CPK chce całkowitego wyłączenia zleceń in-house z przepisów o zamówieniach publicznych. Firmy nie wiedziałyby wówczas o planach zawarcia umowy i nie mogłyby podważać ich przed KIO.

Ministerstwo Rozwoju i Technologii rozpoczęło konsultacje nad propozycjami zmian w przepisach o zamówieniach publicznych. W minionym tygodniu odbyło się spotkanie, na które zaproszono wybranych zamawiających i przedstawicieli przedsiębiorców, by omówić zgłoszone przez nich propozycje zmian w przepisach. Wśród nich jest postulat pełnomocnika rządu ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego, który zmierza do całkowitego wyłączenia zamówień in-house spod ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 1710 ze zm.).

Chodzi o zamówienia wewnętrzne, zlecane własnym podmiotom (np. spółkom komunalnym przez gminy czy też spółkom córkom przez spółkę matkę, jak w przypadku CPK). Dyrektywa unijna pozwala wyłączyć je spod przepisów. W Polsce zdecydowano się na rozwiązanie pośrednie – są traktowane jako zamówienia z wolnej ręki. To wynik kompromisu, którego wypracowanie zajęło lata. Z jednej strony formalności jest mniej, z drugiej – jednak zamawiający muszą publikować ogłoszenia o zamiarze zawarcia umowy, dzięki czemu wykonawcy dowiadują się o tych planach i mogą je oprotestowywać. Tak było w przypadku wartego ponad 1 mld zł zlecenia na odbiór warszawskich śmieci. Firmy udowodniły przed Krajową Izbą Odwoławczą, a następnie przed sądem, że nie spełniono przesłanek do zastosowania procedury in-house i stołeczny ratusz musiał ostatecznie rozpisać otwarty na konkurencję przetarg.

Zagrożenie dla przejrzystości

Wyłączenie tych zamówień spod przepisów ustawowych oznaczałoby brak obowiązku informowania o nich. Niepokoi to ekspertów.

– Publikacja ogłoszenia o zamiarze zawarcia umowy in-house jest zasadniczym elementem umożliwiającym kontrolę prawidłowości ich udzielania. Dzięki niemu rynek dowiaduje się o planowanym wyborze tej formy realizacji zamówienia i może zareagować, składając odwołanie do KIO – mówi dr Wojciech Hartung, adwokat z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.

– Innymi słowy ogłoszenia gwarantują prawo do sądu i realną kontrolę nad nadużywaniem stosowania tego typu zamówień. Warto przy tym podkreślić, że zarzuty wobec zastosowania procedury in-house nierzadko okazują się słuszne. Na podstawie moich osobistych doświadczeń mogę powiedzieć, że mniej więcej połowa odwołań jest uwzględniana – dodaje.

Problem jest istotny, gdyż jak pokazują dane Urzędu Zamówień Publicznych, w 2021 r. zawarto kontrakty in-house na prawie 4 mld zł, i to nie wliczając w to zamówień poniżej progów unijnych (patrz: grafika). Wyłączenie ich spod ustawy oznaczałoby, że zniknęłyby informacje na ich temat.

– Każde wyłączenie spod przepisów może prowadzić do nadużyć. Wymogi dokumentacyjne, w tym publikacja ogłoszeń i związane z nią prawo do składania odwołań, to jedyny hamulec. Jeśli z niego zrezygnujemy, to nawet nie poznamy skali ewentualnych naruszeń, bo zwyczajnie nie będziemy o nich wiedzieć – podkreśla Grzegorz Lang, dyrektor ds. prawnych w Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Decyzje jeszcze nie zapadły

CPK argumentuje, że prawo unijne pozwala na całkowite wyłączenie zleceń in-house z reżimu zamówień publicznych, a polskie rozwiązanie niepotrzebnie mnoży formalności.

– W zamówieniu z wolnej ręki własną jednostkę czy partnera publicznego traktuje się jak każdego innego wykonawcę i wymaga się m.in. złożenia podmiotowych środków dowodowych. Tymczasem nie jest to rodzaj współpracy, który powinien być obciążony obowiązkami, z jakimi zawsze wiąże się tryb zamówienia z wolnej ręki – zauważa Konrad Majszyk, rzecznik prasowy CPK.

Zapytani przez nas eksperci przyznają, że można dyskutować o ograniczeniu pewnych formalności.

– Można np. pomyśleć o złagodzeniu wymogu przedstawiania dokumentów dotyczących braku podstaw wykluczenia, odstąpieniu od powoływania komisji przetargowej lub uproszczeniu protokołu dotyczącego udzielania zamówień. Nie widzę natomiast podstaw do odstąpienia od obowiązku sporządzania analizy potrzeb i wymagań – podpowiada dr Wojciech Hartung.

Z kolei dla Grzegorza Langa najważniejsze jest zachowanie przejrzystości i związanej z nią konkurencji.

– Mówimy bowiem nie tylko o interesie wykonawców, lecz także o wartościach, które leżą u podstaw całego systemu zamówień publicznych – zaznacza ekspert.

Przedstawiciele CPK zapewniają, że są otwarci także na inne rozwiązania, które nie powodowałyby obaw uczestników rynku.

– Wszystkie nasze propozycje mają na celu wspomóc zarówno wykonawców, jak i zamawiających i dzięki temu usprawnić proces udzielania zamówień publicznych – podkreśla Konrad Majszyk.

Dodatkowo CPK chciałoby zliberalizować przesłanki do korzystania z procedury in-house. Dziś takiego zamówienia można udzielić tylko spółkom, które co najmniej 90 proc. swej działalności wykonują na rzecz zamawiającego, który je kontroluje. CPK chciałoby, aby próg ten wyniósł 80 proc. Spółki mogłyby więc więcej zarabiać przy zleceniach zewnętrznych, także na rynku komercyjnym.

Resort rozwoju na razie nie chce komentować tych propozycji i swojego stosunku do nich.

– Na chwilę obecną nie zapadły decyzje, w tym o rozpoczęciu prac legislacyjnych, dotyczące którejkolwiek ze zgłoszonych propozycji, również tej odnoszącej się do zamówień in-house – odpowiedział na nasze pytania. ©℗

ikona lupy />
Miliardy z wolnej ręki / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe