Nominowany na ministra handlu w administracji Donalda Trumpa Wilbur Ross powiedział w środę podczas przesłuchania w Senacie USA, że kraje, które łamią przepisy handlowe, będą surowo ukarane; uznał też renegocjację umów międzynarodowych za priorytet nowego rządu.
"Jestem zwolennikiem wolnego handlu. Ale zwolennikiem handlu sensownego, a nie takiego, który jest szkodliwy dla amerykańskich pracowników i dla krajowej bazy przemysłowej" - powiedział Ross, którego nominacja musi zostać zaaprobowana przez Senat.
Kandydat na ministra określił się też jako zwolennik związków zawodowych oraz osoba mająca bardzo duże doświadczenie w handlu międzynarodowym, a zatem dobrze przygotowana do objęcia teki ministra - relacjonuje AP.
Ross jest miliarderem; jego majątek wycenia się na 2,9 mld dol., ma liczne inwestycje ulokowane za granicą. Zobowiązał się jednak przed senacką komisją ds. handlu, nauki i transportu, że pozbędzie się udziałów w blisko 40 firmach w ciągu 90 dni, a w kolejnych 40, w związku z tym, że ma w nich ulokowane mniej płynne aktywa, w ciągu 180 dni.
Ross zapowiedział podczas przesłuchania, że kwestia "polityki handlowej" wobec Kanady i Meksyku będzie jednym z "pierwszych priorytetów" nowej administracji, a układ NAFTA o wolnym handlu z Meksykiem i Kanadą jest "logicznie pierwszą rzeczą", jaką USA powinny się zająć. Dodał też, że "woli dwustronne umowy handlowe" od porozumień wielostronnych.
Podczas kampanii wyborczej Trump zapowiedział renegocjację takich porozumień, w tym właśnie układu NAFTA, oraz zagroził nałożeniem taryf na towary importowane, a zwłaszcza te, które pochodzą z Meksyku i Chin.
Ross oświadczył, że popiera plan wykorzystania taryf celnych jako "instrumentu negocjacji" oraz sposobu karania krajów, które nie "grają zgodnie z przepisami". Wyjaśnił, że te kraje, które "nie grają fair" w kwestiach handlu, powinny być "surowo ukarane". Jak komentuje Bloomberg, jest rzeczą jasną, że Ross odniósł się przede wszystkim do Chin.
Kandydat na ministra oświadczył, że Chiny są najbardziej protekcjonistycznym krajem świata; dodał, że "jest rzeczą dziwną, że USA mają niskie cła, a Chiny wręcz przeciwnie".
Ross powiedział też, że ze względu na brak równowagi w wymianie handlowej "USA muszą zwiększyć eksport". Dodał, że Stany Zjednoczone muszą się stać krajem bardziej samowystarczalnym energetycznie - podaje Reuters.
Według Rossa nowy prezydent zlikwiduje zapewne niektóre regulacje dotyczące rynków finansowych; Trump zapowiadał w czasie kampanii wyborczej, że doprowadzi do ponownej deregulacji Wall Street.
Jak relacjonuje Reuters, Ross uważa, że inwestycje w infrastrukturę, które obiecał Trump, stworzą dobrze płatne miejsca pracy dla Amerykanów; przyznał jednak, że na obszarach wiejskich projekty te będą musiały być subsydiowane.
Bloomberg, który otrzymał tekst oświadczenia Rossa jeszcze przed jego wystąpieniem w Senacie, podaje, że zdaniem kandydata na ministra USA nie będą tolerować wolnorynkowej konkurencji z firmami państwowymi, które otrzymują rządowe dotacje.
Członkowie senackiej komisji przyjęli z zadowoleniem oświadczenie Rossa, że - w odróżnieniu od Trumpa - ma on zamiar pozbyć się udziałów w firmach, których posiadanie groziłoby konfliktem interesów - podaje AP.
Nominowanie Rossa na ministra handlu skrytykowały media; "Financial Times" nazwał go "instynktownym protekcjonistą", który pali się do konfrontacji z Chinami. Eksperci i prasa ekonomiczna zwracają uwagę, że wprowadzenie w życie protekcjonistycznych pomysłów Trumpa grozi wojną handlową i, na dłuższą metę, zastojem światowej gospodarki. (PAP)
fit/ mc/