Paul Kingsnorth był ekologiem. I to radykalnym. Ale już nie jest. Przestraszył się neoekologów, którzy w ciągu ostatnich 15–20 lat przejęli ruch. Czyniąc współczesny „klimatyzm” zaprzeczeniem tego, o czym marzyli zwolennicy bardziej harmonijnego współżycia człowieka z naturą.

„Neoekolodzy uwielbiają ustalać ceny dla takich rzeczy, jak drzewa, jeziora, mgły, krokodyle, lasy deszczowe i zlewnie – pisze Kingsnorth. – Każda z tych rzeczy może dostarczać «usługi ekosystemowe», a je z kolei można kupować, sprzedawać, policzyć bądź zmierzyć. Wiąże się z tym niemal religijne podejście do metod naukowych. Wszystko, co ważne, może być wymierzone przez naukę, cenę wyznaczą rynki, a wszelkie roszczenia, które nie zawierają załącznika w postaci liczb można z łatwością pominąć”. Kingsnorth nie liczy już samonaprawę ruchu. Bo neoekolodzy nie widzą potrzeby zmieniania samych siebie. Dla nich problemem są wszyscy wokoło, ale nie oni sami.

ikona lupy />
Paul Kingsnorth, „Wyznania otrzeźwiałego ekologa”, przeł. Tomasz Sikora, Wydawnictwo Ha!art, Kraków 2024 / nieznane

Co ma Kingsnorth do zarzucenia współczesnym ekologom? Wiele. Po pierwsze, wiarę w rynek – co czyni ich pożytecznymi idiotami wszelkiego kapitału uprawiającego greenwashing. Po drugie, przekonanie, że postęp technologiczny jest zeroemisyjny – choć to wierutna bzdura, a jak nie wierzycie, to pomyślcie, ile prądu potrzeba do wytrenowania kolejnych wspaniałych chatów GPT, z którymi można sobie pogadać o katastrofie klimatycznej. Po trzecie, chodzi o sposób, w jaki zieloni podchodzą do nauki – używając jej jako narzędzia do eliminacji odmiennych punktów widzenia i alienowania inaczej myślących. Po czwarte, szkodzą debacie publicznej – mordując różnorodność i narzucając wymuszoną jednomyślność (z której na dodatek nic dla sprawy nie wynika). Mało? Jeśli tak, Kingsnorth ma takich argumentów jeszcze ze trzydzieści. A ja wybrałem tu kilka najbardziej czytelnych i najłatwiejszych do wyłożenia w skróconej formie.

Czy książka Kingsnortha jest głosem wołającego na puszczy? Bez dwóch zdań. W końcu jego eseje, wydane teraz po polsku w formie książkowej, w większości powstały jeszcze w poprzedniej dekadzie. I świata nie zmieniły. Ale jedna uwaga, zanim się rozejdziemy. Moment mamy taki, że wokół ekologizmu zaczyna się coś dziać. Protesty rolników w kolejnych krajach Europy pokazują nową energię oporu przeciw politycznym wykwitom ekologizmu – choćby Zielonemu Ładowi Komisji Europejskiej. I akurat argumenty Kingsnortha pasują tu bardzo dobrze. Może jednak coś się zmieni? ©Ⓟ