Niedługo miną trzy miesiące od rosyjskiej inwazji na Ukrainę. To także trzy miesiące, które pokazują nam, jak ważna jest rola Rosji w globalnych łańcuchach dostaw, czyli w sieci powiązań, która stanowi krwiobieg globalizacji. W nowej pracy „Konsekwencje rosyjskiej inwazji na globalne łańcuchy dostaw” Deborah Winkler i Lucie Wuester, ekonomistki Banku Światowego, podsumowują jej udział w obrocie w poszczególnych branżach.

Badając rolę kraju w globalnych układzie powiązań ekonomicznych (w ekonomicznym żargonie znanych jako GVC – global value chains), musimy sobie wyobrazić właśnie rzeczony łańcuch. A właściwie jego ogniwo, którym jest konkretny kraj. To wszystko, co znajduje się „na dole” łańcucha, można mierzyć procentowym udziałem nakładów importowych w stosunku do eksportu kraju. Dla Rosji ten wskaźnik wynosi niecałe 10 proc. Oznacza to, że Rosja do uczestnictwa w globalizacyjnej grze nie potrzebuje wkładu reszty świata. Nie jest bowiem aż tak ważna jako kupujący na światowych rynkach.
Jeżeli spojrzymy jednak „w górę” łańcucha, to rola Rosji znacząco urośnie. Gdybyśmy bowiem próbowali wyliczyć, jaki procent eksportu pozostałych uczestników globalizacji zależy od „rosyjskiej wkładki”, to liczba ta sięgnęłaby 30–40 proc. To ogólny stopień powiązania globalnych łańcuchów dostaw z Rosją. Jeśli rozbić ten udział na konkretne towary, to dostaniemy listę sektorów gospodarki o największym nasyceniu importem z Rosji. To (poczynając od najważniejszych) branża paliwowa, wydobycie i transport. A na następnej pozycji rolnictwo.
Rzecz jasna nie wszystkie kraje czy regiony są z Rosją równie mocno powiązane. Zależy to od typu towaru, który analizujemy. Weźmy np. stal. Tu – gdy chodzi o światowy eksport – Rosja (razem z Ukrainą i Brazylią) kontrolują nawet trzy czwarte światowego rynku. Ale od Rosji w tym względzie najmocniej uzależnione są kraje już i tak znajdujące się w jej orbicie wpływów: Białoruś, Kazachstan czy Kirgistan. Jeśli jednak spojrzymy na inny hit eksportowy – pallad – to na liście uzależnionych od jego dostaw znajdziemy Kanadę, Japonię, USA, Włochy i Koreę. Dzieje się tak dlatego, że ten metal ma szerokie zastosowanie w branży motoryzacyjnej, a mówiąc ściślej, w realizowaniu jej najnowszych, ekologicznych ambicji. To właśnie rzadkie metale są tym rosyjskich skarbem, dla którego najtrudniej znaleźć alternatywę.
Na szczęście nie od wszystkiego, co świat kupuje od Rosjan, nie sposób się uniezależnić. Opinię publiczną najbardziej interesują rzecz jasna ropa i gaz, ale jest też wiele towarów (jak nawozy albo maszyny rolnicze), które Moskwa wprawdzie w dużych ilościach sprzedaje, lecz nie ma na żadnym z tych rynków monopolu. Białoruś, Mongolia i Mołdawia importują ponad dwie trzecie nawozów z Rosji, podczas gdy Honduras i Republika Środkowoafrykańska nieco ponad połowę.
Oczywiście nie jest prawdą, że wyjęcie tak ważnego ogniwa (jakim jest Rosja) z globalnego łańcucha dostaw może się obyć bez konsekwencji. To niemożliwe. Za obecne zakłócenia już dziś płacimy wzrostem cen, a w przyszłości być może zapłacimy także niedoborami niektórych towarów. Jednocześnie wspomniana analiza pociesza nas, pokazując, że nie w każdej branży „rosyjski szok” przyniesie takie same konsekwencje. A to już jest jakiś plus w tej całej dość trudnej sytuacji. ©℗
Wyjęcie tak ważnego ogniwa, jakim jest Rosja, z globalnego łańcucha dostaw nie może się obyć bez konsekwencji, ale nie we wszystkich branżach będą one jednakowo groźne