mają status kandydatów i czekają na otwarcie rozmów. Bośnia i Hercegowina złożyła wniosek akcesyjny, Kosowo jeszcze tego nie zrobiło. Włączenie tych krajów do Unii miałoby symboliczny wymiar; nie tylko domykałoby bałkańską granicę Wspólnoty, ale też zamykało pełen konfliktów okres w historii tych krajów. – Polityka rozszerzenia przynosi rezultaty i jest najlepszym instrumentem modernizacji w południowej Europie. Ta przemiana daje gwarancję stabilności – a więc znajduje się w interesie własnym Unii – mówił w listopadzie ub.r. odpowiedzialny za rozszerzenie komisarz Johannes Hahn.
Wśród bałkańskiej szóstki rolę akcesyjnego prymusa pełni Czarnogóra (w 2010 r. szeregi UE zasiliła Chorwacja). Podgorica jak dotąd otworzyła 26 z 35 rozdziałów negocjacyjnych z Brukselą, z których dwa udało się wstępnie zamknąć. W przyjętej w ubiegłym tygodniu rezolucji Parlament Europejski bardzo chwalił postępy poczynione przez kraj na drodze do akcesji i zachęcał do dalszych reform. Członkostwo w UE nie zależy od członkostwa w NATO, ale nie bez znaczenia jest fakt, że kraj niedługo zostanie przyjęty do Sojuszu Północnoatlantyckiego (potrzebna do tego jest akceptacja jeszcze trzech członków NATO, w tym Stanów Zjednoczonych).
Serbia w chwili obecnej ma otwartych osiem rozdziałów negocjacyjnych. Dwa są wstępnie zamknięte.
Problem w tym, że trudno postęp integracji zachodnich Bałkanów uznać za sukces w sytuacji, w której państwa te uznano za potencjalnych członków Unii jeszcze przed przyjęciem Polski w 2003 r. Proces ślimaczył się najpierw pod wpływem „zmęczenia rozszerzeniowego”, po tym jak UE powiększyła się w 2004 i 2007 r. Potem europejscy politycy mieli ręce pełne roboty na skutek kolejnych kryzysów. Wreszcie tuż po objęciu fotela szefa Komisji Europejskiej w 2014 r. Jean-Claude Juncker ogłosił, że nowe rozszerzenie nie nastąpi za jego kadencji (kończy się ona w 2019 r.). Przewodniczący tłumaczył się później, że miał na myśli zbyt słabe przygotowanie państw kandydackich. Niemniej jego wypowiedź została – nie tylko na Bałkanach – odczytana jako deklaracja polityczna, że Unii nie zależy na dalszych rozszerzeniach.
Dodatkowo wśród obecnych członków UE nie wszyscy to zwolennicy bałkańskiego rozszerzenia. Na przykład Grecja od lat blokuje rozpoczęcie rozmów z Macedonią. Ateny uważają, że sąsiad zamiast nazwy sugerującej pretensje do krainy na terenie państwa greckiego powinien używać nazwy Była Jugosłowiańska Republika Macedonii. Przeszkodą na drodze do akcesji małego kraju do Unii stała się również Bułgaria, gdzie trwa konflikt o uznanie macedońskiej mniejszości.
Jeden z powodów, dla których w europejskich stolicach nie było serca do rozszerzenia Wspólnoty na Bałkany, mogła stanowić skomplikowana sytuacja wewnętrzna w tych krajach. Jeśli Bruksela jednak traktuje ideę powiększania Unii poważnie, to nie ma innego wyjścia, jak aktywnie brać na siebie w tych konfliktach rolę mediatora. Przykładem chociażby wczorajsza wizyta komisarza Hahna w Macedonii. Austriacki polityk udał się tam z misją zakończenia kryzysu politycznego, w jakim kraj znajduje się od grudnia.
Macedonia to niejedyne miejsce, gdzie na Bałkanach iskrzy: ostatnio doszło również do znacznego pogorszenia w relacjach między Serbią a Kosowem.
Na bałkańskim rozszerzeniu Unii powinno zależeć nie tylko dlatego, że może to być impuls do ożywienia idei integracji. Inny powód jest taki, że zwiększeniem swoich wpływów w regionie zainteresowana jest także Rosja. Otwarte jednak pozostaje pytanie, czy wystarczy politycznej woli na przyjęcie do Unii kolejnych krajów. ⒸⓅ
Grono kandydatów na członków Wspólnoty znajduje się na Bałkanach
Turcja i Wyspy Owcze też mogą być w Unii
Proces rozszerzania Unii Europejskiej nie musi się ograniczać do Bałkanów. Od dawna w planach jest rozciągnięcie Wspólnoty za Cieśninę Bosfor. Przedwczoraj w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Bild” odpowiedzialny za rozszerzenie komisarz Johannes Hahn określił jednak przystąpienie Turcji pod rządami prezydenta Erdogana jako „coraz bardziej nierealistyczne”. Podstawowy zarzut, jaki Bruksela stawia Ankarze, to dążenie do autorytaryzmu, czego wyrazem ma być m.in. planowane na połowę kwietnia referendum w sprawie poprawek do tureckiej konstytucji. Zapewnią one Erdoganowi możliwość rządzenia jeszcze przynajmniej przez dekadę.
Innym chętnym do przystąpienia do UE mogłaby stać się niepodległa Szkocja. Stojąca na czele rządu w Edynburgu Nicola Sturgeon zapowiedziała w tym miesiącu chęć organizacji drugiego referendum niepodległościowego w latach 2018–2019. Jeśli szkocka premier postawi na swoim (nie wydaje się, żeby Londyn mógł ją powstrzymać), może jeszcze bardziej skomplikować negocjacje w sprawie brexitu.
Potencjalnym kandydatem mogą również stać się Wyspy Owcze (dziś są terytorium zależnym należącej do UE Danii). W kwietniu przyszłego roku mieszkańcy wezmą udział w referendum nad zmianami w konstytucji. W grę wchodzi zapisanie w ustawie zasadniczej konieczności organizacji plebiscytu w takich kwestiach jak niepodległość czy członkostwo w UE. Gdyby mieszkańcy Wysp wybrali to pierwsze, mogliby też zacząć myśleć o tym drugim.
Otwarte drzwi do Brukseli mają takie kraje jak Islandia, Norwegia i Szwajcaria.
Islandia rozpoczęła negocjacje z Brukselą w 2009 r. W 2013 r., kiedy je zawieszono, otwartych było już 27 rozdziałów, a wstępne porozumienie osiągnięto w 11. Ostatnio niektórzy islandzcy politycy zaczęli ponownie mówić o kwestii członkostwa w UE, ale nie przerodziło się to jak dotąd w konkretne deklaracje ze strony przedstawicieli rządu.
Norwegia ma za sobą dwa nieudane referenda akcesyjne. Jest członkiem Europejskiego Obszaru Gospodarczego, a więc ma dostęp do wspólnego rynku. Norwegom taki układ zdaje się odpowiadać – w sondażu z ub.r. ponad 70 proc. opowiedziało się przeciw członkostwu w Unii.
Z podobnego statusu wydają się zadowoleni Szwajcarzy. Konfederacja ma z Unią wynegocjowaną umowę dwustronną; wniosek o przystąpienie został ostatecznie wycofany przez rząd w Bernie w ub.r.