Transformacja energetyczna jest okazją do wielkiego skoku rozwojowego polskiej gospodarki i mocnego postawienia na nowoczesne technologie. To też szansa na lepszy bilans płatniczy. Transformacja oznacza niezależność od zagranicznych surowców, bezpieczeństwo strategiczne i geopolityczne. Przestaniemy importować część paliw i oszczędzimy setki miliardów złotych w skali 5 czy 10 lat. To pieniądze, które, zamiast trafić za granicę, zostaną w Polsce. Nikt też nie zabierze nam wiatru ani słońca, nie zablokuje dostępu do nich. Działając na rzecz ochrony klimatu, mamy więc szansę osiągać zarówno cele gospodarcze, jak i geopolityczne.
Przede wszystkim może uczestniczyć w samym procesie budowy. Jako deweloperzy farm wiatrowych zachęcamy polskich przedsiębiorców do tego, żeby uczestniczyli w naszych projektach. W Polsce nie ma znaczącego producenta turbin wiatrowych czy morskich, ale już elementy tych projektów, poszczególne mniejsze części są i mogą być realizowane w Polsce. Szacujemy, że branża wiatrowa ma w tej chwili w Polsce ok. 400 dostawców, którzy aktywnie uczestniczą w łańcuchach wartości właśnie dla branży offshore. A jesteśmy na początku drogi, ponieważ dopiero budujemy ten biznes.
Potem nastąpi faza eksploatacyjna, która będzie trwała 30 czy 40 lat. Do niej też potrzeba dostawców. Wartość dodana jest generowana zarówno w momencie budowy, jak i w czasie eksploatacji farm wiatrowych.
Warto zaczynać od małych rzeczy, na których dana firma najlepiej się zna. Zaletą offshore jest to, że to branża globalna. Przedsiębiorca z Polski, który nauczy się jej tutaj, za chwilę może realizować projekty w Danii, Szwecji albo na Morzu Północnym, w Szkocji. Świat stoi otworem. To realna, wielka szansa dla polskiej gospodarki i krajowych przedsiębiorstw.
Istnieją duże potrzeby związane z firmami serwisowymi. Ten biznes to obsługa i logistyka morska – przecież do tych turbin trzeba dojeżdżać i dopływać. Potrzeba też dla nich odpowiednich baz serwisowych na lądzie. Każda z firm, które budują offshore w Polsce, buduje tu takie bazy serwisowe. Będą w nich zatrudniały po kilkaset osób. Pracę znajdą technicy, automatycy, elektrycy. Tego rodzaju umiejętności będą szczególnie potrzebne. Będzie też zapotrzebowanie na ludzi pracujących na linach, na wysokościach, na platformach.
Energetyka wiatrowa i fotowoltaiczna, związana z budowaniem rozproszonych źródeł, to także okazja do tego, żeby wspólnoty lokalne na energetyce zarabiały – przykładowo na dochodach podatkowych. To wymiar najbardziej oczywisty i podstawowy. Wiele gmin, w których są zlokalizowane nasze projekty, widzi te korzyści, bo w ich kasach po prostu pojawiają się dodatkowe pieniądze.
W tej chwili czekamy na nowe otwarcie w zakresie rozwoju farm lądowych. Zmiany legislacyjne, które nastąpiły trochę więcej niż rok temu, umożliwiają na nowo przygotowywanie projektów, ale wymagają uchwalenia miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. I to jest wysiłek po stronie gmin.
To jest inwestycja. Wyzwanie nie tylko finansowe, lecz także intelektualne. Trzeba opracować to, jaki ten plan ma być, podjąć wiele decyzji strategicznych, które później wpływają na to, jak te gminy będą się rozwijały.
Branża OZE rozwija się w Polsce już od 20 lat, jednak to rozwój falowy, następujący w konsekwencji m.in. kolejnych regulacji.
Jeżeli mamy taki przestój w branży wiatrowej jak ten w latach 2016–2019, wynikający m.in. z wpływu ustawy 10H, wielu ludzi znika z rynku. Projektów w rozwoju zwyczajnie nie było. W związku z tym fachowcy musieli się przebranżowić. Teraz, kiedy ruszamy w końcu z kolejnymi projektami, może ich brakować.
W Polsce osiągnęliśmy już ponad 10 GW mocy zainstalowanej w farmach wiatrowych na lądzie. Ale nowych projektów jeszcze nie ma, bo uwolnienie regulacyjne, które nastąpiło w zeszłym roku, da efekty w postaci nowych farm wiatrowych w perspektywie kolejnych trzech–pięciu lat. To oznacza, że przez te kilka lat będziemy budować w Polsce niewiele nowych źródeł wiatrowych. Firmy budowlane, instalacyjne, ludzie, którzy się tym zajmują, jeszcze przez chwilę będą musieli działać w innych branżach.
Uważam, że tak.
Po pierwsze, nie mamy innego wyjścia, a po drugie, uważamy, że transformacja energetyczna jest inwestycją, a nie kosztem. Zamieniamy zmienne koszty operacyjne na jednorazowe koszty inwestycji i tworzymy źródło o bardzo niskich kosztach bieżących. I to przynosi korzyści.
Inwestycja w OZE jest szansą. Potrzebujemy stabilności, niskich kosztów działalności. OZE jest do tego kluczem, bo to tanie źródło energii w perspektywie długoterminowej.
Ale żeby koszty finansowania były niskie, potrzebna jest stabilność regulacyjna. To oznacza niską premię za ryzyko po stronie inwestorów kapitałowych i banków, którzy finansują tego typu inwestycje. Niska inflacja wspomaga stabilność, podobnie jak stabilność kursów walutowych, bo wtedy możemy się wesprzeć finansowaniem spoza Polski.
Natomiast, jeśli myśleć dalej o źródłach finansowania, to koszt całej pierwszej fazy offshore w Polsce szacuje się na ok. 100 mld zł, które musimy wydać jako branża. To są inwestycje w skali najbliższych czterech lat.
Pierwszą fazę. To jest 6 GW mocy.
To są długofalowe projekty. Tak jak oczekiwane korzyści są długofalowe. Przeprowadziliśmy dwie emisje akcji na przestrzeni ostatnich dwóch lat i one nas wsparły finansowo. W tej chwili szykujemy emisję zielonych obligacji. Będzie to kolejne narzędzie na rynku kapitałowym, które umożliwi inwestorom profesjonalnym i funduszom uczestniczenie w projektach związanych z sektorem offshore.
Uważam, że technologie wymagają wsparcia na wczesnym etapie ich rozwoju, czyli w momencie, kiedy startujemy. Bez tego nie osiągniemy efektu skali. Ale kiedy technologia stanie się dojrzała, nie musi być wspierana.
W związku z tym narzędziem państwa jest właśnie wsparcie odpowiednich technologii – tak żeby zapewnić zdywersyfikowany miks energetyczny. To słowo klucz, które się pojawia często w naszych dyskusjach. Warto mieć źródła w wielu technologiach, bo dzięki temu rozpraszamy ryzyko: technologiczne, paliwowe i strategiczne.
Ważne jest też kształtowanie elementów regulacyjnych i elementów wsparcia, żeby miks miał określoną strukturę. Chodzi o to, żebyśmy nie zostawili tego jedynie rynkowi. Jedna technologia nie może zdominować całej gospodarki.
W przypadku technologii wiatrowych spadek kosztu nie jest związany z tym, że same wiatraki są tańsze, wręcz przeciwnie – często są droższe, niż były 10 lat temu, ale produkują znacznie więcej energii. Są bardziej efektywne.
10-letnie wiatraki offshore’owe w Danii mają moc 3–4 MW. Te, które my zamówiliśmy w pierwszej fazie morskiej energetyki wiatrowej w Polsce, będą dysponowały mocą 14–15 MW. A więc ich moc wzrosła czterokrotnie w ciągu 10 lat. W tej chwili są prowadzone prace nad tym, by wyprodukować wiatraki 20- czy 25-megawatowe.
70–80 m, ale na morzu nie ma ograniczeń transportowych. Na lądzie nie jesteśmy w stanie zbudować dowolnie dużej turbiny. Żeby ją dowieźć na miejsce, musielibyśmy zdemontować wszystkie wiadukty i mosty po drodze.
Budowane są porty instalacyjne. To element niezbędny do tego, żeby branża wiatrowa na morzu dalej się rozwijała. Potencjał jest ogromny. Żeby pokazać skalę, powiem tylko, że pierwsze wiatraki, które mamy wybudować w Polsce, to jest ok. 400 sztuk. Potencjał całego obszaru w Polsce jest pięcio-, sześciokrotnie większy. Mamy więc dużo pracy na najbliższe 20 lat. Jeżeli zainwestujemy w porty już teraz, przez cały ten czas będą mogły funkcjonować w naszych łańcuchach wartości w logistyce związanej z budową.
Transformacja energetyczna to nie jest transformacja samej energetyki. Musimy odejść od paliw kopalnych nie tylko w energetyce, lecz także w transporcie, w ciepłownictwie, w przemyśle.
W tych branżach jest mnóstwo elastyczności związanej z tym, że zużycie energii niekoniecznie jest potrzebne w tym momencie, w którym nam się wydaje. Możemy łatwo przesuwać zużycie, np. w transporcie czy w ciepłownictwie, na inne godziny – kiedy źródła OZE są bardziej dostępne. I w związku z tym elastyczność, którą dają nam magazyny, może zostać przesunięta z branży elektrycznej w stronę np. ciepłownictwa.
Magazyny ciepła są doskonałym sposobem, żeby wspierać bilansowanie źródeł OZE. Gdy mamy za dużo OZE, trzeba ładować magazyny ciepła. A wykorzystywać to ciepło wtedy, kiedy jest potrzebne. Magazyn ciepła jest dużo tańszy niż magazyn energii elektrycznej. ©℗